Carlo Ancelotti i jego zespół po wywalczeniu tytułu mistrzów Hiszpanii w 2022 roku. "Don Carlo" w całej okazałości
Carlo Ancelotti i jego zespół po wywalczeniu tytułu mistrzów Hiszpanii w 2022 roku. "Don Carlo" w całej okazałości Fot. Instagram / Vinicius Junior

Carlo Ancelotti poprowadzi zespół w finale Ligi Mistrzów po raz piąty w karierze, czego nie dokonał dotąd żaden szkoleniowiec. Przegrał tylko raz, gdy rywalem jego Milanu był właśnie Liverpool FC. Ale "Don Carlo" jest gotowy na sobotni mecz i tak jak w każdej rundzie tegorocznych rozgrywek, ma jakąś niespodziankę dla rywali. Królewscy kończą kapitalny sezon, który wcale nie zapowiadał się aż tak dobrze.

REKLAMA

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google

Tylko jeden trener w historii piłki nożnej poprowadził swój zespół pięć razy w finałach Ligi Mistrzów i tym trenerem jest, a w zasadzie zostanie w sobotni wieczór Carlo Ancelotti. Wygrywał Champions League z Milanem (2003 i 2007), wygrał z Realem Madryt (2014), a jeszcze zagrał w najbardziej nisamowitym finale w dziejach (3:3 i 2:3 w karnych z Liverpolem w 2005 roku). A przecież dwa razy sięgał po Puchar Europy jako zawodnik, z Milanem w 1989 i 1990 roku.

Tylko jeden trener w historii piłki nożnej wygrywał mistrzostwo w każdej z pięciu najmocniejszych lig na Starym Kontynencie. Carlo Ancelotti sięgał po tytuł z AC Milan (2004), Chelsea Londyn (2010), Paris Saint-Germain (2013), Bayernem Monachium (2017) i Realem Madryt (2022). Na razie nie zanosi się na to, by jakikolwiek inny szkoleniowiec mógł się zbliżyć do tego wyczynu, a przecież nie tak dawno mówili, że Włoch to przedstawiciel starego pokolenia i że jego czas mija.

- Nie sądzę, bym był ze starej generacji. Myślę, że nadążam za zmianami. Najważniejsi pozostają zawodnicy, każdy trener musi się dostosować do tego, co ma - odpowiadał 62-letni Carlo Ancelotti, a najlepszym dowodem na to, że wierzy w swoje słowa niech będzie obraz z półfinałowej rywalizacji z Manchesterem City. Królewscy przegrali pierwszy mecz 3:4 w Anglii, przegrywali 0:1 kwadrans przed końcem w rewanżu, ale doprowadzili do dogrywki do golach Rodrygo. Przerwa trwała krótko, co zrobił włoski szkoleniowiec?

- Zapytał nas, co sądzimy o meczu i kogo chcemy zobaczyć na murawie - zwierzył się dziennikarzom Toni Kroos, jeden z weteranów Królewskich. I robi tak niemal zawsze, bo piłkarze to jego przyjaciele i nie jest dla nich surowy. Jak dobry ojciec, czasem kolega, a na co dzień po prostu "Don Carlo", jak nazywają go w szatni Los Blancos. Gdy wracał do klubu latem 2021 roku, kibice nie byli zachwyceni. Mieli w pamięci sukcesy drużyny Zinedine'a Ziadne'a i poczucie, że nie było lepszego fachowca, więc sięgnięto po Włocha.

"Dziadzia" - mówili o nim kibice - miał ciężkie początki, Real gubił punkty w LaLiga, a w Champions League przegrał u siebie z Sheriffem Tyraspol. Wtedy pierwszy raz mówiono o tym, że nie pasuje do tak dużego klubu. Jak bardzo go nie doceniono, prawda? Najlepiej świadczą o nim słowa piłkarzy, ale też wyniki, które są po prostu niesamowite. I to, że zawsze jest lojalny, co dziś w futbolu nie jest częste. I co bardzo cenią sobie piłkarze.

Efekty? Odzyskane mistrzostwo Hiszpanii i szansa na 14. triumf w LM. A przecież to on wygrał z Los Blancos finał Champions League w 2014 roku, gdy po horrorze w Lizbonie Królewscy rozbili Atletico Madryt 4:1 (0:1, 1:1). A potem odszedł z klubu, pracował w Bawarii, Neapolu oraz... Liverpoolu, bo przecież prowadził ekipę Evertonu. Do rywalizacji w finale LM ruszy w sobotę jako zwolennik drużyny z Goodison Park, czy odwiecznego rywala The Reds.

- Mieszkałem w tym mieście przez dwa lata, to dla mnie niemal jak derby. Do meczu stanę jako evertończyk - zapewnił podczas konferencji prasowej. A potem chwalił zawodników, dziękował im za zaangażowanie, zaufanie i ciężką pracę. Cały "Carletto", przyjaciel piłkarzy, który lubi stanąć w ich cieniu, podpowiedzieć coś i ze spokojem patrzeć na to, co się wydarzy. Przeszli w tej kampanii naprawdę wiele, horror za horrorem, runda po rundzie. Real upadał, wstawał i szedł dalej. A 63-letni trener tylko żuł gumę i robił swoją firmową minę.

Czy awans do finału to dla niego powód do radości? Przecież grał w nim już tyle razy. – Nie jestem, bardzo smutny! Dobrze się bawię tym okresem spędzanym z tymi piłkarzami, którzy dają mi pewność siebie. Musimy pokazać nasze zalety. Liverpool rozegra intensywny mecz, pokaże swoją szybkość. Ale kto pragnie wygrać, ten wygra. Mam już gotowy skład. W takim meczu może zdarzyć się wszystko. Piłka jest tak skonstruowana - tłumaczył dziennikarzom z szelmowskim uśmiechem. Plan to podstawa, on zawsze dobiera go pod zespół i dla dobra swoich ludzi.

Juergen Klopp eksplodowałby kilka razy, gdyby był na miejscu Włocha i przeżył dwumecze z PSG, Chelsea i Man City. "Don Carlo" zarażał spokojem i czekał, bo zaufał piłkarzom bez granic. "To moi przyjaciele. Tak, piłkarze to moi przyjaciele" - mówił ostatnio i zapewniał, że już nie pali, choć zrobiono mu zdjęcie z cygarem w ustach. Teraz stres odreagowuje żując gumę, z pozornym spokojem ogląda swój zespół i "stara się pomóc". Chyba wychodzi mu to całkiem nieźle, prawda?

Finał Ligi Mistrzów w 2022 roku odbędzie się na Stade de France w Saint-Denis pod Paryżem. Pierwszy gwizdek w meczu Liverpool FC - Real Madryt już o godzinie 21:00 czasu polskiego. Zawody poprowadzi Francuz Clement Turpin, a transmitować je będą Polsat Sport Premium oraz TVP 1. Kto zostanie najlepszą klubową drużyną Europy? Już wkrótce wszystko będzie jasne.

Czytaj także: