Zapasy w błocie i szybka kawka. Tak Bayern Monachium chciał zburzyć legendę "Lewego"
Krzysztof Gaweł
22 lipca 2022, 13:56·6 minut czytania
Publikacja artykułu: 22 lipca 2022, 13:56
Osiem lat, 344 bramki w 375 meczach, 19 trofeów i historyczne sześć triumfów w sezonie 2019/2020. Robert Lewandowski odchodzi z Bayernu Monachium jako żywa legenda, ale nie był żegnany z honorami. Włodarze klubu nie potrafili zaoferować mu nowej umowy, wytoczyli przeciw Polakowi ciężkie działa i zrobili w mediach wszystko, by pokazać go z jak najgorszej strony. Ale sami się skompromitowali, a Oliver Kahn i Hasan Salihamidzić już wkrótce mogą zrozumieć, że popełnili poważny błąd.
Robert Lewandowski po tygodniach starań opuścił Bayern Monachium
Władze klubu starały się zburzyć legendę polskiego snajpera na dobre
"Lewy" w osiem lat strzelił dla Bawarczyków 344 bramki w 375 meczach
Mistrzowie Niemiec muszą sobie radzić bez niego, a to łatwe nie będzie
Kiedy tak naprawdę okazało się, że drogi Roberta Lewandowskiego i Bawarczyków się rozejdą? Cóż, różne są na ten temat opinie. Jedni mówią, że latem zeszłego roku, gd Hasan Salihamidzić dopiął swego i pozbył się trenera Hansiego Flicka, który uczynił Polaka absolutnym numerem jeden w zespole. Nasz snajper przeżył odejście człowieka, który pomógł mu wejść na sam szczyt.
Inni wskazują, że coś pękło po finale Ligi Mistrzów w 2020 roku. Zwycięskim finale. To wtedy "Lewy" miał zadecydować, że prędzej czy później odejdzie z klubu i zacznie speniać swoje marzenie o grze w Hiszpanii. To dlatego miał się związać z agentem Pinim Zahavim, specem od transferów specjalnych. Wszak w Bawarii wygrał już wszystko. Albo właśnie nie wszystko? Chciał przecież Złotej Piłki, a tą dostał Lionel Messi. Są tacy, którzy uważają że to przesądziło.
Etap pierwszy - Złota Piłka
Finał zeszłorocznego plebiscytu Złotej Piłki był dla Polaka próbą siły sportowej w świecie futbolu. I okazało się, że jego niebywałe osiągnięcia i strzeleckie popisy nie są warte aż tyle, co wyniki Lionela Messiego. Ten wieczór w paryskim Théâtre du Châtelet musiał zaboleć naszego snajpera, przecież drugi to pierwszy przegrany. Zabrakło tak niewiele, ale jednak znów zabrakło. Robert Lewandowski był zawiedziony, ukrywał to dość niezgrabnie.
Władze Bayernu Monachium stały za nim wówczas murem. Trener Julian Nagelsmann przekonywał, że trofeum należy się tylko "Lewemu", a prezydent klubu Oliver Kahn dodał, że dla nich Polak jest najlepszy na świecie. I dodał mimochodem, że wkrótce dostanie nową umowę w Bawarii, bo dla klubu znaczy bardzo dużo. Wszak pobił rekordy samego Gerda Müllera, w tym ten nieśmiertelny zdawało by się - 40 bramek w sezonie Bundesligi.
Etap drugi - Szybkie espresso po bawarsku
Wszyscy spodziewali się więc, że na wiosnę Polak dostanie nową umowę i ze spokojem będzie mógł strzelać kolejne gole, by zostać najskuteczniejszym piłkarzem w historii niemieckiej ekstraklasy. Czekał "Lewy", czekaliśmy i my, a o umowie było cicho jak makiem zasiał. Lewandowski jasno precyzował swoje cele - kontrakt na trzy lata, zarobki na poziomie 28-30 mln euro za sezon i spokój dla Die Roten na szpicy.
Okazało się jednak, że umowy nie ma, a szefowie klubu zaczęli wodzić Polaka za nos. A to obiecywali kontrakt już wkrótce (zasłaniając się tym, że przed zespołem ważniejsze kwestie, na przykład rywalizacja w LM), a to mówili, że prace już trwają. Ale nic się nie wydarzyło. Napięcie w szatni mistrzów Niemiec sięgnęło zenitu, zespół wiosną grał w kratkę, a "Lewy" przestał trafiać jak maszyna. Choć w ćwierćfinale Champions League nie zawiodł.
