W 2021 roku drastycznie zmalała liczba legalnie wykonanych aborcji w Polsce. Do najnowszych statystyk dotarła "Rzeczpospolita". Dziennik podkreśla, że dane wskazują na aż 10-krotny spadek zabiegów. To skutek wyroku Trybunału Konstytucyjnego niemal całkowicie zakazującego aborcji. Kobiety przerywają niechcianą ciążę na własną rękę.
Liczba aborcji na NFZ w Polsce zmalała dziesięciokorotnie - podaje "Rzeczpospolita"
To skutek wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który zaostrzył przepisy ws. możliwości przerywania ciąży
Kobiety w Polsce nadal przerywają niechcianą ciążę – korzystając na przykład z pomocy Aborcji Bez Granic
Aborcje na NFZ w Polsce. Dane na rok 2021
"Rzeczpospolita" podaje, że w 2021 roku wykonano tylko 107zabiegów aborcji na NFZ. 75 wykonano, gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazywały na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu.
Kolejne 32 przypadki miały miejsce, bo ciąża stanowiła zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety. Po orzeczeniu Trybunału Julii Przyłębskiej, który opowiedział się przeciwko aborcji embriopatologicznej, kobieta ma dostęp do państwowej aborcji w sytuacji, gdy ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego, jednak według oficjalnych statystyk, takich przypadków w Polsce w 2021 roku w ogóle nie było.
Dla porównania w 2020 r. odnotowano 1076 aborcji na NFZ. Podobne liczby zarejestrowano w 2019 (1110) i 2018 roku (1076). "W porównaniu z liczbą zabiegów z lat poprzednich spadek jest 10-krotny" - podsumował dziennik.
"To skutek wyroku Trybunału Konstytucyjnego, niemal całkowicie zakazującego aborcji" - podkreśliła redakcja. Przypomnijmy, że orzeczenie TK Julii Przyłębskiej zostało podjęte w październiku 2020 roku. Decyzja Trybunału spowodowała ogromny sprzeciw ze strony społeczeństwa, w wielu miejscach przez dłuższy czas odbywały się liczne protesty Strajku Kobiet, które później, na polecenie władzy, były brutalnie tłumione przez policję.
Zarejestrowanych aborcji jest znacznie mniej, ponieważ wyrok wyeliminował ku niej przesłankę, mówiącą o ciężkim upośledzeniu lub chorobie płodu, a która była do tej pory najliczniejszym powodem decyzji o przerwaniu ciąży w ramach NFZ. Co więcej, lekarze mogą obawiać się konsekwencji prawnych, dlatego rzadziej zalecają i podejmują się wykonania zabiegu.
"Położnicy są między młotem a kowadłem"
W zeszłym roku głośno było o śmierci kobiety, która w ostatnich godzinach życia błagała lekarzy o przerwanie ciąży. Bezskutecznie. Przypomnijmy, że 30-letnia Izabela z Pszczyny zgłosiła się do szpitala w 22 tyg. ciąży z powodu odpłynięcia płynu owodniowego. Przy przyjęciu kobiety stwierdzono bezwodzie i potwierdzono zdiagnozowane wcześniej wady wrodzone płodu.
Lekarze czekali na obumarcie płodu, nie decydując się na aborcję. Płód obumarł, a po niespełna 24 godzinach pobytu w szpitalu zmarła także kobieta. Jako pierwsza o tragicznej śmierci kobiety poinformowała Jolanta Budzowska, prawniczka specjalizująca się w sprawach z zakresu błędów medycznych.
Mec. Budzowska w rozmowie z naTemat.pl podkreśliła, że gdyby lekarze ze szpitala w Pszczynie od razu przerwali ciążę Izy, zamiast czekać na obumarcie płodu, kobieta nadal mogłaby żyć. Izabela zmarła na sepsę.
– W Polsce ginekolodzy–położnicy są między młotem a kowadłem: boją się ścigania za aborcję, która może zostać uznana za nielegalną, ale ta obawa i zwłoka w ratowaniu życia i zdrowia pacjentki może skutkować nawet dalej idącą odpowiedzialnością karną za spowodowanie śmierci – mówiła nam prawniczka.