Wiele wskazuje na to, że Ukraina otrzyma nowe dostawy precyzyjnie naprowadzanych pocisków o większym zasięgu niż te, którymi dysponuje obecnie. Taką informację przekazał na Twitterze Michael McFaul, amerykański ekspert ds. stosunków międzynarodowych i były ambasador USA w Rosji. Jak dodał, nie będą to jednak rakiety, które mogą uderzyć w głąb Rosji.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Zdaniem byłego ambasadora Ukraina otrzyma pociski o dużym zasięgu, jednak nie będą to rakiety, które są w stanie atakować cele znajdujące się w Rosji
O tym, że takiej wysyłki nie będzie, poinformował w poniedziałek także prezydent USA Joe Biden
"Komentarze wyjaśniające ze strony administracji prezydenta Joe Bidena są bardziej pewne" – napisał na Twitterze Michael McFaul. I dodał: "Ukraina otrzyma nowe partie precyzyjnych pocisków kierowanych o większym zasięgu od tych, które obecnie posiada, ale nie takie, które będą w stanie uderzyć w głąb Rosji".
Ukraina ma dostać potężną broń, ale nie będą to wyrzutnie HIMARS
Informacje przekazane przez amerykańskiego eksperta ds. stosunków międzynarodowych i byłego ambasadora USA w Rosji potwierdza też "The Washington Post", który powołuje się na zaznajomionego ze sprawą amerykańskiego polityka. Dziennik zaznacza, że typowe pociski MLRS trafiają w cele w odległości około 70 km i takie właśnie rakiety USA zamierzają dostarczyć do Ukrainy.
Od dłuższego czasu władze w Kijowie proszą Zachód o wsparcie w postaci wyrzutni rakiet. Ukraiński ekspert wojskowy pułkownik Serhij Hrabski powiedział w niedzielę na antenie Radia NW, że jeśli Ukraina otrzymałaby amerykańskie wyrzutnie artylerii rakietowej dalekiego zasięgu HIMARS, mogłoby to "radykalnie zmienić sytuację na froncie". – Bylibyśmy w stanie atakować m.in. cele na Krymie okupowanym przez Rosję – stwierdził.
HIMARS jest systemem mobilnych wyrzutni, które wykorzystują amunicję rakietową precyzyjnego rażenia, naprowadzaną za pomocą systemów nawigacji inercyjnej i satelitarnej. Środki ogniowe przeznaczone są do wykonywania zadań w obszarze działań taktycznych do 70 km oraz w obszarze działań operacyjnych – do 300 km.
O zakupie tej broni myśli także Polska. Jak już informowaliśmy w naTemat, szef MON Mariusz Błaszczak kilka dni temu wystąpił do rządu USA z zapytaniem o ofertę. Chodzi 500 wyrzutni, które miałyby zostać "zintegrowane z polskim systemem zarządzania walką". Ta broń jest potężna, ale potężna jest także cena – jedna wyrzutnia kosztuje ok. 21 milionów dolarów.
Zachód wspiera, Rosja się odgraża
Przekazanie zaawansowanych systemów rakietowych byłoby bardzo ważne dla Kijowa, ponieważ takiego sprzętu ukraińskiej armii wciąż brakuje, a pozwoliłby on na skuteczne odpieranie ataków wroga. W poniedziałek Joe Biden zapowiedział jednak, że USA nie wyślą do Ukrainy sprzętu, który mógłby umożliwić atakowanie celów znajdujących się w Rosji.
Kilka dni temu media przekazywały również, że między Waszyngtonem a Kijowem toczą się "drażliwe" rozmowy. Według doniesień dotyczą one wykorzystywania sprzętu dostarczanego Ukrainie do przeprowadzania ataków na cele znajdujące się na terytorium Rosji.
Władimir Putin także ma świadomość, że dostawa nowoczesnych wyrzutni rakiet zmieniłaby losy trwającej od ponad trzech miesięcy wojny. Wobec tego Rosjanie cały czas odgrażają się Amerykanom, że dostarczenie takiego sprzętu będzie przekroczeniem "czerwonej linii".