Niemieckie Ministerstwo Obrony Narodowej pod naciskiem Urzędu Kanclerskiego usunęło całą broń ciężką z listy broni, którą mieli przekazać Ukrainie, mimo że przemysł zbrojeniowy był przygotowany do dostarczenia Ukrainie wielu rodzajów broni w krótkim i średnim okresie. Według dziennika "Bild" za cięcia odpowiedzialny jest Olaf Scholz. Media jego zachowanie nazwały "czołgowym blefem".
Decyzją Olafa Scholza niemieckie MON skróciło listę broni dla Ukrainy z 48 do 24 stron.
Ukraina nie dostanie od Niemiec broni ciężkiej, a na tym zależało jej najbardziej.
Scholz obciął listę dostaw broni na Ukrainę
We wtorek 19 kwietnia kanclerz Olaf Scholz oświadczył, że Niemcy "umożliwiły Ukrainie zakup sprzętu wojskowego z produkcji przemysłowej". Scholz podkreślał, że konsultował listę dostaw razem z Ukrainą i że Niemcy zamierzają zapłacić za tę dostawę.
Przedstawiciele Ukrainy od początku wojny podkreślają, że potrzebują głównie broni ciężkiej. Jak podał "Bild" do listy broni, której oczekiwała Ukraina, zaliczyć można m.in. czołgi Leopard, bojowe wozy piechoty Puma i Marder, transportery opancerzone Boxer i Fuchs. Ponadto Ukraina w rozmowie z niemieckim rządem podkreślała, że pilnie potrzebuje wyrzutni rakietowych i pocisków przeciwokrętowych.
Wkrótce po zapowiedziach Scholza o zapłaceniu za dostawy broni na antenie dziennika "Heute" w niemieckiej telewizji publicznej ZDF, ambasador Ukrainy w Niemczech Andrij Melnyk zaprzeczył, jakoby Scholz spełnił swoje obietnice.
Jak oświadczył, na "skorygowanej liście rządu niemieckiego nie ma żadnej broni ciężkiej". "Bild" wszedł w posiadanie zarówno listy potrzeb armii ukraińskiej, jak i ostatecznej listy rządu niemieckiego. Okazało się, że prawda leży po stronie Ukrainy.
Jak się okazuje, niemieckie MON usunęło całą broń ciężką z listy, mimo że przemysł zbrojeniowy jest przygotowany do dostarczenia Ukrainie wielu rodzajów broni w krótkim i średnim okresie. Zmiana musiała zostać wprowadzona na przestrzeni kilku ostatnich tygodni, bo jak zauważa "Bild" jeszcze w połowie marca na liście znajdowały się prawie wszystkie rodzaje broni, których domagała się Ukraina, w tym nowoczesne czołgi Leopard 2.
Biuro kanclerza Scholza musiało więc po tym czasie zacząć wprowadzać cięcia. W rezultacie lista broni, którą do Ukrainy początkowo był gotów dostarczyć niemiecki przemysł zbrojeniowy, zmniejszyła się z 48 do 24 stron. Z listy zniknęła cała broń ciężka, na której Ukrainie najbardziej zależało.
We wtorek sprawę skomentował Olaf Scholz: "Wystarczy rozejrzeć się, co robią inni, którzy są z nami blisko sprzymierzeni — np. nasi przyjaciele z grupy G7, USA, Kanada, Wielka Brytania, Francja, Włochy — i co dostarczają. Doszli do podobnych wniosków".
Fakty nie potwierdzają jednak słów kanclerza, ponieważ nie podano do tej pory żadnych informacji wskazujących na to, że Australia i Holandia przestały dostarczać Ukrainie broń ciężką.
Słowa Scholza wywołały u Wołodymyra Zełenskiego i jego współpracowników niedowierzanie i wzruszenie ramion. "Ktoś tu kłamie, i to bardzo!" powiedział dla "Bilda" jeden z pracowników ukraińskiego resortu obrony.