nt_logo

Był przystojny, inteligentny i miał tylko jedną wadę - nie istniał. Czym jest fictoseksualizm?

Agnieszka Miastowska

08 maja 2022, 08:26 · 6 minut czytania
– Był elokwentny, inteligentny, z wielkim poczuciem humoru. Umięśniony, ale nie w typie kulturysty. Oczytany, ale nie przemądrzały. Seksowny, czuły, troskliwy. Ideał. No prawie, miał tylko jedną wadę. Nie istniał – mówi moja znajoma, która w swoich nastoletnich latach zakochała się w Edwardzie z serii książek "Zmierzch". Jeśli kiedykolwiek wasze serce zapałało tęsknotą do kogoś, kto nie istnieje poza granicami kart książki lub ekranu telewizora, termin fictoseksualizm nie powinien być wam całkowicie obcy.


Był przystojny, inteligentny i miał tylko jedną wadę - nie istniał. Czym jest fictoseksualizm?

Agnieszka Miastowska
08 maja 2022, 08:26 • 1 minuta czytania
– Był elokwentny, inteligentny, z wielkim poczuciem humoru. Umięśniony, ale nie w typie kulturysty. Oczytany, ale nie przemądrzały. Seksowny, czuły, troskliwy. Ideał. No prawie, miał tylko jedną wadę. Nie istniał – mówi moja znajoma, która w swoich nastoletnich latach zakochała się w Edwardzie z serii książek "Zmierzch". Jeśli kiedykolwiek wasze serce zapałało tęsknotą do kogoś, kto nie istnieje poza granicami kart książki lub ekranu telewizora, termin fictoseksualizm nie powinien być wam całkowicie obcy.
Zakochałam się w postaci z filmu. Czy to fictoseksualizm Fot. Pexels
  • Fictoseksualizm jest rodzajem orientacji seksualnej mieszczącej się w aseksualności, jednak samo "zauroczenie" w fikcyjnej postaci nie jest dowodem na to, że jesteśmy fictoseksualni.
  • Większości z nas zdarzyło się odczuwać zauroczenie, pociąg seksualny czy emocjonalne przywiązanie do postaci z filmu, gry, książki czy serialu.
  • W 2018 r. Japończyk określający siebie jako fictoseksualny zdecydował się poślubić hologram niebieskowłosej Hatsune, bohaterki anime.

Fictoseksualizm - ja go kocham, a on nie istnieje

Obcowanie z wszelkimi tekstami kultury najbardziej satysfakcjonujące jest wtedy, gdy damy się na całego wciągnąć w świat w nich przedstawiony. Drżeć na scenach pełnych grozy, płakać na scenach, w których rozpacza główny bohater, a przy scenach pocałunku żałować, że to nie my znajdujemy się na miejscu jego ukochanej... I tak przechodzimy do konkretnej grupy bohaterów, którzy szczególnie nas zauroczyli.

Czytaj także: https://natemat.pl/400775,zmierzch-nie-jest-juz-obciachem-pattinson-i-stewart-to-udowadniaja

Przyprawiali o szybsze bicie serca, pojawiali się w naszych snach, a nawet fantazjach seksualnych, ale najważniejsze, że powodowali w nas tęsknotę za spotkaniem ich w rzeczywistości, chociaż wiedzieliśmy, że to niemożliwe. Czy to już fictoseksualizm?

Fictoseksualność to pociąg wyłącznie do postaci fikcyjnych. Orientacja ta należy do spektrum aseksualności. Czasami jest to też określenie osób, na których seksualność wpływają między innymi postacie fikcyjne. 

Nie oznacza to jednak, że odczucie tęsknoty za bohaterem nieistniejącym w realnym świecie czyni z nas osoby fictoseksualne, ale na szczególne podkreślenie zasługuje fakt, że większość z nas w swoim życiu choć raz przeżyła zauroczenie lub pociąg do fikcyjnej postaci.

Ideał z filmu, gry, książki

Kto więc był naszym fikcyjnym ideałem?

– Trzynaście z "Doktora House'a". Uwielbiałem ją za jej sarkastyczne żarty, za to, że była inteligentna, zabawna, przebojowa. Nosiła długie, lekkie fale i miała takie kocie oczy - malowane w ten sposób, ale też tak naturalnie "kocie" – wyjaśnia Marcin mój 32-letni znajomy, który od razu przyznaje się, że był zakochany w kilku postaciach z seriali.

Może po prostu "zauroczony", ale dodaje, że od kiedy wciągnął się w serial o aroganckim lekarzu-geniuszu, w swoich partnerkach szukał takich samych cech, jak w uwielbianej przez niego Trzynaście.

– To zabrzmi dziwnie, ale "Czarodziejka z księżyca". Pamiętam, gdy po powrocie ze szkoły oglądałem tę bajkę i zachwycałem się  Usagi Tsukino, jej długimi blond włosami i przez lata miałem ten obraz w głowie, zupełnie nie przejmując się faktem, że cała postać składała się z kilku kolorowych kresek – tłumaczy 34-letni fan anime.

Jeśli jednak można mówić o pokoleniowym doświadczeniu romantyzowania fikcyjnej postaci, to nie można zapomnieć o serii "Zmierzch" Stephenie Meyer. Jeśli w roku 2007 (gdy wydano pierwszy tom w Polsce) byliście w wieku, który otworzył wam furtkę do sięgnięcia po literaturę pod hasłem "young adult', nie mógł was ominąć szał na Edwarda i Jacoba.

— Edward ze "Zmierzchu" dla nastolatek z naszego pokolenia to był synonim ideału. Do szaleństwa zakochany w Belli, trochę zakazany owoc, trochę "bad boy" (w końcu to wampir). Pamiętam, że otaczałam się gadżetami z jego wizerunkiem. Piórnik, plecak, kubek, torba z wizerunkiem ukochanego Edwarda. Ale nie tylko ja oszalałam na jego punkcie. To był fikcyjny crush całego pokolenia. No, obok Jacoba ze "Zmierzchu" — opowiada mi koleżanka z rocznika 96.

Postaci z seriali i filmów wydają się oczywiste. Książki? Te najbardziej pobudzają wyobraźnię, pozostawiając nam duże pole do stworzenia od podstaw sylwetki osoby, którą zaczynamy darzyć uczuciami. A na dowód tego, jak masowym odczuciem może być zauroczenie w postaci z literatury, jest niesamowita popularność serwisu Wattpad.

Fanfiki, czyli ukochany wraca w naszej historii

Według statystyk platformy w 2021 społeczność Wattpada szacowana była na ponad 100 milionów użytkowników, a różnego rodzaju historie można tam czytać w ponad 50 językach. Platforma pozwala każdemu zarejestrowanemu na nim użytkownikowi na publikowanie własnych opowiadań, wierszy, wszelkich historii pisanych niezależnie od warsztatu autora.

A jednym z najpopularniejszych gatunków, jakie można na nim znaleźć, są fanfiki (fan fiction), czyli teksy tworzone przez fanów istniejącej już książki czy całej serii, w której umieszczają znanych sobie bohaterów w zupełnie nowych historiach, ich alternatywnych wersjach lub wszelkich konfiguracjach, w których ci obcują z postaciami z zupełnie innych uniwersów. Lub z samym autorem/autorką opowiadania przeniesionym w fikcyjny świat.

Fanfiki dla tysięcy czytelników stają się małą realizacją ich romansu z postaciami fikcyjnymi. Można znaleźć tam alternatywne zakończenie prawie każdej znanej z popkultury historii. Edward w ostatniej chwili rzuca się w ramiona kochanki, którą autorka stworzyła na swoje podobieństwo, a Harry Potter jest z Hermioną, bo to z nią identyfikowała się dziewczyna czytająca serię i wzdychająca do czarodzieja.

Postaci z serialów, filmów, książek czy gier można znaleźć nawet na... stronach pornograficznych. I chociaż można dyskutować o przenoszeniu postaci z książek skierowanych do nastolatków na płaszczyznę tak mocno i negatywnie zseksualizowaną, potwierdza to tylko fakt, że nigdy nieistniejące postacie mogą wywoływać w nas uczucia i emocje tak silne, jak tęsknota, seksualne pożądanie, zauroczenie, a dla niektórych realną potrzebę związku.

Ślub z hologramem

W kulturze Japonii fascynacja nieistniejącymi postaciami, szczególnie seksownymi i dziewczęcymi bohaterkami anime weszła na zupełnie inny poziom. Wokół japońskiej kultury wyrósł ogromny biznes, pozwalający fanom danej bohaterki na bardziej dosłowną realizację swoich fantazji.

