Wychowaliśmy się na "Akademii Pana Kleksa". Film Krzysztofa Gradowskiego na podstawie baśniowej powieści Jana Brzechwy dla wielu jest kultowym filmem dzieciństwa – czarował muzyką, kolorami i rolą Piotra Fronczewskiego. Ale czy na pewno czarował, a nie... przerażał? Po latach obejrzałam hit z 1983 roku, który niedługo doczeka się nowej wersji z Tomaszem Kotem. Wnioski? Psychodelia, trauma i... pedofilskie podteksty. Oto 5 dowodów.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Akademia Pana Kleksa" (1983) z Piotrem Fronczewskim to kultowy film, który dla wielu jest ulubionym tytułem dzieciństwa. Film Krzysztofa Gradowskiego oparty jest na powieści "Akademia Pana Kleksa" Jana Brzechwy.
Książka Jana Brzechwy doczeka się nowej wersji, której dwie części planowane są na 2023 i 2025 rok. Pana Kleksa zagra Tomasz Kot, a Adama Niezgódkę zastąpi Ada Niezgódka, w którą wcieli się Antonina Litwiniak.
Film "Akademia Pana Kleksa" z lat 80. wiele dzieci jednak przerażał, a dzisiaj zaskakuje pedofilskimi podtekstami.
Oto 5 dowodów na to, że "Akademia Pana Kleksa" z Piotrem Fronczewskim jest dzisiaj problematyczna.
We wtorek Maciej Kawulski, reżyser nowej "Akademii Pana Kleksa", wyjawił, kto wcieli się w ekscentrycznego czarodzieja i dyrektora szkoły dla chłopców, których imiona zaczynają się na literę "A". Nowym Panem Kleksem został nikt inny, jak Tomasz Kot. W filmie – w owianej dotąd tajemnicą roli – ma pojawić się również oryginalny Pan Kleks z hitu z 1983 roku, czyli Piotr Fronczewski.
Twórcy zdecydowali się również na sporę zmianą fabularną. W nowej ekranizacji powieści Jana Brzechwy wstępu do akademii nie będą mieli jedynie chłopcy, a głównym bohaterem nie będzie Adam Niezgódka. W filmie Kawulskiego (a raczej filmach, bo "Akademia Pana Kleksa" będzie składała się z dwóch części), Adasia zastąpi dziewczynka – Ada Niezgódka. Zagra ją Antonina Litwiniak. Film – który ma być czymś więcej niż film – ma być bowiem uwspółcześnioną wersji książkowego pierwowzoru.
Jak można się domyślać, ta zmiana nie wszystkim się spodobała. Pojawiły się głosy o niszczeniu dzieciństwa i "poprawności politycznej na siłę" Niektórzy fani "Akademii Pana Kleksa" z 1983 roku pomstowali również na – beznadziejny, ich zdaniem – pomysł robienia kolejnej ekranizacji powieści Brzechwy z 1946 roku. Nie ma się co dziwić emocjom, zarówno książka, jak i polsko-radziecki przebój z Fronczewskim mają już status kultowych i wychowały się na nich pokolenia.
"Akademia Pana Kleksa" (1983): psychodelia i pedofilia?
Jednak wśród oburzonych głosów pojawiły się również zgoła inne, a mianowicie mocno krytyczne pod adresem filmowej "Akademii Pana Kleksa" sprzed lat. Powtarzały się opinie, że film był psychodeliczny i przerażający, a po seansie miało się "za dzieciaka" koszmary. Wielu internautów pół żartem, pół serio akcentowało również niepokojący pedofilski wydźwięk filmu, w tym słynnej sceny pod prysznicem.
Po latach obejrzeliśmy film z Fronczewskim. Wnioski? Oryginalna "Pana Kleksa" mocno... zaskakuje. Jasne, film miał być w założeniu dziwaczny (tak samo jak dziwaczna jest baśniowa powieść Brzechwy), realizacja jest imponująca, a Piotr Fronczewski jest doskonały, ale niektóre momenty faktycznie pachną i krindżem, i pedofilią, i traumą. Wybaczcie, że zniszczymy niektórym dzieciństwom, ale oto 5 bardzo dziwnych momentów z "Akademii Pana Kleksa".
1. Scena pod prysznicem, czyli wieje pedofilią
Jasne, kiedyś "były inne czasy". O pedofilii nie mówiono głośno i nie była ona jeszcze poważnym społecznym problemem, a małym dzieciom ochoczo robiono nagie zdjęcia (które do dziś mamy w rodzinnych albumach). Jednak scena pod prysznicem z "Akademii Pana Kleksa" zaskakiwała nawet w latach 80. i sprawiała, że niektóre dzieci czuły się mocno nieswojo.
O co chodzi? O słynny fragment filmu, w których chłopcy, uczniowie Akademii Pana Kleksa, kąpią się na golasa w sadzawce pod Deszczowym Drzewem w swojej sypialni. Niby jest radośnie i niewinnie, ale... wszystkiemu przygląda się z góry Pan Kleks. Wieje mocnym krindżem i seksualnym skandalem, więc nic dziwnego, że dzisiaj scena jest już wycinana.
