nt_logo

Klub-mem. Ciekawe, czy Lewandowski cieszy się z transferu, kiedy widzi co tam się dzieje

Maciej Piasecki

05 sierpnia 2022, 10:47 · 4 minuty czytania
Po miesiącach Robert Lewandowski w połowie lipca odszedł z Bayernu Monachium. Atmosfera w relacjach Polaka z władzami mistrzów Niemiec gęstniała, więc wybór FC Barcelony wydawał się być strzałem w dziesiątkę. Spoglądając w stronę Katalonii, można jednak obawiać się, czy nie skończy się na strzale, ale kulą w płot.


Klub-mem. Ciekawe, czy Lewandowski cieszy się z transferu, kiedy widzi co tam się dzieje

Maciej Piasecki
05 sierpnia 2022, 10:47 • 1 minuta czytania
Po miesiącach Robert Lewandowski w połowie lipca odszedł z Bayernu Monachium. Atmosfera w relacjach Polaka z władzami mistrzów Niemiec gęstniała, więc wybór FC Barcelony wydawał się być strzałem w dziesiątkę. Spoglądając w stronę Katalonii, można jednak obawiać się, czy nie skończy się na strzale, ale kulą w płot.
Robert Lewandowski w wersji katalońskiej, prosto z klubowego Twittera FC Barcelony. I takie to otwarcie ma Polak w Katalonii. Fot. Twitter/FC Barcelona
  • Robert Lewandowski trafił do FC Barcelona za 50 milionów euro
  • Polski napastnik w Bayernie Monachium spędził osiem lat
  • Lewandowski jest pierwszym polskim piłkarzem w Dumie Katalonii

Niedługo minie miesiąc miodowy Roberta Lewandowskiego i FC Barcelony. Przyznaję, że choć miłośnikiem niemieckiej Bundesligi nigdy nie byłem, przez dwanaście lat pobytu "Lewego" w lidze naszych zachodnich sąsiadów z przyjemnością patrzyłem na jego rozwój. Borussia Dortmund przez cztery lata i Bayern Monachium przez osiem, dały polskiemu napastnikowi wszystko, co najlepsze. A "Lewy", jak to ma w zwyczaju, wycisnął, ile się dało z tuzina lat w Niemczech, domykając bundesligowy rozdział latem 2022 roku.

Przeprowadzka do Dumy Katalonii rozbudziła apetyty. Pierwszy polski piłkarz w jednym z najsłynniejszych klubów świata, brzmiało lepiej niż dobrze. Katalończycy cmokali i nadal cmokają nad Lewandowskim, kreując go wręcz na gwiazdę pokroju Lionela Messiego. Oczywiście nie piszę tu o talencie, czy znaczeniu dla klubu, ale odniesieniu do lidera drużyny, bez porównań jeden do jednego, do genialnego Argentyńczyka.

Plażowicz Lewandowski i prezentacja na banerze

Jedno jednak w Barcelonie piszą, a drugie robią. Fakt, Polak trafił do zespołu w momencie tournée po Stanach Zjednoczonych, a w delegacji zawsze inaczej niż u siebie. Obserwując jednak media społecznościowe Barcy, trudno nie było odnieść wrażenia, że improwizacja wygrała z profesjonalizmem.

Może po prostu w Polsce nie mamy tyle luzu, co w Katalonii. A pokazanie Lewandowskiego przy zamkniętej na cztery spusty budce na plaży, to całkiem niezły pomysł na filmik otwierający historię Polaka z katalońskim klubem. Nie, chyba jednak nie.

Niewiele lepiej było w przypadku symbolicznej prezentacji Lewandowskiego jeszcze w USA. Głównie sprawa dotyczyła zdjęcia na ściance sponsorskiej razem z koszulką Barcelony. I faktycznie, zdjęcie było, uścisk dłoni szefa Joana Laporty również. Prezydent klubu próbował nawet powiedzieć coś po polsku, ale zostawmy tę próbę za wspomnianą ścianką.

A właśnie, rzeczywiście - poza ładnymi zdjęciami oraz słoneczną pogodą, było raczej skromnie, jak na najważniejszy transfer lata. Katalończycy mają nadrobić już u siebie, prezentując Lewandowskiego na Spotify Camp Nou.

