nt_logo

"Autokrata już tak ma". Dlaczego Orbán "uszczęśliwił" Węgrów nowym stanem zagrożenia?

Mateusz Przyborowski

25 maja 2022, 18:07 · 3 minuty czytania
Przy okazji COVID-19 wprowadzono de facto cenzurę publikacji dotyczących koronawirusa, które "mogłyby budzić niepokój" i szerzyć fake newsy. Groziło za to więzienie. Możliwe, że taki przepis pojawi się w związku z wojną w Ukrainie – tak węgierski stan zagrożenia komentuje w rozmowie z naTemat politolog dr Dominik Héjj.


"Autokrata już tak ma". Dlaczego Orbán "uszczęśliwił" Węgrów nowym stanem zagrożenia?

Mateusz Przyborowski
25 maja 2022, 18:07 • 1 minuta czytania
Przy okazji COVID-19 wprowadzono de facto cenzurę publikacji dotyczących koronawirusa, które "mogłyby budzić niepokój" i szerzyć fake newsy. Groziło za to więzienie. Możliwe, że taki przepis pojawi się w związku z wojną w Ukrainie – tak węgierski stan zagrożenia komentuje w rozmowie z naTemat politolog dr Dominik Héjj.
Viktor Orbán przedłużył na Węgrzech stan zagrożenia. – Autokratom władzy nigdy dość – komentuje dr Dominik Héjj, politolog Fot. AP / Associated Press / East News

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google

Stan zagrożenia na Węgrzech już obowiązuje. Został wprowadzony w związku z pandemią koronawirusa i miał się zakończyć 31 maja. Jednak Viktor Orbán postanowił go przedłużyć. Tym razem pretekstem stała się wojna w Ukrainie.


– To wojna, której końca nikt jeszcze nie widzi. Jest zagrożeniem dla Węgier, zagrożeniem dla naszego bezpieczeństwa fizycznego oraz dla dostaw energii i bezpieczeństwa finansowego gospodarki i rodzin – tak w nagraniu opublikowanym na Facebooku węgierski premier ogłosił pierwszą, oficjalną decyzję nowego rządu.

Czytaj także: Orbán przejął władzę i już zaczyna przykręcać śrubę Węgrom. Najpierw "zapłaczą" ich portfele

Tłumaczył, że stan zagrożenia pozwoli rządowi na "ochronę Węgier i węgierskich rodzin". – Widzimy, że wojna i sankcje w Brukseli doprowadziły do ​​ogromnych wstrząsów gospodarczych i drastycznego wzrostu cen. Świat stoi na skraju kryzysu gospodarczego. Węgry muszą trzymać się z dala od tej wojny – dodał.

"Autokratom władzy nigdy dość"

Politolog dr Dominik Héjj z Instytutu Europy Środkowej i analityk Polityka Insight tłumaczy w rozmowie z naTemat powody, a raczej jeden główny powód, dla którego Viktor Orbán przedłużył na Węgrzech stan zagrożenia.

Mateusz Przyborowski: Panie doktorze, po co Orbánowi kolejny stan zagrożenia, skoro wiadomo, że Węgrom z rąk Rosji nic nie zagraża?

Dominik Héjj: Dobrze, że mówi pan "stan zagrożenia", bo stan wyjątkowy, o którym błędnie mówi się w Polsce, w węgierskiej konstytucji "stoi tuż obok" i oznacza zupełnie coś innego. A po co, skoro ze strony Putina nic Węgrom nie grozi? Moim zdaniem jedno i drugie nie ma ze sobą nic wspólnego.

Wprowadzenie kolejnego stanu zagrożenia daje zdecydowane wzmocnienie kompetencji premiera, który może rządzić krajem przez rozporządzenia, czyli polskim odpowiednikiem dekretów.

Taka decyzja zdecydowanie ułatwi też wpływanie swoją polityką na nastroje społeczne na Węgrzech.

Myśli pan, że Orbán przedłużył stan zagrożenia w obawie przed niezadowoleniem Węgrów, którym "zapłaczą" portfele? Tuż po wygranych wyborach stwierdził on, że "nie wie", czy uda się utrzymać tarcze do walki z kryzysem gospodarczym i zaczął przyzwyczajać swoich obywateli na nagłe cięcia i oszczędności.

Sam również czekam na pierwsze decyzje Viktora Orbána, jakie mają zapaść w związku z przedłużeniem tego stanu zagrożenia. Na razie wiemy tylko to, jak wyglądał stan zagrożenia za czasów COVID-19. Wówczas pozycja węgierskiego premiera była mocno wykorzystywana – cała polityka była zarządzana de facto rozporządzeniami Orbána. Teraz może być tak samo.

Węgierski premier na pewno wzmocni tym swoją pozycję personalną, chociaż ma parlament, który posiada taką większość, że może zrobić wszystko, co zechce. Jednak nie jest to dla niego wystarczające. Dla mnie jest to dowód, że Węgry są państwem, które z zasadami demokracji nie ma nic wspólnego. To znaczy, wybory się odbywają, ale jest jednowładztwo i – mówiąc wprost – nic się z tym nie dzieje.

Powracam więc do pierwszego pytania: czy przedłużenie stanu zagrożenia jest Orbánowi niezbędne?

Jest, ponieważ doszły teraz jakieś decyzje związane z energetyką. Węgry nie chcą unijnych sankcji dla Rosji, a to będzie miało zasadnicze znaczenie. Jakie? Tego jeszcze nie wiemy, musimy poczekać na to, co wymyśli Orbán.

Przypomnę tylko, że przy okazji stanu zagrożenia spowodowanego COVID-19 na Węgrzech wprowadzono de facto cenzurę publikacji dotyczących koronawirusa, które "mogłyby budzić niepokój" i szerzyć fake newsy. Groziło za to więzienie – 2 lata.

Uważa pan, że w przypadku wojny w Ukrainie może być podobnie?

Jestem w stanie wyobrazić sobie cenzurę za publikacje o wojnie w Ukrainie, które "mogłyby budzić niepokój" albo siać strach wśród węgierskiego społeczeństwa. Co prawda w polskiej perspektywie jest to na tyle absurdalne, że wydaje się niemożliwe, ale Węgry już nas przyzwyczaiły do tego, że nie ma czegoś takiego, że coś jest niemożliwe.

To byłaby jednak jakaś aberracja.

Ale przecież tak samo było podczas stanu zagrożenia związanego z COVID-19. Wyroki zapadały – w zawieszeniu, ale były. Proszę też zauważyć, że Węgry są jedynym krajem w Unii Europejskiej, który nie uczestniczy w wojnie z Rosją i nie przekazuje broni Ukrainie. Jednocześnie Węgry są jedynym państwem, które wprowadza stan zagrożenia spowodowany wojną. Cóż, autokratom władzy nigdy dość.