Wpaść na trop prawdziwego mordercy to marzenie najbardziej zapalonych fanów podcastów true crime. Ziszcza się ono bohaterom "Zbrodni po sąsiedzku", którzy szybko zdadzą sobie sprawę, że to śmiertelnie groźna zabawa.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Zbrodnie po sąsiedzku" ("Only Murders in the Building") to serial Hulu, który widzowie z Polski mogą obejrzeć na Disney+.
To komedia kryminalna opowiadająca o trójce fanów podcastów true crime, w których kamienicy dochodzi do tajemniczej zbrodni.
W rolach głównych w serialu zagrali: Steve Martin ("Wielka heca Bowfingera"), Martin Short ("Ojciec panny młodej") oraz Selena Gomez ("W deszczowy dzień w Nowym Jorku").
Pod koniec czerwca Hulu wypuści drugi sezon "Zbrodni po sąsiedzku". Disney+ w aplikacji zapowiada, że pojawi się on również na ich platformie.
Morderstwo w Arconii
Arconia to ekskluzywny apartamentowiec w sercu Nowego Jorku. Daleko mu do diaboliczności kamienicy z "Dziecka Rosemary", a jego korytarzami nie przemykają sataniści, ale lokatorzy bywają cokolwiek ekscentryczni.
Pewnego wieczoru nielubiany mieszkaniec Arconii Tim Kono (Julian Cihi) zostaje znaleziony martwy w swoim mieszkaniu. Policja stwierdza samobójstwo, ale w tę wersję nie wierzy trójka zapalonych słuchaczy podcastów true crime: przebrzmiały aktor telewizyjny Charles (Steve Martin), spłukany reżyser teatralny Oliver (Martin Short) oraz tajemnicza Mabel (Selena Gomez).
Nowi znajomi z Arconii zakładają swój własny podcast i zaczynają węszyć po budynku w poszukiwaniu mordercy. Ich śledztwo nie tylko sprowadzi na ich głowę niezadowolonych lokatorów, ale także prawdziwe niebezpieczeństwo.
"Zbrodnie po sąsiedzku" ("Only Murders in the Building") na popularnym zagranicznym portalu filmowym Rotten Tomatoes zostały uznane najlepszym serialem 2021 roku, a także trafiły na wiele innych ubiegłorocznych zestawień. Czy zasłużyły na te peany?
Kiedy Boomer spotyka Millenialsa
Napisanej przez Johna Hoffmana ("Grace i Frankie") oraz odtwórcę jednej z głównych ról Steve'a Martina ("Różowa pantera") komedii kryminalnej nie sposób odmówić walorów rozrywkowych. Opowiadana przez twórców historia intryguje i bawi, ale niestety z czasem przebija w niej smak odgrzewanego kotleta – choć na szczęście takiego, którego wciąż można zjeść ze smakiem.
Najbardziej współczesny wątek serialu to ten skupiający się na fenomenie produkcji spod znaku true crime, który stanowi kanwę całej historii. "Zbrodnie po sąsiedzku" pochylają się nad fascynacją prawdziwymi zbrodniami jedynie z przymrużeniem oka, bez szczególnej refleksji nad tym, czy traktowanie czyjejś tragedii jako pretekstu do zabawy czy zarobku jest okej.
Ciężko jednak czynić zarzut lekkiej komedii, że nie podchodzi na poważnie do podejmowanej przez siebie tematyki, szczególnie, że ujawnia się to na wszystkich płaszczyznach – wychodzące na jaw w trakcie seansu problemy głównych bohaterów choć mają swój ciężar gatunkowy, zawsze ostatecznie mają pewien komediowy aspekt.
Komedia dominuje właściwie całkowicie, gdyż intryga kryminalna z czasem staje się coraz łatwiejsza do przewidzenia, a także ledwo prawdopodobna. Ponownie należy to zrzucić na karb konwencji, która lubuje się w niepoważnych rozwiązaniach i absurdalnych motywach.
Zasadnicze pytanie, jakie trzeba zadać w kontekście produkcji Hulu, brzmi więc: czy bawi? Niestety, ciężko odpowiedzieć na nie w jednoznaczny sposób.
"Zbrodnie po sąsiedzku" odwołują się do klasycznych whodunnitów dziejących się na małej przestrzeni w stylu kryminałów Agathy Christie, powieści dla młodzieży à la Nancy Drew, a także wielu produkcji spod znaku komedii kryminalnych czy telewizyjnych tasiemnców o dostojnych detektywach.
Twórcy nie są szczególnie zainteresowani przełamywaniem klisz, a bardziej interesuje ich odtworzenie na ich podstawie pewnego klimatu. Jeśli ktoś spodziewa się po "Zbrodniach po sąsiedzku" humoru wynikającego z rozbrajania schematów czy jakichś innowacji w ramach samego gatunku, to pomylił adres.
Wyraźnemu posmakowi retro serialu towarzyszą adekwatne żarty, charakterystyczne bardziej dla starszych niż współczesnych produkcji. Poczciwy slapstick przeplata się z tekstami w stylu naszego wujaszka (ale tego fajnego!), w efekcie budząc skojarzenia z filmami, w których Martin i Short grali w ostatnich dekadach ubiegłego wieku.
Pokoleniowa różnica pomiędzy weteranami komedii a byłą gwiazdą Disneya wielokrotnie stanowi pretekst do powtórzenia tego samego żartu. Ich relacja najciekawsza jest jednak nie wtedy, kiedy nabijamy się, że starsi panowie podpisują smsy, ale gdy widzimy, jakiego kopa do życia daje im wspólne przedsięwzięcie. Banał, który jednak działa.
"Zbrodnie po sąsiedzku" – niezobowiązująca komedia od Hulu
Sercem "Zbrodni po sąsiedzku" bez wątpienia są właśnie świetnie zagrani główni bohaterowie, ale też barwne poboczne postacie, które ciągną serial, kiedy kryminalna zagadka czy łamiące zęby żarty zaczynają niedomagać.
Serial Hulu zawiódł moje oczekiwania jedynie za sprawą zbyt wysoko zawieszonej mu poprzeczki, do czego nakłoniły mnie entuzjastyczne recenzje zagranicznych krytyków. Nie sądzę jednak, żeby ktokolwiek, kto liczy na miły wieczór z ekranem telewizora, zawiódł się po odpaleniu tego niezobowiązującego serialu.
Produkcja Hulu bez wątpienia przypadnie do gustu osobom zmęczonym dominacją agresywnej ironii i sarkazmu w komediach i tęskniącym za poczuciem humoru, które otula jak najmilszy kocyk – a "Zbrodnie po sąsiedzku" właśnie takie są.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.