Marianna Schreiber.
Schreiber zdradza, skąd bierze pieniądze na partię. "Zbieram każdy paragon". Fot. Piotr Molecki/East News
Reklama.

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google

  • Marianna Schreiber opowiedziała o tym, jak idzie jej tworzenie partii Mam Dość
  • Podkreśliła, że jest dużo trudność m.in. w związku z kradzieżami danych
  • Kobieta ujawniła także, jakie są jej aktualne wydatki na rozkręcenie ruchu
  • Marianna Schreiber o kulisach powstawania partii

    Marianna Schreiber na początku kwietnia ogłosiła plany założenia nowej partii politycznej Mam Dość, która ma być oparta na wartościach demokratycznych, w tym tolerancji. Wywołało to lawinę komentarzy, bo jej mąż, Łukasz Schreiber, jest członkiem rządu PiS, który kobieta otwarcie krytykuje.

    W programie "Wprost Przeciwnie" aspirująca polityczka zdradziła, że tworzenie partii, to trudne zadanie. - Non stop ktoś kłamie na mój temat, non stop są zakładane fejk konta, kradną nasze dane, treści, uzurpują sobie prawo, by manipulować opinią publiczną… - relacjonuje kobieta.

    Schreiber uznaje to jednak za pozytywny sygnał. - Jeżeli mają czas, by się nad tym pochylać, bawić się w to, to niech mi pani powie, że nie mamy szansy na zaistnienie na scenie politycznej. Nikt nie marnowałby swojego cennego czasu, gdybyśmy się nie liczyli - zauważa. Na razie skupia się na zbieraniu podpisów niezbędnych do zarejestrowania partii.

    Dla osoby, która kilka miesięcy temu czuła się nic niewartym człowiekiem, która spoglądając w lustro odwracała się w drugą stronę, to sukces. Nie mogłam sobie wyobrazić niczego większego.

    Partia Schreiber. Skąd pieniądze na Mam Dość?

    Duże kontrowersje jeśli chodzi o tworzenie partii Mam Dość, wzbudza kwestia finansowania tego ruchu. – Ludzie wyobrażają sobie, że to miliony złotych – mówi Schreiber. Jednak jak tłumaczy kobieta zupełnie tak nie jest. Jeśli chodzi o wydatki na swoją partię początkująca polityczka stawia na pełną transparentność.

    – Zaczęło się od zorganizowania konferencji w hotelu centrum Warszawy. Mam faktury, wszystko mogę pokazać, zbieram każdy paragon na każdą rzecz, którą kupujemy. Konferencja kosztowała 2,5 tys. złotych. Można zadzwonić, zapytać się – opisała. – Zapłaciłam za 2 ścianki, z czego jedna nam się na wietrze porwała. Jedna – 500 złotych, druga 1500 złotych. Gadżety razem z ulotkami kosztowały nas 1500 zł. Jeżeli ma się pomysł i potrafi się działać, to koszty są czymś drugorzędnym – relacjonuje szczegółowo.

    Wczoraj kupiłam cukierki za 300 złotych, by ludzie mogli się poczęstować. Opłacamy też informatyka, bo włamują nam się na strony internetowe – dodaje działaczka.

    Schreiber ujawniła również, skąd pochodziły te pieniądze. – To były moje pieniądze odłożone na czarną godzinę. Miałam 10 tysięcy na koncie i całość nie została wydana – przyznała Schreiebr.

    Czytaj także: