W ogniu dyskusji wokół pomocy finansowej udzielanej przez UE Grecji Ateny straszą Berlin należnymi Grekom reparacjami wojennymi. Czy Niemcy mają się czego bać? A co z pieniędzmi należnymi Polsce?
W ostatnim czasie w Grecji na fali wzbierających antyniemieckich nastrojów coraz częściej podnoszona jest kwestia reparacji wojennych za II wojnę światową. Sprawa zatacza coraz szersze kręgi – kilka dni temu tamtejszy wiceminister finansów zapowiedział, że podległy mu resort rozpocznie wkrótce kalkulację strat spowodowanych przez III Rzeszę podczas okupacji Grecji.
Czy to realne groźby? Czy Berlin ma się czego bać? I czy jeśli przyciśnie nas kryzys, my także będziemy mogli upomnieć się o należne Polsce pieniądze? Zapytaliśmy o to Jerzego Menkesa z Katedry Prawa Międzynarodowego Wydziału Prawa SWPS.
Co pan sądzi o pojawiających się ostatnio w Grecji pomysłach?
Wolałbym nie określać ich jako poważne. Na gruncie prawa międzynarodowego regulującego stosunki między państwami, reparacje za II wojnę światową to już właściwie sprawa zamknięta. Kwestia ta została zdefiniowana w Traktacie Poczdamskim, a później doprecyzowana w aktach wykonawczych, Traktacie Paryskim ze strony RFN i jednostronnych aktach w przypadku NRD.
Czy to znaczy, że także dla Polski droga do uzyskania odszkodowania od Niemiec jest już zupełnie zamknięta?
Niestety tak. Część reparacji otrzymaliśmy zaraz po wojnie, a później jako państwo sami zrzekliśmy się dalszych roszczeń. Inna sprawa, że wypłacone nam pod nadzorem sojuszniczego ZSRR reparacje były bardzo zaniżone.
Czy w takim razie nie ma żadnego sposobu, aby polscy obywatele mogli otrzymać zadośćuczynienia?
Jest, ale nie na szczeblu państwowym. Natomiast osoby fizyczne mogą starać się indywidualnie o różne świadczenia. Właśnie na takiej zasadzie wielu Polaków uzyskało odszkodowania ze specjalnych niemieckich funduszy przeznaczonych dla robotników przymusowych czy ofiar eksperymentów medycznych z czasów III Rzeszy.
Skoro mówi pan, że na arenie międzynarodowej nie ma już miejsca na poważną rozmowę o niemieckich odszkodowaniach, to jak pan skomentuje informacje płynące z Grecji?
Grecy są w trudnym momencie negocjacji z międzynarodowymi instytucjami finansowami i Unią Europejską, w której przecież Berlin odgrywa ważną rolę. Informacje o wyliczaniu strat wojennych poniesionych w czasie okupacji należy traktować jako swoistą zagrywkę psychologiczną – to po prostu straszenie przeciwnika. Nie mam żadnych wątpliwości, że greccy politycy i specjaliści od prawa międzynarodowego są w pełni świadomi, że na żadne odszkodowania ich kraj liczyć nie może. Ale takie antyniemieckie, populistyczne hasła, padają w Grecji na podatny grunt i muszą się podobać pogrążenemu w kryzysie gospodarczym społeczeństwu.