Mercedes jako koncern do świata elektromobilności wszedł z lekkim poślizgiem. Teraz jednak Niemcy pokazują kolejne elektryki, a na dodatek tworzą też odpowiedniki istniejących spalinowych modeli, czego przykładem jest EQB jako brat-bliźniak GLB. Takie zagrywki często kończą się źle, ale w przypadku EQB (prawie) wszystko poszło dobrze.
Reklama.
Reklama.
Powiedzmy sobie szczerze – budowa aut elektrycznych (czy nawet hybrydowych) na bazie istniejących aut spalinowych najczęściej kończy się fatalnie. Przypomina mi się od razu przypadek hybrydowego (nie elektrycznego!) Forda Mondeo.
Czytaj także:
Projektanci tak bardzo nie wiedzieli, gdzie upchnąć baterię, że po prostu wsadzili ją do bagażnika, przez co jest on mały i nie ma prostej podłogi. Bez ładu i składu. Zaskoczenie?
Niekoniecznie – prawda jest taka, że dobry elektryk to elektryk zaprojektowany od podstaw. Bo kiedy akumulatory są umiejscowiona w płycie podłogowej, to raz, że nie zajmują miejsca w środku. Dwa – takie auto po prostu prowadzi się lepiej.
I tutaj cały na biało wjeżdża Mercedes EQB, który jest po prostu Mercedesem GLB w lekko zmienionej formie i ze znacznie innym napędem. Jak to się stało? EQB był po prostu projektowany razem z GLB, tylko wszedł na rynek trochę później. Samochód jest dostępny w trzech wersjach – EQB 250, 300 i 350, z czego dwie ostatnie mają napęd na cztery koła dzięki dwóm silnikom elektrycznym – i pokazuje, że w takiej formule też można stworzyć ciekawe auto elektryczne.
Czy EQB bardzo różni się od GLB?
Z wyglądu? Prawdę mówiąc… nieszczególnie. Mercedes EQB to właściwie ten sam samochód, a z boku charakterystyczna "pudełkowata" linia modelu jest wyraźnie widoczna. Z tej formy wynikają zresztą zalety tego auta przeniesione wprost z GLB, ale o tym za chwilę.
Z zewnątrz EQB łatwo poznać po światłach. Przedni pas (światła i grill) oraz listwa łącząca tylne światła przypominają, że mamy do czynienia z autem z rodziny EQ. Według mnie "zwykły" GLB wygląda ciekawiej, ale to kwestia gustu.
W środku zmieniło się jeszcze mniej, chociaż jedna zmiana jest… znacząca. W każdym razie – sam kokpit jest żywcem przeniesiony z GLB (czyli de facto z wielu innych modeli Mercedesa). Ale zmieniło się z tyłu na kanapie.
W pierwszej chwili nie zorientowałem się, o co chodzi. Dziwiłem się za to, że moja żona jadąca za mną na kanapie ma głowę wyżej niż ja. Po chwili podniosłem swój fotel, ale to nie zmienia faktu, że konieczność schowania jak najniżej w aucie akumulatorów (wracamy do tego, o czym pisałem na początku) wymusiła podniesienie podłogi, a co za tym idzie – kanapy.
Podłoga na szczęście jest płaska, a kanapa zachowała swoje magiczne możliwości z GLB – można ją przesuwać do tyłu i przodu oraz zmieniać kąt oparcia. Zresztą – EQB tak samo jak GLB można zamówić z dwoma dodatkowymi miejscami w trzecim rzędzie.
W aucie testowym nie było ich, ale według producenta nawet nastolatkom będzie tam wygodnie. Są też tam zapięcia do fotelików dziecięcych. Innymi słowy EQB to całkiem dobrze wyceniony siedmiomiejscowy elektryk. Chociaż oczywiście w takim wariancie zapomnijcie o bagażniku. Chyba że dachowy, ale on znacząco podniesie zużycie energii.
Mercedes EQB – jazda
A skoro już o zasięgu, to jak EQB jeździ? Cóż, nie wiem jak wolniejsze wersje, ale ta (najmocniejsza 350 4MATIC) to rakieta.
Owszem, to niby "tylko" 6,2 sekundy do 100 km/h, ale wrażenia są znacznie, znacznie bardziej ekstremalne. To nie zasługa mocy oczywiście (292 KM), ale magicznego (i gigantycznego) momentu obrotowego, który w elektrykach jest dostępny zawsze. Tutaj niutonometrów jest aż 520, dzięki czemu nagłe przyspieszenie powoduje wbicie w fotel, a wyprzedzanie w trasie to prościzna.
Sama jazda jest bardzo komfortowa. Testowany egzemplarz niby był wyposażony w pakiet AMG, ale zmiany chyba są tylko wizualne (no i to najmocniejsza wersja silnikowa), bo komfort jest naprawdę wysoki. EQB jak na tak ciężkie auto świetnie radzi sobie z nierównościami. I dobrze radzi sobie z zakrętami – nisko położony środek ciężkości robi swoje.
Cieszy również cisza w aucie. To niby oczywistość w elektryku, ale tak nie do końca. Szum opon, opory wiatru – te rzeczy są tutaj praktycznie niezauważalne.
Zużycie energii też jest okej. Producent deklaruje 420 kilometrów zasięgu i w ruchu miejskim można zbliżyć się do takich wyników. Z kolei na drodze ekspresowej EQB zużył mi dokładnie 19 kWh na sto kilometrów. Przy baterii 66,5 kWh netto daje nam to ponad 300 km zasięgu. Szkoda, że bateria nie jest nieco większa, ale to i tak znośny wynik. Szybkie ładowanie oczywiście jest obsługiwane.
Czy coś tu nie wyszło?
Tak praktycznie rzecz ujmując… to niewiele. EQB ma pewne "ułomności: związane z charakterem auta. Wspomniałem wcześniej, że EQB to w zasadzie elektryczny GLB. Ten z kolei powstał przecież na bardzo kompaktowej platformie, którą znajdziecie także w Mercedesie… klasy A.
Z jednej strony – gratulacje dla projektantów, że udało im się z tego wycisnąć bardzo sensowne auto. Z drugiej strony pojawiają się właśnie wspomniane ograniczenia, ale są one tożsame i dla EQB, i dla GLB. Czyli kanapa, choć trzyosobowa, tak naprawdę jest bardziej dwuosobową. A w trzecim rzędzie (którego tutaj nie było) nie ma nawiewu dla pasażerów. Po prostu nie pozwala na to konstrukcja.
Generalnie to bardzo udany samochód i… sensownie wyceniony.
Mercedes EQB czy GLB – co się bardziej opłaca?
Prawdę mówiąc… trudno powiedzieć. Doszliśmy do momentu, w którym elektryki są realną alternatywą dla aut spalinowych, jeśli jesteśmy w stanie przełknąć mniejszy zasięg i czas ładowania.
Cennik EQB zaczyna się (w wersji 250) od 230 500 zł. Za te pieniądze otrzymujemy 190-konne auto, które dla wielu klientów i tak będzie wystarczająco szybkie (przypominam: moment obrotowy). Dodatkowo mamy tu tylko jeden silnik, więc napęd może i jest wyłącznie na przednią oś, ale i zasięg powinien być większy.
Wersja EQB 350 4MATIC, czyli taka jak w teście, zaczyna się od 258 900 zł, więc po wizycie w konfiguratorze będzie można łatwo zakręcić się koło trójki z przodu. Niemniej jednak to wciąż konkurencyjna oferta, jeśli weźmiemy pod uwagę osiągi.
Dla porównania najtańsze GLB 180 (z silnikiem o mocy zaledwie 136 KM) kosztuje co najmniej 170 700 zł. Taniej? Tak. Ale jeśli uwzględnimy dopłaty do elektryków oraz zdecydowanie niższe koszty eksploatacji, to na dłuższą metę elektryczny brat bliźniak nie wypada źle.
Zwłaszcza że GLB 220d (tyle samo koni co w EQB 250, bo 190, plus jak to w dieslach duży moment obrotowy) to już co najmniej 199 300 zł.
Podsumowując – Mercedes EQB pokazuje, że elektryk zbudowany na spalinowej bazie (i to ekstremalnej, rodem z klasy A) nie musi być zły. To wręcz udane auto. Zresztą – jeśli chcecie siedmiomiejscowego elektrycznego SUV-a, to na rynku i tak nie macie wyboru.