– Spotykamy się na romantyczną kolację, spędzamy razem noc, jemy śniadanie. Ale gdy wychodzimy do pracy, spotykamy się dopiero następnego dnia. Albo w terminie, który ustalimy. Nie sprzątamy po sobie skarpetek, nie ścielimy po sobie łóżek. Mamy udany związek od 4 lat, ale nie chcemy tego psuć wspólnym mieszkaniem – mówi Kaja, rocznik 98. Typowa przedstawicielka pokolenia Z.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Ludzie z pokolenia Z zdecydowanie rzadziej niż wcześniejsze pokolenia decydują się na wspólne zamieszkanie.
Jako powody swojej decyzji wymieniają chęć pozostania niezależnym od partnera, zachowania motylków w brzuchu a także niewystarczające możliwości finansowe na usamodzielnienie się.
Na "kocią łapę" nie żyli ich rodzice
Dzisiejsze pokolenia 30 i 40-latków często na początkowych etapach swoich pierwszych związków słyszało odwieczne pytania: "to kiedy ślub?", "może czas już założyć jakiś pierścionek na ten palec?", "planujecie dzieci?".
Rodzice narzekali, gdy młodzi decydowali się "żyć na kocią łapę", babcia przestrzegała przed "testowaniem" partnera przed ślubem, bo "jeśli zamieszkacie razem przed sakramentem, to ze związku nic nie będzie!".
Czytaj także:
Ludzi z pokolenia Z (urodzonych po roku 1995) próżno moralizować takimi kazaniami. Zresztą ci mogą z dumą odpowiedzieć mamie czy babci, że razem wcale nie mieszkają. Co nie znaczy, że nie dzielą razem sypialni... kuchni i łazienki. Ale od czasu do czasu. Dzisiejsi ludzie z pokolenia 20+ raczej nie myślą o ślubie i dzieciach. Nie mieszkają razem, bo nie chcą i widzą więcej wad niż zalet dzielenia ze sobą domu. Albo najzwyczajniej w świecie nie mogą.
Office for National Statistics przeprowadziło w 2018 roku badania, z których wynika, że liczba par żyjących w konkubinacie wzrosła o 25 proc. W Polsce pokolenie lat 1965-79 raczej nie pomieszkiwało razem przed ślubem, bo nie pozwalała im na to wiara katolicka i presja społeczeństwa zwróconego raczej ku tradycyjnym i konserwatywnym wartościom. Pokolenie Z postępuje podobnie, ma jednak wprost przeciwną motywację do powstrzymania się przed wspólnym zamieszkaniem.
"To utrzymuje przy życiu motylki w brzuchu"
Mogłoby się wydawać, że "młodzi i zakochani" niezależnie od tego, jakie pokolenie reprezentują, chcą spędzać ze sobą dni i noce. Pokolenie Z to jednak racjonalnie myślący indywidualiści i egocentrycy, którzy w związkach nie zapominają o sobie i własnych potrzebach.
Dużą wagę przywiązują więc do posiadania własnej nienaruszalnej przestrzeni i strefy komfortu. I niekoniecznie świadczy to o tym, że traktują partnera przedmiotowo, jak dodatek do swojego życia. Ich styl życia nie musi oznaczać, że ich związek nie jest dla nich priorytetem. Jedna z moich rozmówczyń podkreśla, że mieszkanie bez partnera sprawia, że poświęca mu swój "najbardziej wartościowy czas". Co to znaczy?
— Oznacza to, że nie zalegamy wspólnie godzinami na kanapie oglądając "Milionerów', nie mijamy się niczym współlokatorzy, którzy i tak siedzą z nosem w telefonie, nie irytujemy się na siebie z byle powodu jak krzywo odstawiony kubek. Planujemy spotkania ze sobą i albo spędzamy czas w ciekawy sposób, albo rozmawiamy, ale naprawdę siebie słuchając. Czuję, że poświęcam mojemu chłopakowi "quality time" i nadal jestem podekscytowana przed każdym spotkaniem z nim – wyjaśnia 26-letnia Magda, która dodaje, że najgorszym koszmarem byłby dla niej związek, w którym rozmowa ograniczałaby się do pytania o to, "co słychać w pracy?" i wspólnego wypicia herbaty.
— Nie oszukujmy się, ale prędzej czy później każdy związek dochodzi do tego etapu. Ludzie nudzą się sobą, bo są rozpieszczeni myślą, że mają siebie zawsze pod ręką. Po co się starać, o co walczyć, jeśli zdobyłeś kogoś, kto zawsze czeka na ciebie w waszym ciepłym domowym gniazdku? To związkowo rozleniwia i odbiera dreszczyk emocji, a ja chcę go czuć — dodaje.