W specjalnych sklepach można kupić produkty związane z postaciami z popularnych gier, komiksów, seriali i anime. Można znaleźć tam listy miłosne, reprodukcje ubrań, a nawet zapachy, które mają przywoływać obecność fikcyjnego ideału. W 2018 roku 35-letni Japończyk, Akihiko Kondo, zdecydował się nawet na zawarcie związku małżeńskiego z jego ulubioną postacią z anime.

Mężczyzna podkreślał, że jest fictoseksualny i spełnienie przynosi mu tylko obcowanie z nieistniejącymi postaciami. Podkreślał, że ma to wiele zalet, ponieważ jego ukochana Hatsune: "zawsze jest przy nim, nigdy go nie zdradzi, a on nigdy nie będzie musiał patrzeć, jak choruje lub umiera".

W Japonii taka sytuacja nie jest wyjątkiem. W 2021 r. Veli-Matti Karhulahti i Tanja Välisalo przeprowadzili badania na temat miłości i pożądania do postaci fikcyjnych. Autorzy wskazują, że fictoseksualność i fictoromans można dzisiaj wyjaśnić jako: "silne i trwałe uczucia miłości, zauroczenia lub pożądania do jednej lub więcej postaci fikcyjnych".

I choć zjawisko to mogło istnieć od początków literatury, to wraz z rozwojem technologii pozwalających na obcowanie z różnego rodzaju fikcją bardziej namacalnie stało się bardziej popularne i zdecydowanie niebezpieczne. Nawet jeśli nie idzie tak daleko, jak w przypadku zakochanego w hologramie Akihiko. Gdy nasze serce przestaje odróżniać fikcję od rzeczywistości, różnicę przestaje widzieć także nasz mózg.

Mózg wierzy w każdą historię miłosną

Na forach dla miłośników książek, kinomaniaków i fanów danej serii, często pojawia się wątek zakochania czy obsesji na punkcie fikcyjnej postaci. Zakończony pytaniem autora: "co z tym faktem zrobić?". W jednym z komentarzy czytam, że jeśli jest to dla niego pozytywna relacja, nie ma powodu do obaw. Czy jednak uczucie do fikcyjnej postaci może być realnie niebezpieczne?

Czytanie o ukochanym bohaterze i rozmyślanie o nim, dla naszego mózgu niewiele różni się od przeżywania rzeczywistych wydarzeń. Podczas czytania aktywowane są różne części mózgu, w czasie odczytywania liter pobudzana jest kora wzrokowa, następnie w obszarze Wernickego neurony analizują znaczenie czytanego słowa w oparciu o swoją wiedzę i doświadczenie, znane odniesienia.

Opisywane sytuacje aktywują obszary mózgu odpowiedzialne za wrażenia zmysłowe. Mózg nie rozróżnia więc czytania o danych doznaniach zmysłowych od doświadczania ich w rzeczywistości — w obu przypadkach te same obszary mózgu są stymulowane. 

A do poznawanych bohaterów przywiązuje nas ten sam hormon, który przyczynia się do zacieśnienia więzi z partnerem z krwi i kości, czyli nazywana hormonem szczęścia oksytocyna. Prawie każdy pozytywny kontakt społeczny wyzwala uwalnianie oksytocyny. Hormon ten jest wytwarzany przy najmniejszej sugestii mózgu, że można zaufać osobie, z którą się komunikujemy. Do wytworzenia jej nie jest konieczny kontakt fizyczny ani spotkania na żywo. W końcu w XXI wieku z łatwością możemy wyobrazić sobie, że zakochujemy się w kimś, kogo poznajemy w internecie, niczym bohaterowie filmu "Masz wiadomość", a napięcie, chemię i przywiązanie budujemy na podstawie korespondencji online.

Bardzo podobnie może być z książkowym czy filmowym bohaterem – silna reakcja emocjonalna jest sygnałem do wytworzenia hormonu szczęścia. A nasz mózg nie będzie pytał, czy nasz "ukochany" napisał do nas na Messengerze, mailu czy... na kartach książki.

Czytaj także: https://natemat.pl/295393,filmy-o-milosci-klamia-10-klamstw-o-zwiazkach-jakie-wmawia-nam-popkultura