Czy historia z "Człowieka z Toronto" wydarzyła się naprawdę? Po części tak.
Czy historia z "Człowieka z Toronto" wydarzyła się naprawdę? Po części tak. Fot. "Człowiek z Toronto" / Netflix

"Człowiek z Toronto" to komedia akcji z Woodym Harrelsonem i Kevinem Hartem. Od kilku dni jest jednym z najpopularniejszych filmów na Netfliksie. Jeżeli go już widzieliście, to pewnie zastanawiacie się, czy ta historia wydarzyła się naprawdę. I po części tak - jest inspirowana pewną przygodą z Airbnb z życia producenta Jasona Blumenthala.

REKLAMA

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google

  • Komedię akcji "Człowiek z Toronto" możemy oglądać online na Netfliksie. Film od premiery 24 czerwca jest jednym z hitów platformy
  • Główni bohaterowie Teddy (Kevin Hart) oraz tytułowy zabójca (Woody Harrelson) zostają pomyleni za sprawą serwisu Airbnb
  • Okazuje się, że podobna historia przytrafiła się producentowi filmu, ale w grę nie wchodziło torturowanie ludzi
  • "Człowiek z Toronto" to klasyczna komedia sensacyjna z duetem twardziel i ciamajda, którzy łączą siły - widzieliśmy już takich setki. Film w reżyserii Patricka Hughesa ("Bodyguard Zawodowiec") jest nawet poniżej oczekiwań i zbiera średnie oceny i opinie (5,7/10 w bazie IMDb).

    Zarówno widzowie, jak i krytycy żałują, że talenty Kevina Harta i Woody'ego Harrelsona są marnowane kiepskimi żartami i realizacją. To jednak nie stoi na przeszkodzie, by produkcja była hitem. Kiedy piszę ten tekst, jest na samym szczycie filmowej topki Netfliksa.

    O czym jest film Netfliksa "Człowiek z Toronto"?

    W filmie zwykły facet z Nowego Norku Teddy (typowy nerwowy i krzykliwy Kevin Hart) wynajmuje obiekt w serwisie Airbnb. Kiedy przybywa na miejsce, jest zaproszony do piwnicy, by pomóc... torturować mężczyznę. Okazuje się, że doszło do pomyłki.

    Jakby tego było mało, został wzięty za najgroźniejszego zabójcę na świecie, czyli "Człowieka z Toronto" (typowy psychopatyczny Woody Harrelson) i zatrzymany przez FBI. Zaczyna współpracę z agencją, by pomóc schwytać prawdziwego przestępcę.

    Bohaterowie i fabuła są fikcyjne - co też nie znaczy, że podobne historie się nie wydarzyły, ale po prosto o nich nie wiemy, bo są "ściśle tajne". Faktem jest, że producent filmu Jason Blumenthal również miał podobną pomyłkę w serwisie Airbnb i właśnie to stało się inspiracją dla powstania "Człowieka z Toronto".

    Czy historia "Człowieka z Toronto" wydarzyła się naprawdę? Po części tak.

    Jason Blumenthal pewnego razu wynajął za pośrednictwem Airbnb nocleg w Denver, by spędzić w nim ze swoją rodziną Święto Dziękczynienia. Kiedy przyjechali na miejsce, zobaczyli przepiękny dom typu bliźniak z drzwiami po lewej i prawej stronie. "Wszystko wskazywało na to, że w środku są dwa oddzielne mieszkania" - wspomina w wywiadzie.

    Na miejscu pojawili się kuzyni, rodzeństwo, ale brakowało teściów. Okazało się, że zaczęli się rozpakowywać w złej części domu. "Drzwi obok były otwarte, rzucili swoje rzeczy, ale kiedy podnieśli wzrok, zobaczyli w salonie zupełnie inną rodzinę" - mówi producent. Dodał, że potem spędzili czas z nieznajomymi i nie mogli się przestać z tego śmiać przez tydzień. Do głowy przyszła mu jednak myśl: co gdyby teście weszli do mieszkania mniej sympatycznych osób?

    Czy możecie sobie wyobrazić, że Kent i Lyla (imiona teściów - red.) weszliby do niewłaściwego Airbnb i działoby się w nim coś innego, coś, czego nie powinni widzieć, coś, czego nikt nie powinien zobaczyć?

    Jason Blumenthal

    Prodcuent "Człowieka z Toronto"

    Producent zatrudnił scenarzystę Robbiego Foxa ("Poślubiłem morderczynię", "Trener bardzo osobisty"), by przelał ten punkt wyjścia na papier i dopisał resztę historii. Życie ponoć pisze najlepsze scenariusze. Czyżby? Jednak jeżeli sam punkt wyjścia był emocjonujący jak historyjki z "Chwili dla ciebie", to nie mógł z tego po prostu powstać dobry film.

    Czytaj także: