
– Leczę się. Jestem cierpliwy. Na początku była operacja, teraz cały czas jest chemia. Co dwa tygodnie trzy dni spędzam w szpitalu. Chemii przyjąłem już tak dużo, że przestałem liczyć dawki. Lepiej o tym nie myśleć – opowiedział w wywiadzie dla Sport.pl Tomasz Wójtowicz, mistrz świata i mistrz olimpijski w siatkówce, który od ponad dwóch lat toczy swój najważniejszy bój w życiu. Z nowotworem trzustki.
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
Tomasz Wójtowicz to ikona polskiej siatkówki i jeden z najlpszych zawodników w historii. Od grudnia 2019 roku mistrz świata i mistrz olimpijski toczy swój najważniejszy bój w życiu.
– Leczę się. Jestem cierpliwy. Na początku była operacja, teraz cały czas jest chemia. Co dwa tygodnie trzy dni spędzam w szpitalu. Chemii przyjąłem już tak dużo, że przestałem liczyć dawki. Lepiej o tym nie myśleć – przyznał w szczerym wywiadzie dla Sport.pl
Zawodnik Biało-Czerwonych przez lata po zakończeniu kariery prowadził swój biznes, był aktywny i komentował mecze w Polsacie Sport i zawsze był blisko kadry i siatkarskich wydarzeń. Na razie jednak nie ma o tym mowy. O tym, jak przebiega leczenie i co mówią lekarze, Tomasz Wójtowicz odpowiedział Łukaszowi Jachimiakowi, dziennikarzowi "Gazety Wyborczej".
– Widzi pan, że przy łóżku mam chodzik. Muszę go używać, bo dostawałem dwa rodzaje leków i jeden typ spowodował porażenie nerwów obwodowych nóg. Ćwiczę, żeby znów móc samodzielnie chodzić. Wiem, że to potrwa. Trzeba być cierpliwym i wytrwałym. Staram się taki być. Trzeba patrzeć pozytywnie. Z fizjoterapeutą trenuję cztery razy w tygodniu – dodał nasz mistrz. Jak zawsze z optymizmem i jak zawsze bardzo skromnie.
Przed laty wybitny siatkarz był uważany za najlepszego atakującego świata, a rywale truchleli na myśl o tym, że po drugiej stronie siatki jest pochodzący z Lublina zawodnik. – Lekarze właśnie tak mówią – że skoro byłem niezły jako siatkarz, to może dzięki temu tak dobrze to wszystko teraz znoszę – skromnie przyznał członek amerykańskiej Galerii Sław Siatkówki. To on był motorem napędowym naszej drużyny za czasów Huberta Wagnera.
– Najbardziej się stresowałem, będąc w szatni przed finałem olimpijskim. Ale nie samym meczem o złoto. W drodze do finału się zbudowaliśmy, bo wygrywaliśmy trudne mecze. Do tego mieliśmy w pamięci dwa zwycięstwa nad Rosjanami z mistrzostw świata. To nie było tak, że my się przed nimi trzęśliśmy ze strachu. To raczej Rosjanie musieli mieć obawy, że znów im odbierzemy zwycięstwo w wielkim turnieju – wspominał Tomasz Wójtowicz.
I przypomniał historię o tym, jak został odsunięty od gry przez Huberta Wagnera do spółki z generałem Wojciechem Jaruzelskim. Siatkarz nie chciał opuścić Avii Świdnik, więc postanowiono siłą ściągnąć go do Legii Warszawa. I tak właśnie trafił do Wojska Polskiego.
– Byłem mistrzem świata i mistrzem olimpijskim, ale służyłem w jednostce i czasami za pozwoleniem dowódcy wymykałem się z jednostki na trening albo na mecz. Ale tylko czasami! (...) Musiałem zostać tylko żołnierzem, ćwiczyć na poligonie, robić wszystko, co się robi w wojsku, a o siatkówce zapomnieć – zdradził w wywiadzie Tomasz Wójtowicz. Panie Tomaszu, życzymy dużo, dużo zdrowia!
