Sprawdziliśmy poziom wykształcenia posłów obecnej kadencji. Wyniki są, z jednej strony, pokrzepiające, a z drugiej - zatrważające. Szczególne powody do zmartwień mogą mieć fani Ruchu Poparcia Palikota. Chociaż lider RPP obiecuje nowoczesną Polskę, to z edukacją w jego klubie parlamentarnym jest naprawdę krucho. O wiele gorzej, niż we wszystkich innych.
Z 460 posłów tylko 42 nie ma wyższego wykształcenia. To gorzej niż w poprzedniej kadencji, kiedy takich osób było tylko 36. Można to jednak uznać za chwilowe zawahanie proporcji, bo ogólna tendencja od 2000 roku jest taka, że w Sejmie zasiada coraz więcej osób po studiach. Zaskakująco jednak, to Ruch Poparcia Palikota w porównaniu z innymi klubami wypada najgorzej.
Platforma i PiS bez zmian
W PO i PiS statystyki te nie zmieniają się w znaczący sposób. Na ponad dwustu posłów Platformy tylko jedenastu nie ma wyższego wykształcenia. W PiS-ie liczba osób bez studiów jest podobna. W proporcjach, oczywiście, Prawo i Sprawiedliwość wypada gorzej - ze względu na mniejszą liczbę deputowanych.
Znacznie lepiej wypadają "małe" partie (w nawiasach ogólna liczba posłów): SLD (26), PSL (28) i SP (20). Sojusz Lewicy Demokratycznej i Solidarna Polska mają w swoich szeregach tylko po jednej osobie posiadającej wykształcenie średnie lub podstawowe. Ludowcy mają tylko dwóch takich posłów. Wszystkie trzy te kluby pod względem proporcji wypadają więc podobnie.
Nowoczesna partia bez wykształcenia
Najsłabiej prezentuje się Ruch Poparcia Palikota. Na 41 posłów z ramienia tej partii aż 14 skończyło tylko podstawówkę lub liceum. Czyli więcej niż w Platformie czy Prawie i Sprawiedliwości. A przecież liczby posłów w klubach RPP i PO/PiS nie da się porównać. Ewidentna dysproporcja, ale czy rażąca?
- Im więcej młodych ludzi w parlamencie, tym lepiej. Niektórzy zasiedzieli się w Sejmie od 1989 roku - broni kolegów Sławomir Kopyciński z RPP. - Cały czas się uczą, mają potencjał. Gdyby porównać znajomość języków, to na pewno bylibyśmy jednymi z lepszych - zapewnia poseł Ruchu.
Młodzi do parlamentu
Według Kopycińskiego, tak niski wskaźnik osób z wyższym wykształceniem wynika z wieku posłów RPP. "Proszę sprawdzić, ilu jest w trakcie studiów" - mówi nasz rozmówca.
Sprawdzamy. W wieku studenckim, urodzony w 1988 roku, jest tylko jeden członek klubu RPP. Cała reszta mogła spokojnie skończyć studia już kilka lat temu. Część zdążyłaby nawet zrobić dwa tytuły magistra. Albo doktorat.
- Oczywiście, trzeba się uczyć, zdobywać wykształcenie, również formalne. Ale jakość szkół wyższych jest dzisiaj niska. Matura sprzed 15 lat była więcej warta niż dzisiejszy magister z wielu uczelni - sugeruje Kopyciński, według którego nie powinniśmy oceniać deputowanych po ich tytule naukowym. Poseł zapewnia też, że gdyby wziąć pod uwagę aktywność parlamentarną, to Ruch Poparcia byłby liderem.
Potrzebni nam niewykształceni posłowie?
- RPP jest odbiciem społeczeństwa, wiec są w nim też osoby bez ukończonych studiów. Bardzo dobrze, że reprezentujemy różne środowiska, taka różnorodność jest potrzebna - tłumaczy Kopyciński.
Czytaj blog Janusza Palikota
Wizję posła burzy jednak doktor Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego.
- Wszyscy cenimy sobie wykształcenie. Dzisiaj studia to już standard, nic specjalnego, ich nieukończenie może być dla posłów RPP kłopotliwe - ocenia politolog. - Poza tym, rzadko jest tak, by wyborca oczekiwał, że jego reprezentant będzie taki jak sam wyborca.
- To, że ten elektorat oczekuje zmian, niekiedy się buntuje, nie oznacza, że chce "lepperiady". Wręcz przeciwnie, wymaga dobrego przygotowania - tłumaczy dr Chwedoruk.
Z tym ostatnim, według eksperta, jest bardzo źle. - Ruch Poparcia ma rekordową liczbę osób nieprzygotowanych do wykonywania zawodu polityka, a dane o edukacji to jedno ze źródeł potwierdzających ten stan - twierdzi politolog, według którego można to tłumaczyć też tworzeniem partii ad hoc i na szybko.
Czego naprawdę oczekiwali wyborcy?
Budowanie ugrupowania w pośpiechu na pewno miało swoje negatywne skutki. Czy brak odpowiedniego zaplecza politycznego, w postaci kompetentnych posłów, to jeden z nich? Warto przy tym wspomnieć, że w potencjalnym rządzie (samodzielnym czy koalicyjnym) Palikot nie widział swoich parlamentarzystów, a niezależnych fachowców.
RPP miał być ruchem społecznym, a wyborcy w dużej mierze głosowali na lidera. De facto Ruch Poparcia stał się kolejną partią wodzowską, która opiera się na charyzmie przewodniczącego, a bez niego ma nikłe szanse na przetrwanie. Pytanie tylko - czy tego właśnie oczekiwali wyborcy Janusza Palikota?