To mój list do polskich homofobów. Nie rozumiem, jak kolorowa przypinka narusza wasze bezpieczeństwo
Jakub Trendewicz
17 maja 2022, 18:33·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 17 maja 2022, 18:33
Od wczesnych lat swojej młodości żyjemy w strachu przed tymi, którzy nas nie rozumieją. Na domiar złego często ci najmniej rozumiejący bywają najbliżej nas. Kiedy dowiadujemy się, że jednak nie pasujemy do społecznej układanki, według której zostaliśmy wychowani, nikt nie wyciąga do nas pomocnej dłoni i nie stara się jakkolwiek przeprowadzić przez tę trudną, niezręczną i niepewną ścieżkę w poszukiwaniu siebie oraz szczęśliwego życia.
Reklama.
Reklama.
17 maja to Międzynarodowy Dzień Przeciw Homofobii, Transfobii i Bifobii. Poniższy tekst powstał w ramach naszej akcji poświęconej walce z homofobią. W naTemat.pl w tym dniu oddajemy głos aktywistom, którzy dbają o prawa społeczności LGBTQ+. Więcej szczegółów tutaj.
Jakub Trendewicz - student Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, aktywista działający na rzecz praw człowieka związany z Amnesty International, szczególnie zaangażowany w walkę o prawa osób LGBTQ+.
Pomyślicie, że napiętnowanie różnych niepożądanych odmienności w mediach, szkole i domu przywróci nas na "dobre tory". To niestety mit. Mówię niestety, gdyż w tak złych warunkach rzeczywiście nikt z nas nie chciałby być z początku odmienny. Dla świętego spokoju.
Gdy już jednak wbrew całemu światu staramy się choć trochę być sobą, wyrwać się z duszących schematów, do których zresztą nigdy nam nie było po drodze, bardziej prawdopodobny od pomocnej dłoni wydaje się już prawy sierpowy.
Nie dobrowolnie, a z przymusu jesteśmy wtłoczeni do pełnowymiarowej, społeczno-politycznej wojny wartości, choć nikt z nas nigdy nie był na to gotowy. Dzierżymy zbyt wielki ciężar trudności osobistych, by móc z dystansem i kompleksowym zestawem wiedzy o seksualności człowieka odpierać codzienne słowne ataki za nasze... no właśnie, nawet nie wybory, a samo istnienie.
Starając się wymazać nas z przestrzeni publicznej wcale nie bronicie "normalności", a jedynie zakłamujecie rzeczywistość, która zdaje się bardziej skomplikowana i różnorodna niż początkowo przypuszczaliście. Wpychacie nas w wąskie ramy "wątpliwych upodobań seksualnych", podczas gdy od lat, tak jak wy, tworzymy szczęśliwe rodziny. I z dziećmi, i bez dzieci - samych tych pierwszych jest w Polsce około 50 tysięcy.
Oczywiście, że tego nie wiedzieliście. Jaki niby rodzic, troszczący się o bezpieczeństwo swojego dziecka, dałby wam znać, że żyje w ramach rodziny rzekomo stanowiącej tak straszliwą patologię?
Bo przecież z niepodważalną oczywistością w głosie stale stwierdzacie, jakoby do prawidłowego rozwoju dziecka potrzeba było zarówno matczynych jak i ojcowskich wzorców. Jednak z drugiej strony w tym samym czasie młodej nieheteronormatywnej osobie bronicie choćby jednej otwarcie queerowej postaci z ulubionego filmu, gry czy książki, z którym choć trochę mógłby się utożsamić. Cóż to za hipokryzja, podszyta w dodatku naukową ignorancją i niewiedzą.
Jeśli rzeczywiście boicie się demoralizacji młodzieży, być może powinniście się wpierw zastanowić nad własnym postępowaniem, zamiast wchodzić z brudnymi butami do czyjegoś życia rodzinnego lub oburzać się na lewackie produkcje Netflixa. Kto wie, może kluczem do pielęgnacji naszej moralności wcale nie jest pobicie młodego geja z tęczową przypinką na piersi?
Dla mnie do dziś pozostaje wielką niewiadomą, jak taka drobna kolorowa przypinka, złapanie się za rękę czy pocałunek na pożegnanie może stanowić niedopuszczalny zgrzyt moralny, czy nawet naruszać poczucie bezpieczeństwa wielce urażonych kibiców piłki nożnej z pobliskiego blokowiska.
W istocie braku takiego bezpieczeństwa mogą się spodziewać jedynie te niewinne osoby, których naturalne ludzkie odruchy stają się z nieuzasadnionych przyczyn społecznie nieakceptowalne. Zupełnie odwrotnie do tradycyjnych związków i relacji, którym należy się dosłownie wszystko, mimo że nigdy nie musiały o to walczyć.
Jeśli taki stan rzeczy, w co mocno wierzę, wynika bardziej ze strachu przed nieznanym niż z otwartej wrogości do "już poznanego", tym bardziej potrzebujemy jako ludzka wspólnota większej obecności queerowych postaci, wątków i inicjatyw wokół siebie. Szczególnie w kontekście naszej bogatej popkultury, której dziś jedynie część może zyskać miano "szkodliwej homopropagandy", będącej w rzeczywistości takim ukazaniem świata, jakim jest naprawdę.
To prawda, różnimy się. I zawsze różnić się będziemy. To od nas zależy, czy wolimy te różnice w końcu zaakceptować, czy nasza przyszłość skazana jest na permanentny bój o podstawową wolność do własnej ekspresji, poglądów i miłości.