Stefan Niesiołowski i prof. Zdzisław Krasnodębski poczuli się nią dotknięci. Tomasz Terlikowski jakoś się oswoił, a Krystyna Pawłowicz przekuła w broń. Łatka "oszołoma", którą przypina się politykom, naukowcom i dziennikarzom, robi oszałamiającą karierę.
Okładka, na której "Polityka" umieściła m.in. Janusza Korwin-Mikkego, Stefana Niesiołowskiego, Antoniego Macierewicza, Krystynę Pawłowicz i Ewę Stankiewicz obiegła wczoraj wszystkie najważniejsze media, a słowo "oszołom", którym tygodnik określił te postaci, było jednym z najczęściej powtarzanych. I choć Tomasz Terlikowski, katolicki publicysta, uważa że zostało oswojone, tak jak "leming" czy "moher", artykuł "Polityki" niektórych bohaterów jednak obraził.
Zakuty łeb
– To, czy słowo jest obraźliwe, czy nie określamy zawsze po skutkach. Jeżeli ludzie się za "oszołoma" obrazili, to można powiedzieć, że wyraz jest jednoznacznie obraźliwy, choć nie jest jakoś specjalnie brzydki. Znam gorsze – żartuje prof. Włodzimierz Gruszczyński, filolog zajmujący się historią języka polskiego i dodaje, już na poważnie, że oczywiście sam nie chciałby zostać tak nazwany.
Nic dziwnego. Dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz, specjalistka w dziedzinie retoryki i erystyki z Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW przekonuje bowiem, że "oszołomowi" niebezpiecznie blisko do "zakutego łba".
– To stały związek frazeologiczny, który delikatnie mówiąc określa osobę nie do końca przytomną, nie myślącą jasno. Więc skoro "oszołom" ma jakieś związki z "zakutym łbem", to są powody, żeby się obrazić – wyjaśnia i dodaje, że "oszołomowi" blisko też do "fanatyka".
"Oszołom"
ze Słownika Języka Polskiego PWN
1. wariat, osoba niezrównoważona psychicznie
2. osoba ślepo wierząca w jakąś ideę; fanatyk
Już się zmienia
Prof. Gruszczyński przekonuje jednak, że "oszołom" to słowo bardzo młode, utworzone w połowie lat 90. w wyniku bardzo gwałtownej politycznej dyskusji. Miało się pojawić jako skrót od "oszołomić". Rafał Ziemkiewicz szuka źródeł w żargonie więziennym, niektórzy publicyści jako autora typują bezpośrednio Adama Michnika. Zdaniem profesora, choć ciężko jest wskazać kto pierwszy nazwał kogoś "oszołomem", z dużą łatwością można pokazać środowisko, które zaczęło posługiwać się tym wyrazem.
– Słowo zostało utworzone i używane przez lewą stronę polityczną wobec prawej. Jest z gruntu zideologizowane, choć z samego słowa to nie wynika, bo przecież każdego można oszołomić. To słowo ma swego rodzaju grzech pierworodny. Nie można go już używać z innymi konotacjami – mówi filolog.
Mimo krótkiej historii, zdaniem prof. Radosława Markowskiego, "oszołom" już zaczął zmieniać znaczenie. "Jeszcze kilka lat temu oszołomami nazywaliśmy tych, którzy w tej radykalnej wizji świata, którą prezentowali, nie reagowali na żadne dowody empiryczne, mieli umysły zamknięte w dogmatach, byli zupełnie oderwani od rzeczywistości i występujących w niej zależności przyczynowo-skutkowej" – powiedział dla "Polityki". "Teraz oszołomy to ci, którzy mają silne przekonania i wyraziście je nagłaśniają. Sami tak siebie nazywają, nie wstydzą się tego" – dodał.
Zagraża demokracji
Zdaniem prof. Gruszczyńskiego, "oszołom" funkcjonuje wyłącznie w świecie polityki. – Rzadko w innym kontekście, może religijnym – mówi.
Dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz dodaje, że "oszołom" określa człowieka, który zagraża demokracji. – To ktoś, kto krzyczy zupełnie głuchnąc na racje przeciwne, nie zajmuje się niczym innym poza wypluwaniem z siebie opinii. Ludzie, którzy kryją się pod tym określeniem mówią ekspresywnie, zagłuszają interlokutora – zauważa. – W takich warunkach w ogóle nie ma mowy o debacie. A sens demokracja ma wtedy, kiedy wykładamy własne racje, słuchając racji przeciwnika. "Oszołom" niczego nie próbuje, bo racja jest tym, co on ma. A im bardziej próbować mu przerwać, tym głośniej krzyczy. I stąd się bierze mowa nienawiści – nie pozostawia wątpliwości.