
"Królewski Dowcip" miał rozbawić Australijczyków. Informacja o nim przebiła się jednak do wielu światowych mediów. Dziś jednak nikomu nie jest do śmiechu: pielęgniarka, która odebrała telefon od australijskich DJ-ów nie żyje. Kto zawinił? Kiedy przekroczono granice żartu?
REKLAMA
Informacja o śmierci pielęgniarki, która nieumyślnie przyczyniła się do wyjawienia informacji o stanie zdrowia księżnej Kate Middleton obiegła światowe media nawet szybciej, niż doniesienia o naiwnej wpadce londyńskiego szpitala, w którym leżała księżna Cambridge.
Zobacz też; Podszyli się pod królową Elżbietę II i jej psa, żeby poznać stan zdrowia Kate. Skutecznie
Jacintha Saldhana została znaleziona martwa dzisiejszego ranka. Szpital, w którym pracowała od 4 lat, w oświadczeniu zapewnił, że informacja o jej śmierci jest bardzo dotkliwa. Sama kobieta została określona jako "pielęgniarka pierwszej klasy".
Nie była etatową recepcjonistką. Po prostu niefortunnie znalazła się w złym miejscu, w złym czasie. O 5:30 rano nie było zwykłych pracowników na recepcji, więc telefon odebrała jedna z pielęgniarek - właśnie Jacintha Saldhana. Przedstawiciele szpitala zapewniali, że dyrekcja podeszła do sprawy ze zrozumieniem i starała się zapewnić wsparcie kobiecie.
O "Królewskim Dowcipie" i jego konsekwencjach rozmawiamy z Andrzejem Jonasem, redaktorem naczelnym "The Warsaw Voice" polskiego miesięcznika wydawanego w języku angielskim.
Jaka jest atmosfera w Wielkiej Brytanii?
Andrzej Jonas: Z przekazów medialnych wynika, że bardzo gorączkowa. Trudno w zasadzie oceniać tę sprawę. Jest bardzo wcześnie i mamy w niej wiele niewiadomych. Nie jest do końca pewne, że to było samobójstwo. Jeśli jednak sama odebrała sobie życie, nie znamy jej motywów.
Media brytyjskie mają dużą siłę oddziaływania?
Tak. To widać i bez badań opinii publicznej. Ich dużą popularność tłumaczy choćby nakład czy liczba odbiorców. Nie byłyby też tak zdeterminowane w szukaniu sensacji i skandali, gdyby nie wiedziały, że spotka się to z zainteresowaniem dużej liczby osób.
Można posunąć się do twierdzenia, że została zaszczuta przez media?
Nie warto ferować tak twardych wyroków. Nie wiemy, czy medialna wrzawa była bezpośrednią przyczyną śmierci. Może miała jakieś problemy, może ta sytuacja z żartem był kroplą, która przepełniła czarę goryczy.
Co pan myśli o samym dowcipie?
Niespecjalnie mnie ubawił, lecz nie widzę w nim nic złego. Tu do sprawy można podejść dwojako. Gdyby szpital i środowisko potępiło tę kobietę, poddało wielkiej presji, można powiedzieć, że Australijczycy nie powinni robić tego żartu. Z drugiej strony gdyby pielęgniarka nie targnęła się na własne życie, nie krytykowano by Australijczyków. Przykładem przekroczenia granic przez dziennikarzy jest sytuacja, w jaką uwikłał się "News of the World". To było nie tylko pożałowania godne, lecz na granicy przestępstwa. Zawsze powtarzam, że dziennikarze nie powinni skupiać się na tym, ile zwabią odbiorców sposobem wykonywania swojego zawodu, lecz na skutkach, jakie może odnieść ich działalność.
Tak na dobrą sprawę sposób żartowania Australijczyków nie wyróżnia się niczym szczególnym. W przybliżony sposób żartował sobie przed laty z polskich osobistości Szymon Majewski. Jednak jego dowcipy nie zyskały takiego rozgłosu…
Ci Australijczycy de facto nie zrobili nic złego. Być może ujawnili jedynie pewną naiwność pracowników szpitala, słabe procedury ochronne. Przecież do mediów nie przeciekły żadne negatywne informacje, nie ujawniono nieścisłości w tym szpitalu, nie zdradzono żadnych tajemnic. Jednak ludzie mają różną wrażliwość.
Załóżmy, że Jacintha Saldhana popełniła samobójstwo właśnie przez medialny szum. Możemy posunąć się do stwierdzenia, że wszyscy dziennikarze, którzy naśmiewali się z tej sytuacji, mają w mniejszym lub większym stopniu jej krew na rękach?
Bardzo wystrzegam się tak twardo postawionych zarzutów. W przeciwnym razie nie można byłoby z nikogo publicznie zażartować, a przecież w światowych mediach żarty niejednokrotnie się pojawiają.
Przeczytaj też; Tragiczny finał "Królewskiego Dowcipu" Australijczyków. Nie żyje recepcjonistka szpitala, w którym leżała księżna Kate
Dlaczego Brytyjczycy tak łapczywie chłoną wszelkie informacje na temat rodziny królewskiej?
Brytyjska rodzina królewska jest w samym środku zainteresowania opinii publicznej. Zresztą wielu ludzi, nie tylko z Wysp, ma w sobie gen gapia. Gdy dzieje się coś wyrazistego, tłumy po prostu się "gapią". Prasa brukowa pełni taką właśnie rolę. Jak w poprzednich epokach historycznych zbieramy się na placu i patrzymy na cudze szczęście czy nieszczęście, sukces lub jego utratę. Ważne, by było to mocne, unikalne. Rodzina królewska jest w Wielkiej Brytanii tylko jedna, dlatego Brytyjczycy chłoną informacje o niej z wypiekami na twarzach. Wystarczy przypomnieć sobie, z jakim zainteresowaniem czytano o romansach księżnej Diany.