We Francji nie kupimy już wegetariańskich kiełbasek, wege schabowych i smalcu z fasoli. Rząd wydał rozporządzenie oddzielające produkty mięsne od wege. Zmiany wejdą w życie jeszcze w tym roku. Teraz tylko czekać, aż na sklepowych półkach zamiast wege kabanosów pojawią się sojowe gałązki.
Reklama.
Reklama.
Koniec z wege boczkiem we Francji
Francja jest pierwszym krajem w Europie, który zakazał reklamowania produktów wegetariańskich nazwami kojarzącymi się z produktami mięsnymi. Oznacza to koniec wege boczku, ryby z selera i wege burgerów. Producenci mają niewiele czasu na wymyślenie nowych nazw produktów i opakowań. Dekret wejdzie w życie 1 października tego roku.
Na zmianę nalegali przedstawiciele przemysłu mięsnego, którzy uważali, że konsumenci przez przypadek kupują produkty wege, a później tego żałują. Nowe prawo ma chronić ich interesy, know-how przemysłu mięsnego i tradycję. Przynajmniej takiego zdania jest Jean-François Guilhard, prezes Związku Francuskich Hodowców Bydła i Przetwórców Mięsa.
Wymóg dotyczy produktów roślinnych wyprodukowanych we Francji, jednak ambicje francuskich rzeźników sięgają o wiele dalej. Chcą, żeby podobne prawo funkcjonowało w całej Europie. Powołują się przy tym na wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości z 14 czerwca 2017, który zakazuje nazywania „mleka sojowego” mlekiem.
A co z hummusem z indyka i frytkami z kurczaka?
Innego zdania są internauci, którzy pod facebookowym wpisem dietetyka dr Damiana Parola śmieją się, że w myśl tej logiki trzeba zakazać też hummusu z indyka, frytek z kurczaka, szynki z indyka i kabanosów drobiowych. – Nazwy tych produktów wprowadzają w błąd – argumentują internauci.
Zwracają też uwagę na owoce morza, które nie są owocami, ale przecież nikt nie kupuje ich z myślą, że za moment zje melona. Podobnie z zębami mlecznymi, które nie zawierają mleka oraz z hot-dogami, które nie są gorącym psem. — To ulepszanie świata na siłę, przecież ludzie wiedzą, co kupują — piszą oburzeni.
Podobnego zdania są przedstawiciele stowarzyszenia Onav specjalizującego się w propagowaniu produktów alternatywnych dla mięsa. Zdaniem specjalistów francuski dekret nie służy konsumentom, a producentom mięsa, którzy chcą ograniczyć wpływy lobby wegetariańskiego i zwiększyć zyski.
Naukowcy zwracają uwagę, że produkcja mięsa pochłania ogromne ilości wody i zboża, jest nieekologiczna i sprzyja zmianom klimatu. Przypominają też o fatalnych warunkach, w których żyją zwierzęta hodowlane, a także o tym, że jedząc wege, można być zdrowym i nie cierpieć na niedobory składników odżywczych i witamin.
Ale po co właściwie nazywać kiełbaskę sojową kiełbaską, skoro można wege patykiem? Nie można znaleźć innej nazwy? Dlaczego osoby, które rezygnują z jedzenia mięsa, szukają go w innych potrawach? Na to pytanie na łamach "Gazety Wyborczej” odpowiedziała Marta Dymek, autorka bloga "Jadłonomia" z wegańskimi przepisami.
– To nazewnictwo ma konkretny cel: jest nim zachęcanie i uspokajanie osób, które przestają jeść mięso. Według statystyk na "Jadłonomii" właśnie takie przepisy cieszą się od ośmiu lat największym zainteresowaniem. Bo jak masz smalec z fasoli, to od razu wiadomo, o co chodzi.
Autorka kulinarnego bloga podkreśla, że każdy wie, jak jeść smalec. Wystarczy gruba kromka chleba, ogórek kiszony i już. Podobnie z wege schabowym. Widząc w menu wege schabowego, można spodziewać się, że kotlet zostanie podany z ziemniakami i surówką. Konsument wie, że się naje i będzie smacznie.
Wegetarianie podkreślają, że nie chodzi o tęsknotę za mięsem, a właśnie o przybliżenie ludziom wegetarianizmu. Wielu osobom wydaje się, że kuchnia wege musi być jakaś dziwna, a to nie prawda. Kuchnia wegetariańska to przecież wege pierogi, wege żurki, wege schabowe i wege smalce. No, chyba że mieszka się we Francji...
Jestem lingwistką, zoopsychologiem, behawiorystką i trenerką psów. Na łamach portalu naTemat doradzam, jak mądrze wychowywać czworonogi i bronię praw zwierząt. Poruszam też inne tematy, które są dla mnie ważne.