Że starszych trzeba szanować - słyszymy od dziecka. I przeważnie nawet szanujemy. Wszak wszyscy mamy babcie i dziadków, zdajemy też sobie sprawę, że problemy z poruszaniem się, wzrokiem i słuchem nas nie ominą. O tym, że w kwestii szacunku do otoczenia braki mają i seniorzy, już się nie mówi.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Są takie momenty w życiu Polaka, gdy nie pozostaje nic innego, jak tylko się wstydzić. I nie mam tu na myśli żadnych kompleksów w stosunku do zagranicy, które były ponoć na tyle silne, że wymagały zaordynowania narodowego wstawania z kolan. Raczej tzw. ludzką przyzwoitość.
Do nawalonych Polaków wypraszanych z samolotu czy innych chytrych bab z Radomia można się przyzwyczaić. Nie od dziś nad Wisłą bywa śmieszno i straszno jednocześnie.
Gorzej z aktami nienawiści, których inicjatorzy czują się do nich uprawnieni, a gdyby ich zapytać, pewnie nie przyszłoby im nawet do głowy, że zrobili coś nie tak.
Kolejne gminy i powiaty proklamujące swoje zaścianki "strefami wolnymi od LGBT", krucjaty takiego Czarnka, Pawlaka czy wreszcie ulubienicy wszystkich Polek - Kai Godek. Ze wściekłości i oburzenia łatwo się wyprztykać, ale ciary żenady pozostają.
Są wreszcie i zwykli ludzie, którzy nieoczekiwanie zyskują od czasu do czasu medialny rozgłos. Ostatnie dni przyniosły dwa przykłady tego hmm - sortu.
W niedzielę 29 maja w sieci pojawiło się nagranie, na którym widać, jak starszy mężczyzna zamazuje sprayem plakaty reklamujące najnowszy numer polskiego "Vogue'a". Redakcja magazynu z okazji miesiąca dumy, który przypada w czerwcu, umieściła na okładkach zdjęcia całujących się par jednopłciowych.
Zaledwie dzień później, mogliśmy oglądać kolejną emerytkę w akcji. Poszło o chleb. Starsza kobieta, która nie mogła dogadać się z pochodzącą z Ukrainy ekspedientką, zaczęła wyzywać ją od "kur**" i "prostytutek", mimo że sprzedawczyni zachowała spokój. Następnie emerytka przeszła do wygrażania kobiecie i wyrzucania jej ze "swojego kraju".
Do podobnej sytuacji - znów z udziałem ukraińskiej sprzedawczyni i emerytki - doszło w zeszłym tygodniu na targu w Gnieźnie. I naiwnością byłoby sądzić, że są to przypadki incydentalne.
Można byłoby tu wysnuć wiele teorii - na przykład, że nie od dziś wiadomo, że Polska jest jednym z najbardziej homofobicznych państw na Starym Kontynencie (zajmujemy 43. na 49. miejsc), z czego ostatnie w całej Unii Europejskiej.
Albo napisać, że przykład idzie z góry. Skoro nienawistne komentarze pojawiają się (nie szukając daleko) w takich "Wiadomościach", coraz więcej osób będzie normalizowało tego typu zachowania.
Ksenofobia? Trudno uniknąć podobnych incydentów w najbardziej homogenicznym narodowościowo kraju w Europie.
Jest jednak drobny szczegół łączący wszystkie wspomniane incydenty. Za każdym z nich stały osoby - mówiąc brzydko - dość posunięte w latach.
Przypadek? Jeśli tak, to zdarzający się nie tylko od święta. I niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto z "senioralną agresją" nigdy się nie spotkał.
Osoby starsze postrzegane są w Polsce jednowymiarowo. Wszystkie dzieci nasze są i zdaje się, że podobnie jest z seniorami, do których wiele obcych osób zwraca się nawet per "babciu" ("dziadku").
Upupianie emerytów przychodzi nam naturalnie. Starsi panowie lądują w zbiorowej kategorii uroczych staruszków, pełnych mądrości życiowej i nobliwych hobby z gatunku znaczki czy tam stare monety. Starsze panie? Złote kobiety - serca na dłoni, szarlotka w piekarniku, potrzeb własnych - zero. Wszystko dla dzieci i wnuków.