Chęć zachowania związku na poziomie motylków w brzuchu i traktowania spotkań z partnerem jako wyczekanej randki jest więc jedną z motywacji do odłożenia na "bliżej nieokreślone później" decyzji o wspólnym zamieszkaniu. Jedną z motywacji, ale oczywiście nie jedyną.
"Nie mieszkamy razem, bo nas nie stać"
Dla pokolenia Z chęć komfortowego życia, wygody i skupienia się na sobie nie są powodami do wstydu. Trudno w tym pokoleniu znaleźć zakochaną kobietę, która powie wprost, że "studia/praca/samorozwój" może poczekać, bo na pierwszym miejscu jest związek.
Starsze pokolenia lubią określać pokolenie Z mianem roszczeniowców lub materialistów. Jednak postawa Zetek niekoniecznie wynika z wyrachowania. Dzisiejsi dwudziestokilkulatkowie funkcjonują w niezwykle wymagającym świecie i chcą dotrzymać mu tempa. Chcą i muszą.
— Dzisiaj nie wystarczy skończyć szkoły, iść do pierwszej biurowej pracy, a z niej utrzymać rodzinę, a najlepiej znaleźć męża, który to za was zrobi. Możesz skończyć studia, a i tak zarabiać najniższą krajową, ledwo wynajmując mieszkanie, które pochłania większą część twojej pensji. To już nie są warunki na siedzenie w domu i trzymanie się z mężem za rączki — mówi 25-letnia Oliwia, która nadal mieszka z rodzicami.
— Nie wyprowadziłam się z chłopakiem, chociaż bardzo chcieliśmy mieszkać razem. Ale to byłoby wielkie marnotrawstwo pieniędzy — wiesz jakie są dziś ceny wynajmów. Te pieniądze wolałam powoli odkładać, zrobiłam za to kurs, który może mi się przydać do pracy, płaciłam za studia zaoczne. Dopóki nie zaczniemy obydwoje godnie zarabiać, nie wyprowadzimy się. Moje znajome mieszkają u rodziców chłopaków, ale ja nie będę żyła z "przyszłą teściową" pod jednym dachem. Spotykamy się jak możemy — tłumaczy.
"Nie chcę zbierać jego brudnych skarpetek"
Dominika podkreśla, że obiecała sobie nigdy nie dać zrobić z siebie "służącej". Tak mówi o swojej mamie, którą ojciec traktował jak "przynieś, podaj, pozamiataj".
— Mama dreptała za nim zbierając po nim brudne kubki, porozrzucane skarpetki, szukając mu jego koszuli w jego szafie, bo on niczym się nie interesował. Dostosowywała do niego porę śniadania, obiadu i kolacji, które oczywiście robiła sama. Uznałam, że w swoim mieszkaniu ja będę zawsze robiła to, co chcę — tłumaczy.
Dziewczyna podkreśla, że zawsze zwracała uwagę na to, by chłopak, z którym akurat się spotykała, czuł się w jej mieszkaniu komfortowo, ale jak gość, który wie, że brudny kubek po sobie trzeba umyć, a rano to on może zapytać, czy przygotować dla niej śniadanie.
— Samodzielne mieszkanie zapewnia mi po prostu ogromną niezależność. Od koleżanek w związkach słucham niekończących się opowieści o porozrzucanych skarpetkach, brudnych kubkach i pustym kartonie mleka, który ich partner odkłada do lodówki z nadzieją, że krasnoludki przyjdą i posprzątają. Gdy ja decyduję się zaprosić faceta do domu, on wie, że "gramy na moich zasadach" — wyjaśnia.
Lepiej osobno niż razem
Pokolenie Z nie robi też jednej rzeczy, która była oczywista dla pokolenia ich rodziców czy dziadków. Nie planuje, bo wie lepiej niż każdy inny rocznik, że pewnych sytuacji nie da się przewidzieć. Dorasta w czasach najszybszego rozwoju technologii, od dziecka towarzyszy mu internet, młodość przypada na czas pandemii, społecznych protestów, inflacji, wojny w sąsiednim nam kraju.
Nie chcą wiązać się ani sakramentem ani dokumentem prawnym, nie w głowie im wspólny kredyt hipoteczny na resztę życia ani nawet umowa wynajmu mieszkania na rok razem z partnerem — bo kto wie, co będzie za rok? I z kim?