nt_logo

Polska pornografia cierpienia. Czy tylko ja jestem zmęczony ciągłą martyrologią, która nas otacza?

Michał Mańkowski

04 sierpnia 2022, 20:00 · 3 minuty czytania
Przeszedłem się dziś przez środek Warszawy i uderzyło mnie to jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Cierpienie przez wielkie "C" wylewa się zewsząd na przechodniów. I wcale nie przez 30-stopniowy upał. Żyjemy w kraju, który w każdym możliwym momencie ładuje w ciebie negatywne emocje i przypomina, jak w swojej historii cierpieć musieliśmy. A potem się dziwimy, że Polacy są smutni, nudni, marudni, zamknięci. To męczące.


Polska pornografia cierpienia. Czy tylko ja jestem zmęczony ciągłą martyrologią, która nas otacza?

Michał Mańkowski
04 sierpnia 2022, 20:00 • 1 minuta czytania
Przeszedłem się dziś przez środek Warszawy i uderzyło mnie to jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Cierpienie przez wielkie "C" wylewa się zewsząd na przechodniów. I wcale nie przez 30-stopniowy upał. Żyjemy w kraju, który w każdym możliwym momencie ładuje w ciebie negatywne emocje i przypomina, jak w swojej historii cierpieć musieliśmy. A potem się dziwimy, że Polacy są smutni, nudni, marudni, zamknięci. To męczące.
Fot. Bartłomiej Magierowski / East News

A przecież cierpienie i historia to nie jedyne, co mamy. Tymczasem młode generacje Polaków chowamy w myśl zasady, że w sercu trzeba mieć dwie rzeczy: ojczyznę i cierpienie. A nawet nieco więcej cierpienia, bo co to za ojczyzna bez bólu.


No i mam ból, niektórzy powiedzą, że ból wiadomej części ciała. Ale jak go nie mieć, gdy podczas 1,5-godzinnego spaceru na urlopie po centrum Warszawy jedyne, co zobaczyłem, to hołd historycznemu cierpieniu i męczeństwu.

Zaczęło się od ćwiczeń do defilady z okazji Święta Wojska Polskiego. Na Placu Defilad kilkuset w pełni umundurowanych żołnierzy i żołnierek stało w pełnym słońcu, ćwicząc pieśni, marsze i ustawienia. Obok zmiana honorowej warty przy Grobie Nieznanego Żołnierza, kawałek dalej pomnik smoleński. Jeden z żołnierzy na naszych oczach chyba to cierpienie wziął sobie za bardzo do serca, bo organizm się zbuntował i koledzy musieli udzielić mu pomocy w cieniu.

Wyglądali pięknie i pięknie śpiewali. "My, pierwsza brygada". Sam zanuciłem pod nosem, ale znów: o poświęceniu i cierpieniu.

Kilkadziesiąt metrów dalej kawałek Placu Defilad jest otoczony, jeden z pracowników przygotowuje nową tablicę pamiątkową (lub odświeża starą). A nawet nie tablicę, tylko parę metrów kwadratowych samego Placu z napisem. Jan Paweł II, po raz kolejny. Jakby w tym kraju było za mało miejsc pamięci "największego Polaka w historii". I znów: historia i cierpienie.

Wchodzimy dalej, wgłąb Starego Miasta. Na Krakowskim Przedmieściu wita nas kilkanaście tymczasowych instalacji artystycznych, które zajmują cały chodnik. Temat? Zagłada Żydów. To plenerowa wystawa, której tematyka mówi wszystko.

Co kilka budynków mamy kolejne tablice informacyjne. Tu zmasakrowani, tu rozstrzelani, tu zginęli. Do tego początek sierpnia to także okres obchodów Powstania Warszawskiego, więc wrażenie potęguje seria plakatów i wlepek tematycznych.

Miasto zalane billboardami, które od miesięcy na przemian cytują Jana Pawła II, mówią o tym, że Jezus jest/będzie królem Polski, że "Jezus naprawdę daje życie", a "Maria jest z nami".

Wbrew pozorom, nie mam problemu z żadną z powyższych rzeczy czy sytuacji. No może za wyjątkiem tych spamerskich kampanii billboardowych. Uważam, że na każdą z nich jest miejsce i warto o tym wiedzieć. Gdy widzę to jednak w takiej skali na przestrzeni 90-minutowego spaceru, to traktuję to pewien nieprzypadkowy trend i coś mi w tym zgrzyta.

Lubię naszą historię, choć nie jest łatwa. Jestem dumny z naszego kraju i tego, jaką drogę przeszedł. Choć nie jestem rodowitym warszawiakiem, co roku o godzinie 17.00 przystaję w zadumie, bo obchody wybuchu Powstania Warszwaskiego są jednymi z najbardziej wyjątkowych na świecie.

Rozumiem, jak ważne są symbole i dlaczego trzeba je kultywować i pamiętać o tym, co było, by nic z tego nigdy już się nie powtórzyło. Zdaję sobie sprawę z wagi, jaką ma edukacja młodych generacji. Jak ważne jest, by młodzi Polacy wiedzieli "kim jesteśmy, skąd wyszliśmy".

Równie ważne jest jednak to, "dokąd idziemy".

Czuję pewien zgrzyt, gdy jedyne czym tak bardzo się chełpimy to cierpienie. Żyjemy tak bardzo osadzeni w przeszłości, zapominając o tym, co dzieje się tu i teraz, już nie mówiąc o tym, co będzie. Warto pamiętać, że dziś sami tworzymy historię, o której za X lat kolejne pokolenia będą się uczyć i z której będą korzystać. Czy naprawdę najlepsze, co mamy do zaoferowania to nasza ogólnonarodowa martyrologia?

Jak ten naród ma być szczęśliwy i otwarty, gdy w tak mniej lub bardziej zawoalowany sposób dzień w dzień sączy się mu do serca i duszy kult cierpienia i tragedii?

Jest takie powiedzenie, które – choć dotyczy zupełnie czegoś innego – tutaj paradoksalnie pasuje jak ulał. "Nie oglądaj się za siebie, bo ci z przodu ktoś...". I trochę tak jest z tą naszą przeszłością i przyszłością. Jeśli za bardzo będziemy patrzeć na cierpienie z przeszłości, to przyszłość nam... Sami wiecie co.

Michał, (jeszcze) młody Polak, nie cierpiący, a znający i rozumiejący naszą historię