Wierzycie w baśnie? Jeśli tak, to "Królowa", polski serial Netflixa w reżyserii Łukasza Kośmickiego, jest dla was. Mimo że Netflix od początku zapowiadał, że "Królowa" jest rodzinną historią, to oczekiwania po produkcji, w której Andrzej Seweryn wciela się w drag queen, były olbrzymie. Tymczasem kultury drag tu na lekarstwo, a serial wali po oczach topornymi kontrastami i fabularnymi uproszczeniami. Ale owszem, jest uroczo.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Królowa" to polski serial Netflixa w reżyserii Łukasza Kośmickiego ("Klangor", "Diagnoza") z Andrzejem Sewerynem w roli krawca Sylwestra oraz drag queen Loretty
W "Królowej" (2022) grają również m.in. Maria Peszek i Julia Chętnicka, a także Antoni Porowski z "Porad różowej brygady" w epizodycznej roli
Andrzej Seweryn w "Królowej" jest wyśmienity, ale sam serial jest zbyt baśniowy, familijny oraz zbyt krótki, by móc rozwinąć całą historię
"Królowa" traktuje kulturę drag queen i kwestie LGBT po macoszemu oraz stereotypowo przedstawia Śląsk
Jak oceniamy serial z Andrzejem Sewerynem? Oto recenzja "Królowej" Netflixa
Oczekiwania wobec "Królowej" były olbrzymie. Polski serial o kulturze drag queen z Andrzejem Sewerynem? Give me! Zwiastun kusił nawiązaniami do świetnego brytyjskiego komediodramatu "Dumni i wściekli" (w którym geje pomagali górnikom i obie społeczności zawiązały nieoczekiwaną relację) oraz barwnymi występami drag. Czekaliśmy na eksplodującą brokatem historię z Lorettą w roli głównej, ale... sami zrobiliśmy się w balona.
Andrzej Seweryn jako drag queen tak nas omamił, że zupełnie nie zwracaliśmy uwagi na to, co Netflix mówił nam i pokazywał od samego początku. Że "Królowa" Łukasza Kośmickiego jest w istocie o "odkupieniu, drugiej szansie i miłości pokonującej wszelkie różnice". Faktycznie, nawet w zwiastunie przeważają sceny familijno-obyczajowe.
Czy możemy się więc dziwić, że nowy polski serial Netflixa jest uroczą baśnią o rodzinie, a nie soczystą i odważną opowieścią o starszym homoseksualiście, który wieczorami zamieniał się w Lorettę? W końcu mówimy... o Polsce.
Wielka dama tańczy sama
Sylwester (Andrzej Seweryn) za dnia jest uznanym paryskim krawcem i eleganckim mężczyzną, który nawet na spacer z ukochaną suczką Łajką wychodzi w garniturze. W nocy zaś przemienia się w Lorettę, jedną z najpopularniejszych drag queen w Paryżu i w strojnych sukniach tańczy do "Holding Out for a Hero" Bonnie Tyler.
Sylwester chce już jednak przejść na emeryturę: zamknąć krawiecki biznes, pożegnać Lorettę i w spokoju żyć na południu Francji. Los płata mu jednak figla.
Bohater dostaje nieoczekiwany list od nastoletniej wnuczki Izy (Julia Chętnicka), o której istnieniu nie miał pojęcia. Dziewczyna prosi go o zostanie dawcą nerki dla jej chorej matki (Maria Peszek). Mimo że mężczyzna nigdy nie widział swojej córki Wioletty na oczy, bo wyjechał z Polski tuż przed jej narodzinami, kilkadziesiąt lat temu, to za radą swojego przyjaciela Corentina (Kova Réa) postanawia pomóc bliskim.
Tu zaczynają się schody. Sylwester pasuje do małego, śląskiego miasteczka jak kwiatek do kożucha, Wioletta nie chce przyjąć od ojca-uciekiniera pomocy, a po drodze pojawiają się nieoczekiwane problemy i lokalne tragedie. Jak jednak można się spodziewać, krok po kroku Sylwester zbliża się do rodziny, a dzięki niemu (a raczej Loretcie) zamknięta, górnicza społeczność otwiera się na "Zachód".
W "Królowej" nie zabraknie dramatów i ważkich tematów. Mamy ciężką chorobę, niespodziewaną ciążę, katastrofę w kopalni, homofobię, biedę, miłosne dylematy i trudne relacje rodzinne. Problem w tym, że serial Netflixa liczy jedynie cztery odcinki, więc wszystkie te kwestie – łącznie z kulturą drag queen – traktuje po łebkach. Byle jak najszybciej do finału, który, jak możemy się spodziewać, jest iście bajkowy.
Wielki Paryż kontra zacofany Śląsk
"Królowa" od początku operuje kontrastami – niestety wyjątkowo topornymi. W zachodnim, nowoczesnym Paryżu Seweryn popija kawkę w stereotypowej, paryskiej kawiarence ("Emily w Paryżu" się kłania), mieszka w przestronnym, eleganckim apartamencie, a drag queen chodzą nieskrępowane po ulicach. W Polsce mamy dziurawe drogi, obskurne PKS-y, jedynego taksówkarza w mieście, pana Ziutka, który lubi sobie popić, prowincjonalny hotelik z niedziałającą windą i napisy "pedał" na murach.
