Dziadek z Wehrmachtu to nie tylko fragment historii rodziny premiera Donalda Tuska, którym niegdyś z wyrachowaniem grali w kampanii wyborczej jego przeciwnicy. To temat tabu w wielu polskich domach. Zerwać z tym ma pomóc specjalny program stworzony z serii wywiadów z byłymi żołnierzami Wehrmachtu z Polski, których siłą wcielono do hitlerowskiej armii.
Dziadek z Wehrmachtu to nie tylko fragment historii rodziny premiera Donalda Tuska, którym niegdyś z wyrachowaniem grali w kampanii wyborczej jego przeciwnicy. Gdy wybuchła II wojna światowa, hitlerowcy wcielili do armii III Rzeszy prawie pół miliona Polaków mieszkających przy ówczesnej zachodniej granicy. Niemcy wchodzili do polskich miast i nie pytali nikogo o zdanie, nie czekali na ochotników.
Właściwie od samego początku wojny siłą wcielali każdego mężczyznę, który nadawał się na tzw. mięso armatnie na front. Szczególnie chętnie Wehrmacht sięgał po nastolatków, którzy często nie mieli w ogóle świadomości w jakim piekle będą musieli uczestniczyć na wojnie. I jakie piekło czeka ich jeszcze przez wiele lat po jej zakończeniu. Tak było na Kaszubach, Warmii i Mazurach, w Wielkopolsce, a przede wszystkim na Śląsku, gdzie echa hitlerowskiej przeszłości wciąż nie umilkły wśród bardzo wielu rodzin.
Poznać świadków historii
Z tą trudną przeszłością w zupełnie nowy sposób postanowili się zmierzyć historycy ze stowarzyszenia Genius Loci-Duch Miejsca z Rudy Śląskiej i gliwickiego Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej. I tak wspólnie z Archiwum Historii Mówionej Domu Spotkań z Historią i Fundacją Ośrodka Karta w Warszawie powstaje seria kilkudziesięciu wywiadów z byłymi żołnierzami Wehrmachtu pochodzącymi z Polski. W maju przyszłego roku wszystkie nagrania zostaną przedstawione na multimedialnej wystawie. Wcześnie trafią jednak do sieci i zostaną opracowane w formie materiałów dydaktycznych dla uczniów.
Jak mówi naTemat Marcin Jarząbek, jeden z autorów projektu "Dziadek z Wehrmachtu", gdy poznało się już suche daty i fakty historyczne, warto także poznać przeszłość z ust świadków historii. Dlatego ten program stara się zebrać i utrwalić takich relacji jak najwięcej. Na chwilę obecną to około trzydziestu wywiadów, ale na historyków już czekają podobno kolejni rozmówcy.
Co były żołnierz hitlerowski, dla wielu zdrajca, może jednak przekazać polskiej młodzieży? Marcin Jarząbek zapewnia, że żaden z jego rozmówców nie jest ani wybielającym się oprawcą, ani nie próbuje stawiać się w roli takiej samej ofiary, jak ci, którzy z rąk Wehrmachtu zginęli. - Te rozmowy są różne. Nikt z nich nie mówi oczywiście o sobie jako o zbrodniarzu wojennym. To musiałaby być jakaś niezwykła samokrytyka, gdyby ktoś chciał się w ten sposób ocenić - tłumaczy. Historyk podkreśla jednak, że największą wartością tych wywiadów jest to, iż przedstawiają one historię z punktu widzenia jej świadków. Próżno szukać w tych wywiadach ważnych dat, ocen działań dowódców. Poznajemy tymczasem ówczesną codzienność. Historie czasem mrożące krew w żyłach, a kiedy indziej bardzo zabawne.
Stowarzyszenie Genius Loci-Duch Miejsca podkreśla, że stara się ukazać ludzką stronę tych, z którymi los najpierw obszedł się nieżyczliwie, bo brali udział w niechcianej wojnie, a po jej zakończeniu byli z tego powodu szykanowani i za wszelką cenę starali się wymazać z pamięci ten rozdział swojego życia. Także dlatego, by nie krzywdzić swoich bliskich. Stygmat dziecka, czy wnuka żołnierza Wehrmachtu to nie tylko historia lat powojennych. Przecież ten argument padł nawet w roku 2005, gdy dziadek wcielony do hitlerowskiej armii miał według polityków PiS odbierać pochodzącemu z Kaszub Donaldowi Tuskowi prawo do pełnienia funkcji prezydenta Polski.
Politycy mają grubą skórę, ale dla zwykłych ludzi bywa to wciąż znacznie bardziej bolesne. - Nikt nie może odpowiadać za błędy przodków, nawet gdyby były to najstraszniejsze rzeczy - ocenia Jarząbek. - Jednak w tamtych trudnych czasach byli też ludzie, którzy starali się mimo wszystko, zachowywać przyzwoicie. Większość naszych rozmówców mówi więc o tym, że był to okres w ich życiu stracony. Bo przecież byli wówczas w wieku 16-20 lat i stracili całą młodość. A do domu też nie wrócili od razu po wojnie. Zazwyczaj trafiali do obozów na Zachodzie, albo nawet sowieckich łagrów. I dopiero wracając po wieli latach musieli próbować budować swoje życie z niczego - mówi.
Do tej lekcji trzeba dojrzeć
Historyk podkreśla, że gdy na początku roku wywiady stworzone w ramach programu "Dziadek z Wehrmachtu" trafią na portal Audiohistoria.pl i będą chcieli z nich skorzystać nauczyciele, warto pamiętać, by z tymi świadkami historii nie zapoznać uczniów zbyt szybko. - Ze względu na charakterystykę tych wywiadów wolelibyśmy, by były one częścią lekcji historii raczej w gimnazjach i liceach, niż w szkołach podstawowych. Chodzi bowiem o to, by historii nie infantylizować. Żeby te materiały miały naprawdę dużą wartość, konieczna jest pewna dojrzałość zarówno uczniów, jak i nauczyciela - podsumowuje Marcin Jarząbek.
Reklama.
Marcin Jarząbek
koordynator projektu "Dziadek z Wehrmachtu"
Te rozmowy są różne. Nikt z nich nie mówi oczywiście o sobie jako o zbrodniarzu wojennym. To musiałaby być jakaś niezwykła samokrytyka, gdyby ktoś chciał się w ten sposób ocenić.