A jego koledzy tak, więc na koniec zostało "tylko" fetowanie dziesiątego z rzędu mistrzostwa Niemiec i snucie planów na kolejny sezon. I tu zaczynają się pierwsze pęknięcia między naszym snajperem a Oliverem Kahnem oraz Hasanem Salihamidziciem. Bayern wygrał Bundesligę, trwa feta, a nasz napastnik uderza w klub. I to pierwszy raz, gdy zachował się wobec mistrzów Niemiec nielojalnie.
"Do tego momentu żadnego spotkania nie było. Żadnego słowa o swojej przyszłości nie usłyszałem, więcej dało się dowiedzieć z mediów. Rekordy? Wola współpracy musi być z dwóch stron. Zobaczymy jak to będzie" - powiedział na antenie Viaplay. Jak zareagowały władze klubu? Zaprosiły piłkarza na kawę, a podczas spotkania nie padło ani jedno słowo o jego przyszłości. Jak odebrać to inaczej, niż lekceważenie?
A mowa o największej gwieździe Bundesligi i piłkarzu, który ciągął Die Roten za uszy w kryzysowych momentach przez cały sezon. Zaczęły się napięcia, podsycane przez media, które spekulowały o odejściu Polaka. "Bardzo możliwe, że to był mój ostatni mecz w barwach Bayernu. Nie mogę tego powiedzieć na sto procent, ale możliwe, że tak było. Chcemy znaleźć najlepsze rozwiązanie dla mnie i klubu" - dopowiedział "Lewy" po ostatnim meczu sezonu.
Etap trzeci - Lewandowski zostanie i basta!
I tu zaczyna się w zasadzie wojenka na linii piłkarz - klub, która doprowadzi do transferu. Jest połowa maja, Bayern Monachium ma wielki problem na koniec sezonu. Niemieckie media pilnie śledzą ruchy obu stron i informują: Polak uderza w klub, włodarze milczą. Ale szybko przeszli do ofensywy, choć początkowo byli dwa kroki za "Lewym". Zaczyna się przeciąganie liny, Oliver Kahn zapewnia, że są gotowe umowy dla kluczowych zawodników.
Na słowa Lewandowskiego odpowiada jednak bardzo zdecydowanie. "Znamy to panikarstwo z przeszłości. To nie jest coś, co przyprawia nas o ból głowy. Złożyliśmy ofertę jego agentowi. Odrzucił ją. Ma do tego prawo. Fakty są takie: on ma kontrakt i go wypełni. Basta!" - zapowiedział dyrektor klubu i dodał, że innej opcji nie bierze pod uwagę. "Umowa Lewandowskiego z Bayernem obowiązuje do czerwca 2023 roku. Robert będzie grał dla nas do tego czasu" - przekonywał dziennikarzy.
Sęk w tym, że już na typ etapie część obserwatorów nie wierzyła w to, że słowa Olivera Kahna okażą się prawdą. Determinacja polskiego napastnika, do tego nieudolność włodarzy klub i kryzys który na siebie ściągnęli miały być dowodem na to, że nie kontrolują sytuacji. I faktycznie ta szybko im się wykmnęła z rąk. Ale nim się tak stało, Bayern wytoczył przeciwko Polakowi i jego agentowi ciężkie działa. Zgodnie z taktyką sprzed roku.
Latem 2021 roku klub w podłej atmosferze opuszczał David Alaba, który odeszedł do Realu Madryt. Wówczas Bayern Monachium wykorzystał swoje kontakty z dziennikarzami i zaczęła się kampania oszczerstw wobec zasłużonego dla klubu Austriaka. Odchodził w podłej atmosferze, a słowa Kahna o "panikarstwie" z przeszłości dotyczyły właśnie tego transferu. Die Roten zlekceważyli swojego piłkarza, a potem zaczęli do dezawuować.
Etap czwarty - Moja przygoda dobiegła końca
Ten sam mechanizm wykorzystano w przypadku Roberta Lewandowskiego, ale tym razem na większą skalę, bo sprawa dotyczyła legendy klubu i całej Bundesligi. Mieszany z błotem, odsądzany od sportowej klasy i swoich wyczynów, "Lewy" nie dał się sprowadzić do parteru. A sam skontrował bardzo mocno, widząc że klub może zablokować jego transfer i zmusić do pozostania w Bawarii.
- Moja historia z Bayernem Monachium dobiegła końca. Po wydarzeniach z ostatnich miesięcy nie wyobrażam sobie dalszej współpracy. Transfer będzie najlepszym rozwiązaniem dla obu stron. Wierzę, że Bayern nie zatrzyma mnie tylko dlatego, że może - powiedział kapitan Biało-Czerwonych na konferencji prasowej polskiej kadry. Niemcy byli w szoku, te słowa to przecież jawny bunt. Polak dolał benzyny do ognia.
Ale na tym etapie już nikt nie wierzył, że zostanie w zespole. Jako niewolnik? W niemieckiej wersji "klubu Kokosa"? A może bez szans na grę przez kilka miesięcy? Bayern Monachium nie chciał mu dać umowy raptem rok dłuższej, niż proponował. Żałował dla Polaka 4-5 mln euro podwyżki i z klubu pojawiły się głosy, że przecież ma już 33 lata i jest "zbyt stary". Tak się nie traktuje najlepszego zawodnika od lat i swojej legendy. Prawda?
Epilog - Nowe życie bez Lewandowskiego
Celem Bawarczyków szybko stało się zburzenie pomnika Roberta Lewandowskiego w Bawarii i przedstawienie go w jak najgorszym świetle. Przecież Oliver Kahn i Hasan Salihamidzić nie mogli przyznać się do błędu, gdyby okazało się, że są na tyle nieporadni, że nie mogli zatrzymać - niskim kosztem - w klubie najlepszego piłkarza świata. Ich taktyka zdała egzamin, kibice odwrócili się od Polaka i ten dostawał nawet pogróżki.
Przy okazji zrobili gigantyczną kwotę, 50 mln euro, czyli rekord transferowy Die Roten pod względem sprzedanych piłkarzy. Już przebudowują zespół, wydają miliony na wzmocnienia i pokazali, że ich intencje nie były szczere. W budżecie znalazły się 32 mln euro na Sadio Mane, choć kilka tygodni wcześniej Robert Lewandowski usłyszał, że klub zmaga się z kryzysem po pandemii i środków na nowe kontrakty nie ma.
Na koniec, zapewne przez nieporadność Barcelony i jej kłopoty finansowe, Polak musiał wrócić do Bawarii i raz jeszcze wejść do szatni, choć zapowiadał, że zrobi inaczej. Włodarze Bayernu Monachium raz jeszcze go upokorzyli i postawili na swoim. Ale tylko częściowo. Hasan Salihamidzić obrażał Katalończyków i wypominał im problemy z budżetem, ale sam raczej popełnia transferowe gafy i osłabia zespół. Obecne lato będzie dla niego kluczowe.
Oliver Kahn był niezwykle zdecydowany i surowy dla "Lewego", a potem okazało się, że jego słowa były rzucane na wiatr. Dziennikarze już zdążyli mu je wypomnieć, ale wycofał się z nich rakiem. Pokazał jednak, że nie do końca można poważnie traktować go w roli prezydenta piłkarskiej potęgi. Polaka atakował też Uli Hoeness, który pociąga w klubie za sznurki i w zasadzie nim rządzi, co akurat nigdy nikogo nie dziwiło.
A Robert Lewandowski? Jest już piłkarzem Barcelony i zaczyna nowy rozdział. W Niemczech zostawił kawał swojego życia, napisał historię piłki i miał wielu zwolenników. Nawet w Bawarii, bo klub skrytykowali za jego odejście Lothar Matthaeus i Karl-Heinz Rummenigge. Ale teraz Bayern musi sobie już radzić bez Polaka. A to nie będzie łatwe zadanie.
Są wielkie zakupy, są nowe gwiazdy, ale niesmak pozostał. I zostało też jedno ważne pytanie na sam koniec. Kto sobie lepiej poradzi, Bayern Monachium bez Roberta Lewandowskiego czy Robert Lewandowski bez Bayernu Monachium? Czas pokaże...