Tydzień w Nowym Jorku pokazał mi, że legalizacja marihuany to najgorszy możliwy pomysł
Michał Mańkowski
16 czerwca 2022, 07:26·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 16 czerwca 2022, 07:26
Nowy Jork ma specyficzny zapach. Do tej pory przez lata było to miasto, które "pachniało" moczem i śmieciami. To już nieaktualne. Dziś to miasto o zapachu moczu, śmieci i marihuany. Legalizacja popularnego zioła do celów rekreacyjnych otworzyła tam puszkę Pandory i udowadnia, że taka decyzja władz tylko wydaje się fajna i nowoczesna.
Stany Zjednoczone od paru lat bardzo łagodzą politykę antynarkotykową – handel marihuaną jest tam dozwolony łącznie już w 16 stanach, co sprawia, że to przepotężny biznes. W gronie "zielonych" stanów od kwietnia 2021 roku jest także Nowy Jork, w którym ostatnio miałem okazję spędzić ponad tydzień.
Byłem tam już parę razy w przeszłości, dlatego mam porównanie. Nie jest więc tak, że nagle trafiłem do "stolicy świata" i jestem w szoku. Nowy Jork zawsze pachniał specyficznie, zwłaszcza na Manhattanie. To mix walających się śmieci, moczu, asfaltu i wszechobecnych budów. Całość doprawiona sporą duchotą, która tylko podbija wrażenia.
Teraz do tego grona dołączył charakterystyczny zapach marihuany, który momentami nawet królował nad całą resztą. Może wyjdę na boomera w dzisiejszych czasach, ale w takim wydaniu to absolutny koszmar.
Żebyście mnie dobrze zrozumieli, nie chodzi o to, że gdzieś tam czasem coś można poczuć. Charakterystyczny zapach czuć absolutnie ciągle i właściwie wszędzie na Manhattanie. Jarają młodzi, starzy, biali, czarni, żółci, zieloni, niebiescy. Kobiety i mężczyźni, także tacy, po których w teorii byś się tego w ogóle nie spodziewał.
Na ulicy, na ławkach, w parku, na trawie, w samochodach, w których robią się zadymione komory. W przerwie od pracy i... w trakcie pracy. Na spacerze i bez spaceru. Samemu i ze znajomymi. Handel kwitnie oficjalnie w specjalnych sklepach, ale i food truckach. To znaczy joint-truckach, które sprzedają marihuanę w każdej postaci, także jadalnej.
Skutki legalizacji marihuany w "stolicy świata"
Ale jest też ten handel mniej oficjalny, gdzie w parku zaczepiają cię lokalsi z własnoręcznie skręconymi blantami, a na ulicy w ramach "atrakcji turystycznej" sprzedają książki-poradniki "Jak skręcić perfekcyjnego blanta. Instrukcja krok po kroku".
Zapach palonego skręta czuć do tego stopnia, że czasami nawet nie widać wokół ciebie nikogo, kto pali, a i tak w nosie coś cię kręci.
Szczegóły legalizacji marihuany w Nowym Jorku
Ustawa pozwala na sprzedaż marihuany w celach rekreacyjnych osobom powyżej 21. roku życia, rozszerza program używania jej w celach medycznych i usuwa z rejestrów karnych osoby wcześniej skazane za przestępstwa z nią związane. Pozwala także na uprawę konopi w domach i posiadanie przy sobie do trzech uncji konopi indyjskich i 24 uncji koncentratu konopi. Reguluje także licencjonowanie i opodatkowanie sprzedaży w celach rekreacyjnych.
Na rogach ulic ciągle stoją grupki młodych osób z półprzytomnym i przejeranym wzrokiem oraz głosem, którym "rekreacja" ewidentnie weszła za mocno. Wykorzystują argument prawnego przyzwolenia na doprowadzanie się do stanu, któremu daleko od normalnego. Bo skoro można to jest to okej. Nie, nie jest okej.
Jeśli tak ma wyglądać rzeczywistość po zalegalizowaniu marihuany, to ja dziękuję i się wypisuję. Tyle lat zajęło nam dojście do wyrzucenia śmierdzących papierosów z przestrzeni publicznej, tylko po to, by teraz zasmrodzić się czymś innym.
Nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic przeciwko palaczom. Niech sobie palą co chcą i ile chcą, nie powinni być za to karani, ale sytuacja, w której razem z palaczami palą i czują wszyscy dookoła, to coś, co już raz przechodziliśmy.
Legalizacja i depenalizacja posiadania trawki to co innego
Sytuacja z Nowego Jorku pokazuje mi idealnie, jak wielka jest różnica między pełną legalizacją a rozsądną depenalizacją. To drugie jest czymś, co warto popierać i wprowadzać. Za dużo mamy i mieliśmy sytuacji, w których za posiadanie jakiejś śmiesznej ilości marihuany ludzie dostają wyroki, a nawet trafiają do więzienia. Głośnych spraw daleko szukać nie trzeba, parę miesięcy temu raper Mata został zatrzymany za posiadanie 1,5 grama.
To, co w związku z legalizacją dzieje się na ulicach Nowego Jorku, udowadnia, że – przynajmniej tamtejsze – społeczeństwo nie jest gotowe na taką dawkę wolności. Na własne oczy zobaczyłem, że niewiele ma to wspólnego z rekreacją. Są jak dzieci, którym nagle pozwoliło się jeść słodycze, więc jedzą je, aż zwymiotują i zacznie je boleć brzuch.
Jeśli wystarczyło – nomen omen – zielone światło, by nagle jarać wszędzie i wprowadzać się na co dzień w taki stan, to jestem przerażony, jakie będą efekty eksperymentu z twardymi narkotykami, który jeden z amerykańskich stanów też wprowadza.