nt_logo

Wszyscy jesteśmy w ciemnej... Pogódźcie się z tym, bo w najbliższym czasie będzie tylko gorzej

Michał Mańkowski

05 maja 2022, 12:18 · 3 minuty czytania
Nie sądziłem, że kiedyś to pomyślę, a co dopiero powiem, ale tęsknię za czasami, gdy jedyne, czym musieliśmy się przejmować to Jarosław Kaczyński krzyczący w Sejmie o zdradzieckich mordach. Nie o prezesa PiS mi tu jednak chodzi. Mam wrażenie, że od ponad dwóch lat żyjemy w permanentnym stanie wyjątkowym, który każdego tygodnia dorzuca nam więcej do pieca i poziom tolerancji zaczyna się wyczerpywać w niepokojącym tempie.


Wszyscy jesteśmy w ciemnej... Pogódźcie się z tym, bo w najbliższym czasie będzie tylko gorzej

Michał Mańkowski
05 maja 2022, 12:18 • 1 minuta czytania
Nie sądziłem, że kiedyś to pomyślę, a co dopiero powiem, ale tęsknię za czasami, gdy jedyne, czym musieliśmy się przejmować to Jarosław Kaczyński krzyczący w Sejmie o zdradzieckich mordach. Nie o prezesa PiS mi tu jednak chodzi. Mam wrażenie, że od ponad dwóch lat żyjemy w permanentnym stanie wyjątkowym, który każdego tygodnia dorzuca nam więcej do pieca i poziom tolerancji zaczyna się wyczerpywać w niepokojącym tempie.

Przestało być już śmiesznie. Ostatnimi tygodniami czuje, jakbyśmy jechali w dwadzieścia pieć osób windą, na której jest napisane "limit 10 osób, 1200 kg". Niby słyszeli, że coś skrzypi, drzwi się nie domykają, winda się zatrzymuje, ale nadal klikali ten guzik zamknięcia drzwi i próbowali wjechać wyżej. A na każdym piętrze stał Pan w kamizelce z napisem "rzeczywistość" i dokładał do środka więcej i więcej. A z tyłu miał małego pomocnika w postaci premiera Morawieckiego i jego kolegów, którzy podają mu kolejne obciążniki.


Jeszcze niedawno żart o tym, że "od dwóch lat żyjemy w dwutygodniowym okresie wyjątkowym" mógł być nawet nieco zabawny. Ale już nie jest. Zaczęło się od pandemii, która przeorała społeczeństwa zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Odnaleźliśmy się w rzeczywistości, która do tej pory wydawała się możliwa jedynie w filmowych scenariuszach. Przeorała życia i biznesy, ale "jakoś" przetrwaliśmy.

I gdy wydawało się, że gdzieś tam na horyzoncie widać światełko nadziei powrotu do normalności, okazało się, że owszem, to światełko, ale pędzącego na nas pociągu z wagonami o nazwach inflacja, wojna, podwyżki cen gazu, podwyżki cen prądu, kolejne podwyżki cen gazu, jeszcze większa inflacja, wyższe stopy procentowe, podwyżka cen paliwa, Nowy Ład, absurdalne ceny mieszkań (do kupna i wynajmu), równie absurdalne ceny samochodów, nowy Nowy Ład, rekordowa inflacja, jeszcze wyższe stopy procentowe. I jeszcze wyższe stopy procentowe i JESZCZE WYŻSZE STOPY PROCENTOWE.

Nagle okazuje się, że przez ostatnie lata wszyscy żyliśmy jak pączki w maśle. Mniejsze lub większe, ale wciąż. Koniunktura sprzyjała, można było narzekać, ale dziś widać, że tak generalnie to było całkiem w porządku. Największym problemem była polsko-polska wojenka, która choć męcząca i momentami psychicznie wyniszczająca, dziś jawi się jako "problem pierwszego świata".

Jeśli tylko chciałeś, panował dla Ciebie klimat rozwijania, dziś nadal mamy klimat, ale zwijania.

Paliwo kosztuje po niemal 8 zł za litr i to przy "tarczy antyinflacyjnej", gdzie VAT został obniżony z 23% do 8%. Podstawowe zakupy spożywcze stały się nagle zaskakujaco drogie (pozdrawiam 4 pomidory z marketu za 20 złotych). Prognozy z rachunkami za gaz i elektryczność zaczynają wywoływać stres, a konferencje odnośnie stóp procentowych z bezczelnym Adamem Glapińskim stały się smutnym symbolem tego kryzysu.

A końca nie widać. Mamy do czynienia ze "złotówkowiczami". Zależnie od wysokości kredytu, raty skoczyły ludziom już nawet dwukrotnie. Widmo, w którym przestaje starczać na ratę kredytu, staje się zupełnie realne. Boli fakt, że wyższe raty tak naprawdę idą jak krew w piach, bo wzrasta tylko i wyłącznie rata odsetkowa i mimo większej raty, nie jesteście bliżej spłaty kredytu.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Polska jest pod tym względem ewenementem, a patologie WIBOR-u, przez który nasze raty rosną właściwie od "widzimisię" świetnie wyjaśnił ten wywiad Grzegorza Sroczyńskiego z Marcinem Wrońskim, byłym pracownikiem nadzoru bankowego.

Koszty kryzysu zostają przerzucane na zwykłych ludzi, którzy nie mogą z tym nic zrobić.

PiS problemu nie widzi. Gdy zapytałem w Ministerstwie Finansów, czy są prowadzone jakieś plany pomocowe, dostaliśmy w odpowiedzi listę rozwiązań, ale nie ma w nich nic nowego skrojonego na miarę obecnych wyzwań. Na pytanie o to, czy jest szykowane coś faktycznie nowego, nie otrzymaliśmy już odpowiedzi.

Ją dał nam wszystkim dziś Marek Suski, wiceszef klubu PiS. Stwierdził na sejmowym korytarzu bez wstydu, że "jak się zaciąga kredyty, to się je spłaca". Dodał, że "państwo przygotowuje pewną pomoc", ale coś mi podpowiada, że nie ma na nią za bardzo co liczyć. Bo przecież to samo państwo ustami Adama Glapińskiego jeszcze parę miesięcy temu mówiło, że "prawdopodobieństwo podwyżki stóp procentowych do końca kadencji RPP wynosi zero".

Wiecie ile podwyżek od września już było? Siedem. A dziś dowalą Polakom ósmą.

Czytaj także: https://natemat.pl/357977,kredyty-trzydziestolatkow-warszawski-luksus-na-kreske-na-co-sie-zadluzamy