Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
Po raz pierwszy Europejska Unia Nadawców poinformowała o swojej decyzji w ubiegłym tygodniu.
"Po obiektywnej analizie Grupa Referencyjna EBU z głębokim żalem stwierdziła, że w obecnych okolicznościach telewizja ukraińska nie może zagwarantować bezpieczeństwa i zapewnić gwarancji operacyjnych wymaganych od nadawcy do organizacji i produkcji konkursu zgodnie z jego regulaminem" - poinformowało wówczas EBU.
Decyzja oburzyła ukraińskiego ministra kultury Ołeksandra Tkaczenkę. "Ukraina nie zgadza się z okolicznościami podjęcia takiej decyzji. Postawiono nas przed faktem bez omówienia innych wariantów" - napisał w piątek na Facebooku. Szef ukraińskiego resortu kultury podkreślił przy tym, że konkurs w jego kraju byłyby "silnym sygnałem dla całego świata o tym, że teraz wspiera Ukrainę".
Z decyzją EBU nie zgodzili się również Jacek Kurski, minister kultury Piotr Gliński oraz Mateusz Matyszkowicz. W opublikowanym na Facebooku oświadczeniu zapewniają o wsparciu dla ukraińskiego nadawcy publicznego i wzywają do znalezienia lepszego rozwiązania.
"Popieramy stanowisko UA:PBC oraz ukraińskich władz, w którym wzywają oni do podjęcia negocjacji w sprawie organizacji konkursu z udziałem przedstawicieli kraju-zwycięzcy tegorocznej Eurowizji. Zapewniamy o swoim ciągłym wsparciu dla ukraińskiego nadawcy publicznego w poszukiwaniu takiego modelu organizacyjnego przyszłorocznego konkursu Eurowizji 2023, który będzie uwzględniał jak największy udział ukraińskich twórców i producentów oraz pochodzącej z tego kraju publiczności" - czytamy w zamieszczonym na Facebooku oświadczeniu, które zostało przetłumaczone również na język angielski.
W czwartek 23 czerwca EBU podjęło już ostatecznie decyzja, że Eurowizja 2023 nie odbędzie się w Ukrainie. Oświadczenie zostało opublikowane na oficjalnej stronie EBU oraz w jej mediach społecznościowych.
Zaznaczono w nim, że Europejska Unia Nadawców rozumie rozczarowanie Ukrainy, jednak podkreślono, że bezpieczeństwo wszystkich zaangażowanych w przedsięwzięcie osób jest najważniejsze.
EBU podkreśliło, że w podjęciu decyzji pomagali im zewnętrzni eksperci ds. bezpieczeństwa, którzy orzekli, że zaproponowane środki zaradcze mogą być niewystarczające do złagodzenia zagrożeń wynikającej z sytuacji w kraju.
Przypomniano, że przy imprezie pracuje co najmniej 10 tys. osób, a około 30 tys. zasiada na widowni oraz przytoczono punkt z regulaminu konkursu, zgodnie z którym można go przełożyć w sytuacji siły wyższej, m.in. właśnie takiej, jak wojna.
W oświadczeniu napisano również, że "jeśli chodzi o możliwość zorganizowania konkursu w pobliżu granicy z innym krajem, parametry techniczne proponowanych miejsc i brak niezbędnej infrastruktury środowiskowej nie spełniają wymagań Eurowizji".
Może Cię zainteresować również: