
Reklama.
W ostatnim czasie w Grecji na fali wzbierających antyniemieckich nastrojów coraz częściej podnoszona jest kwestia reparacji wojennych za II wojnę światową. Sprawa zatacza coraz szersze kręgi – kilka dni temu tamtejszy wiceminister finansów zapowiedział, że podległy mu resort rozpocznie wkrótce kalkulację strat spowodowanych przez III Rzeszę podczas okupacji Grecji.
Czytaj też: Unia Europejska chce, by Grecy pracowali sześć dni w tygodniu. Co jeszcze może narzucić Bruksela?
Czy to realne groźby? Czy Berlin ma się czego bać? I czy jeśli przyciśnie nas kryzys, my także będziemy mogli upomnieć się o należne Polsce pieniądze? Zapytaliśmy o to Jerzego Menkesa z Katedry Prawa Międzynarodowego Wydziału Prawa SWPS.
Co pan sądzi o pojawiających się ostatnio w Grecji pomysłach?
Wolałbym nie określać ich jako poważne. Na gruncie prawa międzynarodowego regulującego stosunki między państwami, reparacje za II wojnę światową to już właściwie sprawa zamknięta. Kwestia ta została zdefiniowana w Traktacie Poczdamskim, a później doprecyzowana w aktach wykonawczych, Traktacie Paryskim ze strony RFN i jednostronnych aktach w przypadku NRD.
Wolałbym nie określać ich jako poważne. Na gruncie prawa międzynarodowego regulującego stosunki między państwami, reparacje za II wojnę światową to już właściwie sprawa zamknięta. Kwestia ta została zdefiniowana w Traktacie Poczdamskim, a później doprecyzowana w aktach wykonawczych, Traktacie Paryskim ze strony RFN i jednostronnych aktach w przypadku NRD.
Czy to znaczy, że także dla Polski droga do uzyskania odszkodowania od Niemiec jest już zupełnie zamknięta?
Niestety tak. Część reparacji otrzymaliśmy zaraz po wojnie, a później jako państwo sami zrzekliśmy się dalszych roszczeń. Inna sprawa, że wypłacone nam pod nadzorem sojuszniczego ZSRR reparacje były bardzo zaniżone.
Czy w takim razie nie ma żadnego sposobu, aby polscy obywatele mogli otrzymać zadośćuczynienia?
Jest, ale nie na szczeblu państwowym. Natomiast osoby fizyczne mogą starać się indywidualnie o różne świadczenia. Właśnie na takiej zasadzie wielu Polaków uzyskało odszkodowania ze specjalnych niemieckich funduszy przeznaczonych dla robotników przymusowych czy ofiar eksperymentów medycznych z czasów III Rzeszy.
Skoro mówi pan, że na arenie międzynarodowej nie ma już miejsca na poważną rozmowę o niemieckich odszkodowaniach, to jak pan skomentuje informacje płynące z Grecji?
Grecy są w trudnym momencie negocjacji z międzynarodowymi instytucjami finansowami i Unią Europejską, w której przecież Berlin odgrywa ważną rolę. Informacje o wyliczaniu strat wojennych poniesionych w czasie okupacji należy traktować jako swoistą zagrywkę psychologiczną – to po prostu straszenie przeciwnika. Nie mam żadnych wątpliwości, że greccy politycy i specjaliści od prawa międzynarodowego są w pełni świadomi, że na żadne odszkodowania ich kraj liczyć nie może. Ale takie antyniemieckie, populistyczne hasła, padają w Grecji na podatny grunt i muszą się podobać pogrążenemu w kryzysie gospodarczym społeczeństwu.