Sporą dyskusję naszych czytelników-kierowców wywołał artykuł o rosnącej liczbie fotoradarów. Niektórzy argumentowali, że przecież wystarczy tylko przestrzegać przepisów, inni przekonywali, że są one zupełnie pozbawione sensu. O argumentach za i przeciw karaniu kierowców z cięższą nogą rozmawiamy z Piotrem Frankowskim, pierwszym redaktorem naczelnym polskiej edycji "Top Geara".
W Polsce da się jeździć zgodnie z przepisami ograniczający prędkość?
W niektórych miejscach ograniczenia są uzasadnione, w innych nie. Przecież na prawidłowo zbudowanym łuku drogi zwalnianie do 40 kilometrów na godzinę jest absurdem. W Niemczech jeździ się na łukach z taką samą prędkością jak na prostej drodze. Pisałem i mówiłem już wielokrotnie, że najważniejszym problemem do rozwiązania są zderzenia czołowe, do których dochodzi na drogach jednojezdniowych. Żeby go rozwiązać trzeba przebudować drogi.
Niedostrzeganym przez problemem są wymuszenia pierwszeństwa i przejeżdżanie na czerwonym świetle. Jednak żeby to wykryć nie można stawiać tylko fotoradarów, trzeba mieć policjantów na ulicach. Tymczasem wszystkim, także policjantom, wmawia się, że to prędkość jest największym problemem, bo właśnie mandaty za prędkość są największym i najłatwiejszym przychodem. Niech policjanci wyjdą na ulice i zatrzymują pełne ludzi autobusy, które przejeżdżają na czerwonym świetle.
Tylko naiwniaki jeżdżą zgodnie z przepisami?
Oczywiste jest, że jedyna w pełni bezpieczna prędkość, przy której nie ma groźby wypadku to zero kilometrów na godzinę. Jednak rzecz nie w tym, żeby nie jeździć w ogóle, lecz by wyeliminować największe niebezpieczeństwa. Tymczasem głośno mówi się, że przebudowa części dróg i kampanie edukacyjne nie przynoszą skutku. Z tego wniosek, że powinno się rozwiązać instytucje za nie odpowiedzialne.
Tymczasem Generalny Inspektor Transportu Drogowego cieszy się, że dzięki nowemu systemowi będzie można wlepiać mandaty każdemu. To trochę przypomina słowa Stalina: "Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie. Poza tym jeśli wszyscy mieliby dostawać mandaty to już jest kolejny podatek.
Jednak większość wypadków bierze się z nadmiernej prędkości.
Policjanci wpisują przekroczenie prędkości, bo tak najłatwiej. Ale czy gdyby pijany kierowca jechał 49 km/h, a nie 51 km/h, to podniosłoby to w jakikolwiek sposób bezpieczeństwo? Zrzucając winę na prędkość omija się też poważny problem, jakim jest import starych, niesprawnych samochodów. Przecież z Zachodu przywieziono do nas kupę złomu, który w ogóle nie powinien jeździć po drogach. Ludzie, którzy przedłużają im przegląd techniczny na kolejny rok łamią prawo. Jednak na to nie zwraca się uwagi.
Słyszałem o takiej rywalizacji, że policjanci ścigają się, kto podczas jednego dyżuru wlepi więcej mandatów na 500 złotych. Przecież to się nie wzięło samo z siebie, ale z góry. W tej chwili niemal każda instytucja państwowa ma fotoradary i zajmuje się wyciąganiem pieniędzy od kierowców. Nikt nie pyta co będzie ze zdjęciami, które pozwolą śledzić samochód jadący prze całą Polskę. Może być tak, jak ze śledzeniem telefonów komórkowych. Różne służby chcą mieć dostęp do tych danych i go otrzymują.
Jak radzą sobie z tym problemem w innych krajach. Tam chyba fotoradary nie są tak wszechobecne.
W Anglii jest ich cała masa, ale wszyscy wiedzą, że są one tylko dla zapełnienia państwowej kasy. Nawet stawia je się nie tam, gdzie jest więcej wypadków, ale tam, gdzie łatwo złapać kogoś na mandat. Jednak trzeba pamiętać, że tam na zupełnie innym poziomie stoją umiejętności kierowców. Podobnie jak we Francji, gdzie kara się nawet za najdrobniejsze przewinienia. W Niemczech jest sporo fotoradarów, ale pamiętajmy, że na autostradach wcale nie ma ograniczeń prędkości. I to na niemieckich autostradach jest najmniej wypadków, więc nikt mi nie udowodni, że prędkość wpływa na liczbę wypadków.
Jednak kiedy dostawałem mandaty przez pewien czas jeździłem wolniej.
A to, że pan jeździł wolniej sprawiło, że miał pan mniej wypadków?
Szczęśliwie nie miałem wypadków ani przed dostaniem mandatu, ani po.
No widzi pan, obniżenie prędkości nie wpłynęło na pańskie bezpieczeństwo. Bo i prędkość nie jest kluczowa, ale różnica między naszymi umiejętnościami, a wyobrażeniem na ich temat. Trzeba lepiej szkolić kierowców, a nie obniżać prędkość. Poza tym nasz budżet stoi na akcyzie, więc obniżają prędkość na drogach ustawodawcy działają na jego szkodę. Samochody mniej palą, przychody z akcyzy maleją i budżet traci.
Dlatego hipokryzją jest zwiększanie na siłę przychodów z mandatów. A przecież tylko temu służy przepis, który pozwala robić zdjęcia tyłu samochodu. Nie wykryje się sprawcy wykroczenia, ale 100 złotych mandatu będzie.
Słyszałem o takiej rywalizacji, że policjanci ścigają się, kto podczas jednego dyżuru wlepi więcej mandatów na 500 złotych. Przecież to się nie wzięło samo z siebie, ale z góry.
W Niemczech jest sporo fotoradarów, ale pamiętajmy, że na autostradach wcale nie ma ograniczeń prędkości. I to na niemieckich autostradach jest najmniej wypadków, więc nikt mi nie udowodni, że prędkość wpływa na liczbę wypadków.