- Wpuszczając rozmówców na antenę zawsze podejmujemy ryzyko. Nie da się do końca zweryfikować, kto na nią trafi i jak się zachowa - tłumaczy serwisowi naTemat wydawca w jednej ze stacji telewizyjnych.
Studio wyborcze w trakcie wyborów prezydenckich w USA. W programie stacji TVN 24 pojawiają się komentatorzy, eksperci. Przez komunikator Skype łączą się z anteną także widzowie, którzy "na żywo" śledzą, jak Ameryka wybiera przyszłego prezydenta.
Z Atlantic City dzwoni komentator Mateusz. Ubrany w koszulę i krawat, sprzed ekranu komputera opowiada o głosowaniu w swoim mieście. Okazuje się jednak, że widz zamiast z Atlantic City dzwoni do studia z warszawskiego Ursynowa. Siedzącego w bokserkach, w swoim studenckim mieszkaniu "komentatora" filmują jego koledzy. Opublikowany w sieci filmik robi dziś w sieci dużą karierę. Internauci nabijają się z wpadki TVN24, który dał się nabrać kilku pomysłowym studentom.
Z wpadki TVN24 zdążyli już zadrwić dziennikarze z konkurencyjnych stacji. Koledzy po fachu wytykają błąd, jaki popełnili odpowiedzialni za antenę.
Przyznają jednak, że gości w programach "na żywo" nie zawsze udaje się weryfikować, a podobne wpadki zaliczyło już kilka stacji.
Jak do tego doszło, że poważna stacja telewizyjna wpuściła a antenę niesprawdzonego rozmówcę? - To jest telewizja "na żywo". Nie da się więc do końca zweryfikować, kto się w niej pojawi - tłumaczy serwisowi naTemat wydawca w jednej z telewizji informacyjnych. Według niego wpuszczanie na antenę widzów, o których niewiele wiadomo, jest szalenie ryzykowne. Może się bowiem zdarzyć, że widz rzuci w trakcie rozmowy jakimś niecenzuralnym słowem, lub, jak w przypadku TVN24 okaże się nie taką osobą, za jaką się podaje.
Za dobór gości do programów w większości stacji telewizyjnych odpowiadają producenci. To oni wyszukują potencjalnych rozmówców. Często się jednak zdarza, że widzowie sami kontaktują się ze stacją i proponują swoją chęć udziału w programie. Przedstawiają się jako świadkowie lub uczestnicy omawianego zdarzenia.
Takich widzów weryfikuje się najczęściej przez krótką rozmowę tuż przed wejściem na antenę. - Sprawdzamy, czy nasz rozmówca ma faktycznie wiedzę na dany temat, czy jest osobą wiarygodną i zrównoważoną - tłumaczy wydawca. Zaznacza jednak, że w przypadku połączeń przez telefon, a zwłaszcza przez Skype'a nie da się ustalić, czy widz nie oszukuje i jest w miejscu, o którym mówi. Zagraniczne połączenia można bowiem wykonywać z polskich numerów telefonów, a komunikator Skype nie informuje, gdzie jego użytkownik faktycznie się znajduje. Rozmówca z USA może tak naprawdę siedzieć przed komputerem w swoim pokoju na Ursynowie.
Wydawca zdradza nam też kulisy przygotowywania programów "na żywo" i doboru rozmówców. Stacje telewizyjne korzystają często z wypowiedzi świadków danego zdarzenia. Jeśli na miejscu jest reporter, to on wyszukuje i dobiera sobie rozmówców. Za przygotowanie programów w studiu odpowiada wydawca i producent. Ten pierwszy układa scenariusz programu, proponuje ekspertów. Zadaniem producenta jest takich rozmówców wyszukać, umówić się z nimi na rozmowę, zaprosić do studia lub połączyć się na antenie. Czasem to prowadzący program sam dobiera sobie swoich gości.
Liczą na karierę
Wydawca telewizyjny tłumaczy, że sprawa jest prostsza w przypadku osób z tzw. nazwiskami. Ekspertów w różnych dziedzinach można chociażby zweryfikować w internecie, sprawdzić ich dorobek i kompetencje. Zdarza się, że wydawcy i producenci szukają ekspertów w różnych instytucjach lub na uczelniach. Szkoły wyższe często tworzą specjalne rejestry swoich wykładowców, którzy służą jako eksperci w wybranych dziedzinach.
Zdarzają się jednak sytuacje, że eksperci sami dzwonią do telewizji informacyjnych i oferują swoje komentatorskie usługi. Tu także trzeba sprawdzić wiarygodność rozmówcy. Ludzie zdają sobie sprawę, jaką siłę mają media i liczą na szybką, telewizyjną karierę. - Miałem taki przypadek, że osoba podająca się za komentatora politycznego była tak naprawdę PR-owcem i to z branży nie mającej z polityką nic wspólnego - tłumaczy wydawca.
Serwis naTemat próbował skontaktować się w sprawie feralnego łączenia z rzecznikiem TVN. Niestety, Karol Smoląg był dziś nieosiągalny.