Kilka dni temu zadebiutował na rynku KUKBUK. Dwumiesięcznik w całości poświęcony jest tematom wokół stołu. Znajdziemy w nim nie tylko apetyczne przepisy, ale także wywiady z pasjonatami kuchni, ranking spożywczych sklepów internetowych czy playlistę niezbędną przy lepieniu pierogów. My KUKBUK-owi zaglądamy pod skórkę, żeby rozgryźć jego wnętrze.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to okładka KUKBUK-a. Elegancka, intrygująca i perfekcyjna. Przyciąga nie tylko szlachetne liternictwo, ale też nasycone kolory i przewrotny temat numeru: ”gęsia skórka”. Jak się okazuje dziewczyną, która trzyma apetyczną blachę z upieczoną gęsią, jest zastępczyni redaktor naczelnej – Basia Starecka. Nie jest to jednak jedyny osobisty element magazynu KUKBUK, który jak deklarują jego autorki cały powstał z serca i pasji.
– Wszystkie przepisy, które znalazły się w tym numerze, testowałyśmy na sobie – opowiada Agata Michalak, redaktorka naczelna KUKBUK-a. – Każdy z pracowników wybrał sobie kilka potraw i przygotowywał je w domu. Potem redakcyjnie je jedliśmy i dopasowywaliśmy przepisy. Mogę więc śmiało ręczyć za wszystko, co znajduje się w magazynie. Naszym założeniem było, żeby przepisy były proste, przystępne, ale przy tym ciekawe – dodaje Michalak. Cel wydaje się osiągnięty. Większość z 64 przepisów, które można znaleźć w nowym magazynie sprawia wrażenie łatwych i przyjemnych. Nie ma tu egzotycznych składników, specjalistycznych przyrządów czy wielkich kulinarnych wyczynów. Króluje prostota, sezonowość i otwartość.
– Do tej pory magazyny kulinarne, które można było znaleźć na rynku, miały tradycyjną formę i były adresowane głównie do kobiet. Przepisy wymagały długiego czasu przygotowania lub były nudnym powtórzeniem tego samego, znanego od lat banału. Rzadko opowieść o potrawie była także opowieścią o człowieku, który to danie przygotował – tłumaczy Daria Pawlewska, zastępczyni redaktorki naczelnej. – My chciałyśmy stworzyć przestrzeń dla ludzi, którzy uwielbiają jeść, dla których gotowanie to przyjemna forma wspólnego spędzania czasu, ale też sposób na samopoznanie. Osób, które interesuje szeroko pojęta kultura jedzenia, wkraczająca na tereny związane z socjologią, psychologią, sztuką, dizajnem itd. Gotowanie z obowiązku zupełnie nas nie interesowało – mówi Pawlewska. KUKBUK rzeczywiście stara się wypełnić pewną nisze. O jedzeniu tu się opowiada. Nie tylko przez przepisy czy felietony, ale także przez zdjęcia, które robią niesamowite wrażenie. Potrawy są świetnie wystylizowane, apetyczne, ale przy tym autentyczne. Pobudzają zmysły, nie mamiąc oczu.
– Fotografowanie jedzenia to niebywała sztuka – opowiada Agata Michalak. – W końcu mamy do czynienia ze zmieniającą się materią. Wszystko trzeba łapać na gorąco. Sos po liściu sałaty spływa tylko chwilę. Trzeba więc umieć złapać odpowiedni moment, zaaranżować przestrzeń i przede wszystkim pięknie ugotować. Na zdjęciu wszystko musi byś apetyczne i estetyczne – zdradza Agata. KUKBUK-owe sesje zdecydowanie spełniają te warunki. Potrawy ze zdjęcia są tak kuszące, że czasem ciężko uwierzyć, że są prawdziwe. Redakcja jednak nie przyznaje się do żadnych oszustw, czego dowodem mogą być zdjęcia z przygotowań do sesji, na których widać, jak dziewczyny zajadają się fotografowanymi obiektami.
Bez lakieru i lukru, ale też bez blasku. W magazynie nie znajdziemy celebrytów, ani kucharzy z pierwszych stron gazet. Autorami KUKBUK-owych przepisów są mniej lub bardziej znani blogerzy i redakcja. W przyszłości kulinarne strony będą mogli też redagować czytelnicy. – Nie chcieliśmy za bardzo promować profesjonalnych kucharzy, ponieważ zależało nam, żeby magazyn prezentował przyjazną, ludzką twarz. Zawodowcy żyją w dość hermetycznym świecie, mają swoje nawyki, a w kuchni często stosują triki, które trudno przenieść do warunków domowych. Nam naprawdę zależało na przystępności i jeśli przedstawiamy sylwetkę szefa kuchni, to staramy się pokazać tę postać od nierestauracyjnej, bardziej osobistej strony – opowiada Daria.
KUKBUK kosztuje 15 złotych i spokojnie mógłby stanąć w szranki z niejedną książką kucharską. Tym bardziej, że ma pewną przewagę nad nawet najlepszym zbiorem przepisów. Nigdy się nie nudzi. Magazyn podzielony jest na trzy główne działy: śniadanie, obiad i kolacja. W ramach nich pojawiają się sezonowe przepisy, wywiady i reportaże. Wszystko jest tu podporządkowane jedzeniu, choć nie wszystko jest o jedzeniu właśnie. Jeżeli jednak pojawia się muzyka, to tylko w kontekście umilania sobie czasu przy gotowaniu, jeżeli książki to oczywiście tylko kucharskie.
– Jedzenie wywołuje emocje i to nimi chcieliśmy podzielić się z czytelnikami – mówi Daria. Ekscytacje czuć rzeczywiście na każdej stronie magazynu. Nawet tytuł przyprawia o gęsią skórkę. Emocji nie brakuje też przy oglądaniu sesji okładkowej, w której najpierw oglądamy piękne, puszyste malutkie gąski, a kilka stron dalej uczymy się jak je upiec. – Chcemy, żeby KUKBUK pełnił też edukacyjną rolę. Stawiamy na lokalne i sezonowe produkty pochodzące od małych, godnych zaufania gospodarstw. W ten sposób wspieramy lokalnych wytwórców. Fajnie gdybyśmy wszyscy byli świadomymi konsumentami.
Jeśli jemy mięso, które w kawałku kupujemy na tacce w sklepie, to dobrze wiedzieć jak zwierzę, od którego mięso pochodzi było traktowane, czym karmione, w jakich żyło warunkach. Na łamach naszego magazynu staramy się przekonać czytelników do świadomych wyborów: mięsa z wolnego chowu, jajek od kur podwórkowych, owoców i warzyw nie skażonych chemią. To idealistyczne podejście, ale wierzymy, że przekłada się ono na nasze zdrowie, a patrząc szerzej na bardziej humanitarny styl życia – tłumaczy Daria Pawlewska.
Kupienie KUKBUK-a na nasz styl życia pewnie nie wpłynie, ale zdecydowanie może je wzbogacić. W zależności od upodobań, można go dostać w wersji papierowej albo elektronicznej. Warto zainwestować, ubrudzić jego strony i sprawdzić przepisy na kaca. KUKBUK wciąga i potrafi zaleźć za skórę. Skutecznie.