Jeszcze niedawno był ich bohaterem, a dziś jest "zerem". "Pajac", "frajer", "żałosny grajek", "powinien dostać kopa na d..." - to tylko część z określeń, jakimi żegnają Roberta Lewandowskiego niektórzy polscy kibice Bayernu Monachium po odejściu do FC Barcelony.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jeszcze niedawno był wynoszony pod niebiosa jako Polak fenomenalnie grający w niemieckim gigancie Bayernie. Dziś mieszają go z błotem.
Jak mało kto potrafię zrozumieć żal kibiców po odejściu genialnego piłkarza, jakim jest Robert Lewandowski. Bo sam jestem od dziesięcioleci kibicem Bayernu Monachium. I również jest mi przykro, że Lewy odszedł do Barcelony. Ale przy tym wszystkim nie rozumiem ludzi, którzy przekraczają niektóre granice. I potrafię pojąć motywację Lewego, że po ponad 10 latach w Niemczech chce spróbować czegoś nowego.
Trzeba oddać sprawiedliwość, że wielu kibiców zgromadzonych na najpopularniejszym forum kibiców Bayernu w Polsce przyznaje, iż Robert Lewandowski ma wielkie zasługi dla Dumy Bawarii.
Jednocześnie chyba największa część z nich nie akceptuje sposobu odejścia z klubu. Nazywają piłkarza "szopkarzem" z powodu stylu, w jakim "Lewy" pożegnał się z zespołem.
W kierunku agenta Piniego Zahaviego, który przeprowadził transfer do Barcy, na czym sam też w oczywisty sposób zyskuje miliony euro, płynie zaś nie tylko krytyka, ale nawet antysemickie docinki, np. "izraelska pijawka".
Przy czym dla kibiców nie ma znaczenia fakt, że to Bayern ponosi winę za odejście, bo (według słów Lewego) nawet nie zaoferował mu przedłużenia kontraktu, gdyż liczył na pozyskanie młodego Erlinga Haalanda, co ostatecznie się nie udało. Wiadomo, klubowi wybacza się więcej niż rodzinie. Albo inaczej: jak Kalemu ktoś zrobić źle, to jest źle. Ale jak Kali zrobić komuś źle, to jest dobrze.
Ale w momencie, gdy Bayern jeszcze wierzył w pozyskanie perspektywicznego Norwega, Lewy trafił na boczny tor. Przestał być kluczowym graczem, a nagle stał się balastem, co dla tak zasłużonego piłkarza musiało być policzkiem. I stąd jego zapowiedź odejścia, mimo ważnego kontraktu z klubem.
A gdyby nawet wierzyć w wersję Bayernu, to i tak wygląda to słabo. Bo niemiecki gigant broni się, że zaproponował Lewandowskiemu przedłużenie kontraktu o rok, jak swoim legendom: Thomasowi Müllerowi i Manuelowi Neuerowi. Gdyż taka jest rzekomo polityka klubu wobec zawodników po trzydziestce. Nie jest to prawdą. Bo już dla znacznie słabszego, rezerwowego napastnika Érica Maxima Choupo-Motinga zrobiono wyjątek, gdyż Kameruńczyk przedłużył kontrakt o dwa lata.
"Moja historia z Bayernem dobiegła końca"
Styl odejścia Lewandowskiego pt. "Moja historia z Bayernem dobiegła końca" w momencie, gdy miał jeszcze rok kontraktu i powinien jako profesjonalista mimo wszystko to respektować, był więc nierozerwalnie związany z brakiem szacunku, jaki w jego opinii okazali mu przedstawiciele Bayernu.
Prawdopodobnie chodzi o Olivera Kahna i Hasana Salihamidzicia. Bo jeśli Barcelona oferuje mu, mimo 34 lat Lewego, kontrakt czteroletni, a słychać jeszcze o zainteresowaniu Chelsea czy PSG, to własny klub powinien tym bardziej wyjść mu naprzeciw, a nie wkładać do szufladki pt. "gracz ponad 30-letni"..
"Pajac", "frajer", "żałosny grajek", "powinien dostać kopa na d...", "Tak zachowują się rozwydrzone bachory", "Im szybciej opuści Monachium, tym lepiej", "Lewy w kilka tygodni przeszedł drogę od bohatera do zera" - to tylko niektóre określenia pod newsem, że Robert Lewandowski był "apatyczny i nieobecny" [myślami - red.] na jednym z ostatnich treningów w Bayernie. I to po moderacji administratorów, czyli eliminacji tych najbardziej hardkorowych. A te oczywiście zdarzały się często, ale nie ma sensu ich przytaczać.
Są też "dobre rady" od kibiców dla klubu, co powinien zrobić z napastnikiem, który wyraził chęć odejścia i nie prezentuje odpowiedniej mowy ciała na treningu. "Zatrzymać gwiazdorka na cały sezon dla zasady i przenieść do drużyny rezerwowej na rok. Nauczy się trochę pokory" - czytamy.
A tak reagowali pod artykułem, w którym przeczytaliśmy, że Robert dziękuje kolegom z drużyny, członkom sztabu, kierownictwu klubu, wszystkim jego pracownikom, a "przede wszystkim kibicom, bo to wy tworzycie ten Klub. My piłkarze jesteśmy tu tylko przez chwilę".
"A kij mu w oczy!", "kibiców ma lekko mówiąc w dupie", "zatęsknisz jeszcze za Bayernem panie rl", "Krótko i beznamiętnie, żeby mieć święty spokój i pakować się do Bankrutlony [chodzi o ironiczne określenie Barcelony - red.]", "Fajnie by było trafić na Barcelonę w fazie grupowej LM ;-) a jeszcze fajniej w fazie pucharowej. Teraz tylko czekać aż te katalońskie zj*by zawitają na tą stronę".
Nie rozumiem zachowania kibiców Bayernu
Żal po odejściu fenomenalnego snajpera, a do tego Polaka, jest zrozumiały. Sam taki odczuwam. Ale już wymyślanie na poczekaniu, że Lewy był w istocie zupełnie przeciętnym piłkarzem, który ginął w ważnych meczach albo twierdzenia, że gdyby nie było go na boisku przez te osiem lat, Bayern osiągnąłby więcej w Lidze Mistrzów niż tylko jeden triumf, zakrawa na paranoję.
Bo mówimy o gościu, który rok w rok był najlepszym strzelcem zespołu, siedmiokrotnym królem strzelców Bundesligi, który w Lidze Mistrzów wykręcał liczby goli porównywalne z o wiele zdolniejszymi Ronaldo czy Messim, który zdaniem ekspertów w ostatnich latach powinien dostać dwa razy Złotą Piłkę. I został dwukrotnie najlepszym piłkarzem świata FIFA oraz raz Europy - w plebiscycie UEFA.
No nie, mając najlepszą 9-tkę na świecie nie można twierdzić, że byłoby lepiej z dość przeciętnym, porównując go do Lewego, Mandżukiciem (bo przecież Bayern kupił Lewego, by zastąpić Mandzu) czy nawet rezerwowym Choupo-Motingiem. To przesada, dla mnie wynikająca z żalu i nienawiści do polskiego snajpera.
Próżno szukać typowo polskich reakcji na odejście do Barcy, w których rodacy zwyczajnie cieszą się z kolejnego wielkiego klubu w portfolio Polaka i perspektywy nowych sukcesów w jeszcze silniejszej lidze hiszpańskiej. I nawet jeśli, znając specyfikę kibicowskich uczuć, nie należało tego oczekiwać, to wypadałoby się przynajmniej pożegnać z klasą, po wszystkim, co Robert osiągnął z Bayernem.
A wygrał osiem razy mistrzostwo Niemiec, kilka razy krajowy puchar, raz upragnioną Ligę Mistrzów, klubowe mistrzostwo świata czy Superpuchar Europy. I w imię tego, że niezwykle trudno będzie o porównywalne osiągnięcia następnego Polaka grającego na kluczowej pozycji i robiącego to świetnie, polecałbym jednak niektórym ochłonąć.