Francois Hollande przyleci do Polski 9 marca. Wieczorem w redakcji „Gazety Wyborczej” będzie debatował z Aleksandrem Kwaśniewskim i Adamem Michnikiem. Media spekulowały, że w weekend zobaczy się również z Donaldem Tuskiem.
Jak dowiedział się jednak RMF FM, nic takiego się nie wydarzy. Lider francuskiej lewicy poprosił polskiego premiera o spotkanie, ale ten odmówił.
Donald Tusk dołączył tym samym do grona przywódców, którzy ignorują Hollande'a. A tych jest coraz więcej. W weekend niemiecki „Der Spiegel” pisał, że Angela Merkel oraz premierzy Włoch i Hiszpanii zawarli nawet w tej sprawie sekretny „spisek”. Szybko do listy dopisał się szef brytyjskiego rządu, David Cameron.
Zamiary Merkel i spółki są jasne: pokazują Francuzom, że Hollande nie nadaje się na prezydenta, bo lepiej nie wybierać kogoś, z kim nikt ważny w Europie nie chce rozmawiać. Francuski socjalista zapowiada, że nigdy nie ratyfikuje paktu fiskalnego w obecnej formie, więc niechęć Berlina do niego jest oczywista. Dla Merkel dokument jest taki, jaki być powinien (czyt. skupia się na zaciskaniu pasa) i „żelazna Angela” nikomu nie pozwoli go już zmienić.
Trudniej jednak zrozumieć, dlaczego Donald Tusk tak ostentacyjnie odwraca się od człowieka, który ciągle ma kilkuprocentową przewagę w wyścigu do Pałacu Elizejskiego.
Na miły początek
Spotkanie z polskim premierem mogło być dla Hollande'a ostatnią okazją, by zobaczyć się z którymkolwiek z ważniejszych europejskich przywódców. Gdyby Donald Tusk się na nie zgodził, nie musiałoby to oznaczać, że udziela mu poparcia. Francuski socjalista
nie jest zbrodniarzem wojennym z listem gończym nad głową, więc rozmowa z nim nie byłaby żadnym kontrowersyjnym politycznym manifestem. Dałaby za to szansę na zadanie paru pytań dotyczących m.in. jego wizji polsko-francuskich relacji. Byłaby też po prostu uprzejmym gestem, który w razie zwycięstwa Hollande'a mógłby pozytywnie wpłynąć na osobiste stosunki między obydwoma politykami. A to zawsze dobra podstawa.
Warszawa pokazałaby też – dla jednych „ponownie”, dla innych „w końcu” - że nie zawsze musi i chce postępować tak jak inne stolice. Niezależność warto zaznaczaćw polityce także przy niewielkich sprawach. Inaczej trudno przebić się z głosem w poważniejszych dyskusjach.
Niewielka cena
A co Polska straciłaby na spotkaniu się z Hollandem? Mogłoby to rozgniewać Nicolasa Sarkozy'ego, prawda. Porywczy Francuz często mówi zanim pomyśli, więc być może uraczyłby nawet polskiego premiera kilkoma złośliwościami. Ale to raczej wszystko. Francja pod jego rządami nigdy przecież nie traktowała Polski jako prawdziwie równego partnera, a negocjacje ws. paktu fiskalnego pokazały to dobitnie. Dla Sarkozy'ego „Europa dwóch prędkości” - tej strefy euro, i tej poza nią – nie jest medialnym sloganem, lecz zupełnie dopuszczalnym konceptem.
Rozmowa Tuska z Hollandem mogłaby też wywołać krzywy grymas na twarzy Angeli Merkel. Niemiecka kanclerz jest jednak rozsądnym politykiem i pozwoliłaby, żeby tak drobna w gruncie rzeczy sprawa zaszkodziła kontaktom Warszawy i Berlina.
Prawda jest bowiem taka, że międzynarodowy bojkot Hollande'a może nie mieć większego znaczenia dla francuskich elekcji. Głosy tych, którzy przestraszą się europejskiej izolacji zostaną zapewne zrównoważone przez wyborców, których drażni mieszanie się innych państw w politykę wewnętrzną Francji. Ostatecznie zwycięży i tak ten, który lepiej wypadnie podczas kampanii w kraju, a nie za granicą.