Pedofilskie podteksty w filmie Krzysztofa Gradowskiego z pewnością były niezamierzone, ale jest ich naprawdę sporo. Już sam fakt, że dziwaczny, podstarzały czarodziej, stary kawaler zaprasza do swojej tajemniczej szkoły tylko małych chłopców (i to jedynie tych, których imiona zaczynają się na "A"), jest... niepokojący. Do tego Ambroży Kleks dawał swoim uczniom przed snem pastylki, po których mieli dziwaczne wizje. W nowej wersji "Akademii Pana Kleksa" raczej już tego nie uświadczymy. Oby!
2. Marsz wilków, czyli jak straumatyzować dzieci
"Scena marszu wilków nie bez powodu uchodzi za kultową. W latach osiemdziesiątych szargała nerwy całym zastępom niewinnych dzieci" – pisze ASZdziennik i tutaj akurat nie zmyśla. Słynna scena z "Akademii Pana Kleksa" była tak przerażająca, że do dziś niektórzy zadają sobie pytanie: jak coś tak upiornego mogło pojawić się w filmie dla dzieci?
Owszem, jest to scena widowiskowa i klimatyczna, ze świetną muzyką TSA. Tyle że... nie dla dzieciaków. Do dziś przeraża ona dorosłych już widzów, którzy przed laty zamykali oczy ze strachu (znam to z autopsji). Dołóżmy do tego diabła Piszczałkę i traumatyczny pakiet polskiego dziecka wychowanego w latach 80. mamy gotowy.
3. "Kung Fu Song", czyli rasizm w wydaniu lat 80.
Czy ta scena jest rasistowska? Maksymalnie. Zanim się oburzycie, powtórzę: tak, to były inne czasy. W Polsce lat 80. nie myślano o rasizmie i nikogo nie chciano obrazić. Jednak gdy dzisiaj oglądamy fragment z "Kung Fu Song" z "Akademii Pana Kleksa" mamy w głowie jedno pytanie: co oni ćpali na tym planie filmowym?!
To oczywiście żart, ale piosenka Wiesława Michnikowskiego, który wcielił się w doktora Paj-Chi-Wo, czyli nadwornego lekarza cesarza Chin i mentora Ambrożego Kleksa, faktycznie sprawia dziś wrażenie narkotykowej wizji. Michnikowski wystylizowany na Chińczyka, dzieci mrużące oczy, aby wyglądać azjatycko, udawany język chiński (nie, ta piosenka nie jest po chińsku... ani w żadnym innym języku) i latający Pan Kleks. Poprosimy namiar na dilera.
4. Golarz Filip, czyli czarny charakter, o którego nie prosiliśmy
Głównym bohaterem "Akademii Pana Kleksa" jest Ambroży Kleks, nieco ekscentryczny, ale dobroduszny czarodziej. Film musi mieć jednak nie tylko protagonistę, ale i antagonistę, a w filmie Krzysztofa Gradowskiego był nim Golarz Filip. Wzdrygnęliście się? Nic dziwnego. To postać, która przerażała dzieciaki (chociaż nie tak jak marsz wilków...).
Golarz Filip, którego grał Leon Niemczyk, był lokalnym fryzjerem, który strzygł uczniów Akademii i dostarczał Panu Kleksowi kolorowe piegi. Jednocześnie był rasowym czarnym bohaterem, który postanowił zniszczyć Akademię Pana Kleksa i podstępem wprowadził w jej mury mechaniczną lalkę Alojzego, która mąciła wśród uczniów.
Nie dość, że sceny z Golarzem Filipem były absolutnie niepokojące, to jeszcze demoniczny fryzjer przyczynił się do zniszczenia Akademii... w filmie dla dzieci.
"Wiem, że budżet filmu nie był wysoki i możliwości twórców w latach 80., zwłaszcza w Polsce, należały do tych ograniczonych, ale dlaczego postacie poboczne pojawiające się w filmie: ludzie przebrani za żaby, za wilki, jakieś charakteryzacje mające przypominać postacie z baśni, zostały tak nieudolnie wykonane, że wyglądają jak z taniego horroru klasy B? Nie mam pojęcia, dlaczego jako dziecko byłem tym zachwycony. Wszyscy byliśmy!" – zastanawia się.
Jak podkreśla Łaszkiewicz, niepokój w "Akademii Pana Kleksa" jest obecny w każdym miejscu. "Pomijam słynny marsz wilków, który przerażał każdego z nas. Ale scena z dziewczynką z zapałkami? Laboratorium Golarza Filipa i jego dziwny robot? Motyw z księciem, który bezpowrotnie stał się ptakiem? To wszystko jest niebywale niepokojące. Nie wiem, dlaczego nie miałem takich odczuć lata temu, ale teraz bardzo trudno przychodziło mi brnięcie przez kolejne sceny" – podkreśla autor cyklu "Dziwne kino", który również obejrzał "Akademię Pana Kleksa" po latach.
Wnioski? Nasze dzieciństwo z "Akademią Pana Kleksa" wcale nie było tak różowe, jak myśleliśmy.