Ciało Osamy bin Landena wcale nie leży gdzieś na dnie morza zrzucone z pokładu USS "Carl Vinson" przed upływem doby od śmierci, jak nakazuje islamska tradycja? Tak wynika z danych, które ze współpracującej z Białym Domem amerykańskiej organizacji Stratfor wykradł portal Wikileaks.
Z korespondencji prowadzonej miedzy wiceprezesem Stratfor do spraw wywiadu Fredem Burtonem i dyrektorem generalnym organizacji Georgem Friedmanem wynika, że zwłoki Osamy bin Ladena mogły zostać przetransportowane przez CIA samolotem do Dover w stanie Delaware, skąd później trafił do spcjalistów z Instytutu Patologii Sił Zbrojnych w Bethesda w Maryland.
W kryjówce
Osama bin Laden kilkanaście miesięcy przed śmiercią
W wersji utrzymywanej przez amerykańskie władze ciało osławionego przywódcy Al-Kaidy, który zginął z rąk komandosów Navy SEALs podczas tzw. Operacji Trójząb Neptuna w pakistańskim Abbottabad, po jej zakończeniu trafiło na lotniskowiec USS "Carl Vinson". Po identyfikacji, jak nakazuje muzułmański obyczaj, zostało pochowane. Z oczywistych przyczyn w grę wchodził tylko pochówek w morzu.
Gdy tylko ogłoszono tą wiadomość, używanie mieli wszyscy miłośnicy spiskowej teorii dziejów. I do niedawna mieli na swoje teorie (w tym te, że Osama w ogóle żyje) tyle samo dowodów, co wierzący w relację Białego Domu. To zmieniło się jednak po tym, gdy do korespondencji Stratfor dotarł demaskatorki portal Wikileaks, który na swoim koncie ma już odkrycie niejednej tajemnicy amerykańskich władz.
O ile tylko ujawnione przez ludzi Juliana Assange'a wiadomości naprawdę pochodzą od ich rzekomych adresatów, nikt nie powinien mieć wątpliwości, że ciała bin Ladena próżno szukać na dnie morza. George Friedman, z komórki którego ma pochodzić informacja o tym, że ciało terrorysty leciało do Delaware, to szef i założyciel Stratfor - organizacji, którą nazywa się "cieniem CIA". Mając charakter prywatnej agencji wywiadu oferuje usługi, których efekt trafia na biurko prezydenta Stanów Zjednoczonych nie rzadziej, niż raporty CIA i pozostałych służb.
W historii losów ciała zabitego w maju ubiegłego roku bin Ladena jest dzisiaj tylko jeden problem, przez który doniesieniami Wikileaks być może nie żyje jeszcze cały świat. To coraz bardziej dewaluująca się wiarygodność Juliana Assange'a. Jeszcze kilka lat temu, zdobyte przez jego organizację materiały publikowały natychmiast wszystkie najpoważniejsze media na świecie.
Tymczasem dzisiaj rewelacje o przywódcy Al-Kaidy zdecydowała się przekazać właściwie tylko sterowana przez Kreml anglojęzyczna stacja Russia Today. Dla której od kilku miesięcy Assange pracuje.