Śląskie miasteczko w "Królowej" wygląda, jakby zatrzymało się w czasie, a mieszkańcy nie mieli dostępu do internetu. Są ubrani byle jak, zacofani, a na czarnoskórego Corentina reagują, jakby dotąd sądzili, że wszyscy na świecie są biali. Sam Śląsk jest również do bólu stereotypowy: obskurny i zaśniedziały z kopalnią, górnikami i familokami. Niestety bohaterowie nie mówią po śląsku – prawdopodobnie uznano, że międzynarodowa widownia Netflixa będzie gwarą skonfundowana. To spory minus produkcji.
Te kontrasty mają ważny w "Królowej" cel: pokazanie, że miłość może połączyć nawet skrajności. Brzmi to tandetnie do bólu, ale właśnie takie jest przesłanie serialu Netfliksa. Po chwili górnicy tańczą na scenie z drag queen, uprzedzony górnik zaprzyjaźnia się z czarnym gejem, a homofobicznie nastawiona do swojego ojca-geja Wioletta pozbywa się uprzedzeń jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tęcza i jednorożce.
Tej tęczy wcale nie jest jednak dużo. Owszem, w "Królowej" mamy kilka występów drag queen i krótkie ujęcia ich przygotowań do występu, ale to tyle. Loretta jest w cieniu i pojawia się tylko wtedy, gdy w tej polskiej baśni ma zadanie do wykonania. Nie poznamy tutaj kultury drag, nie będzie mięsa. Sylwester z kolei mówi o swojej orientacji seksualnej tylko raz, dwa, czasami spojrzy na innego mężczyznę, a jego związkowi z przeszłości z Patrykiem, obecnym dyrektorem kopalni, nie poświęcono wiele miejsca.
Nie, nie jest to serial rewolucyjny. Być może uznano, że Polska nie jest gotowa na rewolucję i trzeba zacząć od małych kroków? Przesłanie "Królowej" o miłości, jedności i tolerancji jest bardzo ważne, ale marzą się już czasy, w którym wątki LGBT w polskich produkcjach nie będą musiały być przysłaniane przez ciepłą historię o rodzinie.
Cztery odcinki to za mało
Można zrozumieć cel twórców, by "Królowa" byłą ciepłą, optymistyczną i pełną humoru baśnią na złe czasy. W końcu miło jest obejrzeć czasem coś nierealistycznego, ale poprawiającego humor. Fajnie jest spojrzeć na świat, w którym wszystko się udaje, problemy są rozwiązywane w try miga, a zakończenia (i nowa początki) są szczęśliwe. To nie jest wada.
Wadą jest jednak pokazywanie wszystkiego widzom jak krowie na rowie, spłaszczanie historii jak naleśnik i pisanie scenariusza na kolanie. Opowieść o Sylwestrze miała niesamowity potencjał i aż prosi się o pogłębienie. Dlaczego uciekł z Polski do Paryża? Jak eksplorował swoją orientację i tożsamość? Jak wyglądała jego relacja z matką Wioletty oraz z Patrykiem (aż prosiło się o retrospekcję z młodości niczym z "Euforii" o Calu Jacobsie)?
Również relacje bohaterów są potraktowane płytko i jednowymiarowo. Trudno kibicować Markowi lub Darkowi, czyli pretendentom o serce Izy, skoro nie mieliśmy czasu ich poznać. Również Wioletta i Sylwester potrzebowaliby w prawdziwym życiu więcej czasu na zbudowanie więzi córki z ojcem. Sercem "Królowej" jest jednak relacja bohatera z jego wnuczką Izą – ciepła, szczera, pełna miłości i uroku.
Na pogłębienie tej historii nie było po prostu czasu, gdyż "Królowa" liczy jedynie cztery odcinki. Niecałe cztery godziny to po prostu za mało, aby oddać tej opowieści i tym (fascynującym) bohaterom sprawiedliwość. Wystarczyłoby dodać chociaż dwa, trzy odcinki, aby "Królowa" miała fabularnie ręce i nogi.
Andrzej Seweryn błyszczy jako drag queen
Nie zawodzą jednak aktorzy. Zgodnie z przewidywaniami Andrzej Seweryn jest doskonały. Nikogo to raczej nie zdziwi, w końcu mówimy o jednym z mistrzów polskiego kina. Aktor świetnie odnajduje się w podwójnej roli. Jako Sylwester jest zdystansowany, stateczny i elegancki, jako Loretta – olśniewający i pełen gracji. Szkoda, że Seweryn nie miał w tej drugiej roli więcej do grania – z pewnością był na to gotowy.
Znakomita jest również Maria Peszek, która rzadko pojawia się na ekranie. Aktorka jest wyśmienita w roli prostej, dumnej i zaradnej kobiety z prowincji, która nie tak łatwo zamierza wybaczyć swojemu ojcu, że nie utrzymywał z nią kontaktu. Sercem produkcji jest jednak Julia Chętnicka jako Iza – naturalna, bezpretensjonalna, emocjonalna i szczera ożywia każdą swoją scenę.
Wad jest sporo, ale czy obejrzeć "Królową"? Jeśli pragniecie prostej i uroczej baśni, która ogrzeje wam serca, to serial Netflixa jest dla was. Jeśli chcielibyście czegoś więcej, lepiej wybierzcie coś innego.