Żeby było "śmieszniej", podczas krótkiej pokazówki z Polakiem na ściance, na koszulce zabrakło numeru. Polak odkąd pojawił się w klubie w trzech sparingach, zagrał z 12 na plecach. Katalończycy najwyraźniej zapomnieli, że mają jeszcze w zespole Memphisa Depaya, który gra z dziewiątką od kilkunastu ładnych miesięcy. A w klubie jak był, tak jest dalej.

Lewandowski bez "W" i brak pieniędzy Barcelony

Holendra trzeba będzie wypchnąć. Podobnie jak kilku innych, ale do tego jeszcze wrócimy. Jeszcze w temacie koszulek "Lewego", ze względu na bardzo duże zainteresowanie (kto by się spodziewał), czasowo trzeba było wstrzymać sprzedaż trykotów Polaka. Powód? Brak litery "W" u producenta, wcześniej niewielu piłkarzy korzystało z niej przy swoich nazwiskach.

Do sprzedaży ostatecznie powrócono, błąd naprawiono, ale pojawił się kolejny komunikat. Klub zdecydował, że do końca okienka transferowego, czyli września, nie będzie oficjalnie sprzedawał koszulek nowych piłkarzy z numerami. Zamieszanie zrobiło się za duże, kataloński gigant na glinianych nogach ponownie rozczarował.

Były też akcenty humorystyczne. W mediach społecznościowych Barcelona nadal chciała i chce być wyluzowana, dlatego w specyficzny sposób wyznano uwielbienie dla "Lewego". Zestaw serduszek oraz ich kolorystyka zgrała się z barwami Piasta Gliwice, więc polski klub postanowił pokusić się o celną ripostę. W roli głównej z napastnikiem Kamilem Wilczkiem.

Pomysł spodobał się nawet Grzegorzowi Krychowiakowi, który z przymrużeniem oka skomentował: "Skoro nie widać różnicy to po co przepłacać. Bardzo dobre" - napisał "Krycha".

Ale żarty kończą się w momencie, w którym zaczynają się rozmowy o finansach Barcelony.

Katalończycy od kilku ładnych sezonów nie mogą się uporać z potężnymi długami. W Monachium byli nawet mocno zdziwieni, skąd nagle na Lewandowskiego chce wyłożyć 50 milionów euro. Rozwiązaniem mają być tzw. dźwignie finansowe uruchamiane na życzenie Laporty oraz jego doradców. Katalończycy monetyzują m.in. prawa marketingowe, grając ryzykownie na zasadzie - wszystko albo nic.

Dodatkowo Barcelona musi też płacić za błędy poprzedników. Wystarczy spojrzeć na obecny wykaz płac. Sympatyczny Miralem Pjanić, który w Barcelonie nie zagrał więcej niż pół dobrego meczu, jest na czwartym miejscu wśród najlepiej zarabiających, tuż za "Lewym".

Klub próbuje również "dogadać się", poza wspomnianym Depayem, z innym Holendrem, Frenkie de Jongiem. Najlepiej zarabiającym piłkarzem w Katalonii, który niekoniecznie chce obniżki wynagrodzenia, a tym bardziej odchodzić do innego klubu.

Prośba o zejście z pensji została skierowana również do Gerarda Piqué i Sergio Busquetsa. Ten pierwszy średnio się zapatruje na taki pomysł, tym bardziej że klub jest mu winny 40 milionów euro z tytułu odroczonej wypłaty należnego wynagrodzenia.

Dodam tylko na koniec, że jeśli Katalończycy nie znajdą oszczędności, mogą zaliczyć gigantyczną wpadkę na otwarcie sezonu. Póki co w Barcelonie nie ma bowiem pieniędzy na zarejestrowanie piłkarzy sprowadzonych latem. Czyli Lewandowski wcale nie musi być pewny, że zadebiutuje wtedy, kiedy wskazuje ligowy terminarz.

Debiut Polaka wyznaczy zatem nie trener czy prezes. Zielone światło da klubowy księgowy.