Mamy rzecz jasna i senioralnych świętych - kombatantów i kombatantki. Hołubionych, fotografowanych i słuchanych, ale też bez przesady.
Gdy w zeszłym roku powstańczyni warszawska Wanda Traczyk-Stawska przywołała do porządku narodowców od Roberta Bąkiewicza, "prawdziwi patrioci" stwierdzili, że kobieta jest już tak stara, że nie rozumie, co się wokół niej dzieje.
Emerytom żyjącym w Polsce trudno nie współczuć. Wszyscy widzieliśmy sceny gorączkowego poszukiwania grosików po zakamarkach portfela, pielgrzymki od apteki do apteki w poszukiwaniu najtańszego z najtańszych zamienników.
W tym ujęciu "szacunek dla starszych" jest po prostu kwestią solidarności społecznej. No i oczywiście grozy - drżące ręce, problemy ze skomunikowaniem się z otoczeniem i głodowe emerytury nie ominą większości z nas.
Nie zmienia to faktu, że emerytów złośliwych, raniących czy wręcz agresywnych nie brakuje. Sztandarowy przykład - komunikacja miejska. Ustępowanie miejsca osobom starszym powraca co kilka sezonów jak bumerang.
Że młodzież bezczelna, że te słuchawki w uszach, telefony w dłoniach, na innych nie patrzą. Szczerze powiedziawszy tych zepsutych do szpiku kości nastolatków widuję znacznie rzadziej niż, złorzeczące im osoby starsze. Że bydło, gównażeria, chamstwo i prostactwo. Całkiem, jak gdyby nie dało się zapytać o miejsce.
Komentarze do wyglądu młodych dziewczyn? Jeśli nie są komplementami lub pseudo-komplementami (spod znaku "fajna dupa"), jak amen w pacierzu wygłasza je jakaś matrona. A te oczy to za mocno, a ta spódnica to za krótka, dekolt za głęboki lub też nieśmiertelne "wyletnienie" (szczególnie chronione winny być korzonki).
Przykłady można mnożyć. Mimo to, z tajemniczych powodów utarło się, że to najstarsze pokolenie jest ostoją kultury osobistej i przymiotów wszelkich.
Mówiąc o kindersztubie, mamy często na myśli coś zupełnie innego, niż to, w czym wychowali się dzisiejsi emeryci. Jesteśmy społeczeństwem z awansu chłopskiego. W kwestii form grzecznościowych, zasady zachowania się przy stole czy takich niuansów jak to, kto powinien się komu kłaniać, większe zasługi niż dom rodzinny miały często czasopisma (z "Przekrojem" na czele), czy nawet środowisko pracy.
Szacunek do rodziców? Nauczycieli? Przez lata był wymuszany na dzieciach raczej strachem niż realnym podziwem.
W wielu przypadkach obcesowość, cwaniactwo czy nawet podnoszenie głosu przydawały się w życiu codziennym znacznie bardziej niż przymioty kojarzone dziś z kulturą osobistą.
Łagodny kolejkowicz swojego mógł nie doczekać, a ktoś mało cwany wódki na wesele nie załatwić. Prawo pięści może to nie było - ale łokcia i huknięcia znienacka - jak najbardziej.
W istocie to odżegnywana od czci i wiary generacja Z jest jak na razie najbardziej empatyczną w historii. Dzisiejsi 20-latkowie są jak żadne inne pokolenie wyczuleni na prawa mniejszości, systemową nieuczciwość, a poza tym - tolerancyjni i wrażliwi.
Nie chciałabym tu rysować pokoleniowej linii demarkacyjnej, ale raczej odczarować szereg przekonań związanych z osobami starszymi, których w Polsce mówić na głos nie wypada. Seniorzy bywają i toksyczni i agresywni i złośliwi wcale nie mniej niż inne pokolenia.
Etykietkowanie ich jako łagodnych i milutkich, nie służy też im samym - to w końcu tacy sami członkowie społeczeństwa, jak reszta z nas. Nie traktujmy ich jak dzieci, które nie ponoszą odpowiedzialności za swoje zachowania i słowa.
Chcesz podzielić się historią, opinią, albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl