Oszczędności całego życia, pieniądze z funduszu emerytalnego, a nawet plony z pola i pieniądze ze sprzedaży ciągnika – to wszystko oddał ksiądz Ryszard z Gdeszyna, aby uratować miejscową szkołę. – Czasem mi brakuje na opłaty za prąd, ale drugi raz zrobiłbym to samo – mówi ksiądz Ryszard Ostasz.
Z zamiłowania – rolnik. Z powołania – ksiądz. Dla mieszkańców Gdeszyna w województwie lubelskim, nie mówi się o nim inaczej niż bohater. Trudno bowiem inaczej patrzeć na człowieka, który pozbył się wszystkiego, co miał, aby uratować miejscową szkołę. I choć niektórzy powiedzą, że pomaganie innym to obowiązek każdego księdza, to z pewnością mamy do czynienia z sytuacją zupełnie wyjątkową.
Szkoła podstawowa w Gdeszynie była w opłakanym stanie. Wymagała pilnego, gruntownego remontu i groziła jej likwidacja. Aby nie dopuścić do zamknięcia placówki, ksiądz Ryszard stworzył Stowarzyszenia Miłośników Ziemi Gdeszyńskiej, którego celem było uratowanie jedynej w okolicy podstawówki. Potrzebne były jednak nie tylko struktury, ale przede wszystkim działania i co najważniejsze – pieniądze.
Ksiądz Ryszard sprzedał prawie wszystko, co miał. Między innymi swój ukochany ciągnik, gdyż jest zapalonym rolnikiem. – Czasem za nim tęsknię. Mam jeszcze swoje 14 hektarów, ale parafianie pomagają mi obsiewać pole. Mam nadzieję, że może kiedyś uda mi się kupić nowy ciągnik – mówi ksiądz.
Udało mu się uzbierać około 200 tysięcy złotych. Pozwoliło to nie tylko na uratowanie szkoły, ale w pewnym sensie także całej wsi. – Szkoła, którą prowadzi nasze stowarzyszenie, to okoliczna ostoja kultury. To jedyne miejsce rozwoju. Przychodzą tu nie tylko dzieci, ale również dorośli. Organizujemy tu np. spotkania andrzejkowe wyświetlane są filmy, tu gromadzą się ludzie starsi - wymienia ksiądz Ryszard.
Proboszcz żyje teraz z dnia na dzień
– Jakoś daję sobie radę. Czasem jestem ścigany, bo nie zapłacę za prąd. Tego co posiadałem, praktycznie się wyzbyłem. Mam jeszcze golfa z 1992 roku, bo muszę czymś jeździć. Ale coraz trudniej jest go nazwać samochodem – żartuje ksiądz Ryszard.
Proboszcz nie żałuje tego co zrobił i wymienia kilka powodów, które skłoniły go do pozbycia się swojego dobytku. – Największym podziękowaniem dla mnie są uśmiechy tych dzieci, oraz miejsca pracy dla 15 osób. Cieszę się, że mogłem coś takiego uczynić w swoim życiu. Przeżyłem kiedyś śmierć kliniczną. Gdy byłem w "innym świecie" uświadomiłem sobie, że to co mam jest nic nie warte. Zadałem sobie pytanie, co dobrego uczyniłem? – wspomina.
Pełna podziwu, dla zachowania księdza jest Ewa K.Czaczkowska, publicystka "Rzeczpospolitej" i Areopag21.pl – Tradycja księży, którzy są liderami w swoich lokalnych środowiskach, którzy dbają nie tylko o rozwój duchowy, ale i kulturalny jest w Polsce bardzo długa, tyle że została przerwana przez komunizm – mówi.
Szlachetna postawa, czy obowiązek każdego księdza?
W internecie pojawiło się wiele komentarzy, oceniających zachowanie księdza. Większość ludzi jest pod ogromnym wrażaniem, gdyż mało byłoby w stanie zdecydować się na taki krok. Niektórzy twierdzą jednak, że to co zrobił ksiądz z Gdeszyna, było jego obowiązkiem i każdy duszpasterz powinien postępować tak samo.
W sieci można znaleźć między innymi takie wpisy:
– To nie było moim obowiązkiem. To władze powinny ratować naszą podstawówkę. Natomiast ja podjąłem się tego, bo to szkoła to centrum życia u nas na wsi. Gdyby nie ona, ludzie byliby skazani jedynie na sklep i alkohol – wyznaje proboszcz z Gdeszyna.
– W tym co zrobił ksiądz Ryszard, jest bez wątpienia niesamowity urok – uważa ksiądz Jacek Stryczek, pomysłodawca i organizator "Szlachetnej paczki". Ksiądz nie zgadza się z niektórymi komentarzami, które można znaleźć w internecie, według których to co zrobił ksiądz Ryszard, było jego obowiązkiem. – To jest wolna wola tego księdza, który miał ochotę postąpić w ten sposób. Mówienie, że to jego obowiązek, to nadużycie – uważa Ks. Stryczek.
Twórca akcji "Szlachetna Paczka" zauważa, że główny nurt chrześcijaństwa nie wymaga, aby sprzedawać wszystko na rzecz czynienia dobra. – Ja akurat też wybrałem taką drogę. Życie księdza Ryszarda nie jest teraz zabezpieczone. Jest wystawione na ryzyko różnych trudności – podkreśla ks. Jacek Stryczek.
Zauważa też, że ludzie bardzo łatwo wyznaczają zadania dla innych, zamiast zacząć od siebie. – Ludzie stawiają wymagania księżom, a nie sobie. To do niczego nie prowadzi – mówi. Zauważa jednocześnie, że on osobiście potrzebuje jedynie 1400 kalorii dziennie, przespać się oraz uprawiać sport. – Muszę mieć też czas, aby się pomodlić i popracować. Tych codziennych potrzeb wcale nie musi być tak dużo. Ksiądz Ryszard Pokazał, że wystarczy nam dużo mniej, niż nam się wydaje – podsumowuje ks. Jacek Stryczek.
Publicystka Ewa K. Czaczkowska zauważa, ze księża, podobnie jak inni ludzie, nie mogą się pozbyć wszystkich dóbr, które posiadają. Jak każdy człowiek potrzebują bowiem narzędzi do wykonywania pracy. – Oczywiście, że każdy człowiek ma prawo do pewnych dóbr, własności - to jest prawo człowieka. Księża do wykonywania swoich obowiązków duszpasterskich potrzebują także nowoczesnych środków komunikacji - komputera, samochodu – zauważa Czaczkowska.
"Mam teraz wielu wrogów, bo się wyłamałem"
Pomimo sytuacji, w której znalazł się na własne życzenie, nie żałuje swojej decyzji. – Mogłem kupić mieszkanie w bloku, a nie tułać się na starość po jakichś przytułkach. Ale wybrałem co wybrałem. Pieniądze mają sens wtedy, służą dobru. Na przyszłość zaś patrzę optymistycznie. Wierzę, że dobro powraca. Mam nadzieję, że i mi ktoś kiedyś pomoże – mówi szczerze ksiądz Ryszard.
Postawa proboszcza z wiejskiej parafii z pewnością może zawstydzić władze, którym nie udało się uratować szkoły. Dziś to właśnie okoliczni urzędnicy zwracają się do księdza po pomoc. – Pytają, czy nie poprowadzimy także innych, sąsiednich szkół. To bardzo miłe. W przypadku naszej szkoły, władze nie wyszły jednak ponad to co, muszą i w pewnym momencie zatrzymały się – zauważa ksiądz Ryszard.
Szlachetna postawa księdza nie zawsze jest dobrze oceniana. – Niektórzy mówią że się wyłamałem i patrzą na mnie krzywo. Ale według mnie, można pięknie mówić, ale słowa jedynie uczą, zaś czyny pociągają. Wielu księży potrafi jedynie pięknie mówić, ale za tym idą tylko słowa – dostrzega ksiądz Ryszard.
Ksiądz z satysfakcją patrzy na to, co udało się zrobić. – Wioska się zjednoczyła, tworzymy jedną wielką rodzinę, w której ludzie sobie pomagają. Jestem szczęśliwy – podsumowuje ksiądz Ryszard.
Nie uważasz że taka jest rola kościoła ? Że pomoc to część ich powołania ? Dlatego dajemy na tace, wierzymy że te pieniądze idą na szczytne cele. Chwalenie księży za to że pomogli jest trochę wbrew temu co jest napisane w Piśmie Świętym: "Trzeba tak dawać jałmużnę, by lewa ręka nie wiedziała, co czyni prawa ".