nt_logo

"Bara bara" z jedynki to nic. Teraz w Simsach korzysta się z Tindera i można zastrzelić sąsiada

Zuzanna Tomaszewicz

14 sierpnia 2022, 09:39 · 5 minut czytania
W kuchni zaczyna palić się kuchenka, a ikonka budowy zostaje zablokowana. Musisz brać gaśnicę lub dzwonić na straż pożarną, bo inaczej spotkasz Mrocznego Kosiarza. Emocje sięgają zenitu. Wyłączasz grę, bo czasem to jedyne wyjście na uratowanie Sima. Ach te nostalgiczne wspomnienia z gry The Sims. W czwartej części, by cokolwiek poczuć, musisz albo opróżnić swoje kieszenie – albo zdać się na łaskę twórców modów. Bo to teraz oni kształtują obraz tej gry.


"Bara bara" z jedynki to nic. Teraz w Simsach korzysta się z Tindera i można zastrzelić sąsiada

Zuzanna Tomaszewicz
14 sierpnia 2022, 09:39 • 1 minuta czytania
W kuchni zaczyna palić się kuchenka, a ikonka budowy zostaje zablokowana. Musisz brać gaśnicę lub dzwonić na straż pożarną, bo inaczej spotkasz Mrocznego Kosiarza. Emocje sięgają zenitu. Wyłączasz grę, bo czasem to jedyne wyjście na uratowanie Sima. Ach te nostalgiczne wspomnienia z gry The Sims. W czwartej części, by cokolwiek poczuć, musisz albo opróżnić swoje kieszenie – albo zdać się na łaskę twórców modów. Bo to teraz oni kształtują obraz tej gry.
The Sims przejęły mody. Na graczach "bara-bara" nie robi już wrażenia. Fot. Youtube.com / kadr z gry The Sims
  • Pierwsza część gry The Sims ma już 22 lata. Symulator życia przebył długą drogę, stając się na rynku gier marką samą w sobie.
  • Ludzie kojarzą tytuł Electronic Arts z "bara-bara", powitaniem "sul sul" i kodem na pieniądze - "motherlode". Po latach gra doczekała się sporej społeczności moderatorów.
  • Dzięki modom do The Sims 4 nasze postaci mogą mieć miesiączkę, zainstalować na telefonie Tindera i zastrzelić sąsiada.
  • Fani oskarżają EA Games o tęczowy kapitalizm. W czwartej odsłonie można być m.in. osobą niebinarną. Gracze nie chcą płacić za materiały, które powinny pojawić się w podstawowej grze.

Nostalgia za The Sims

W pierwszej części The Sims, symulatora życia od Maxis, który miał swoją premierę w 2000 roku, było coś przyprawiającego małą mnie o dreszcze. Moment, w którym pierwszy raz zaniedbałam swojego Sima i pozwoliłam mu umrzeć (w kuchni), żyje w mojej pamięci gotowy na to, bym mogła się nim od czasu do czasu katować. W angielskim slangu takie wspomnienie ma nawet swoją nazwę - "core memory".

Czasy grania w Simsy na starym, jeszcze kanciastym pececie, należącym do mojego brata, prześladują mnie do dziś. To była pierwsza tak duża gra, w jaką miałam okazję "popykać". Na budowaniu domów i powstrzymywaniu Simów przed spaleniem się potrafiłam marnować kilka godzin tygodniowo (nie kilkanaście, bo rodzice nie pozwalali).

O tym, że opcja dialogowa "Bara-bara" kusiła jak zakazany owoc, nie wspomnę. Oczywiście w podstawówce interesowały mnie ważniejsze rzeczy, takie jak choćby zbieranie karteczek z "W.I.T.C.H" lub kolekcjonowanie nakrętek z Pokemonami po Mirindzie, ale simowy seks pod kołderką był dla dorastającego dzieciaka czymś cholernie intrygującym.

Irytujące dźwięki dzwoniącego telefonu z jedynki; ponura muzyka włączająca się, gdy na rogu ekranu wyskakiwało okienko ze skradającym się złodziejem; serce podchodzące do gardła przy scenach z duchami; telenowelowe lore z enigmatyczną Bellą Ćwir, siostrami Caliente i absztyfikantem Donem Lotario.

Fenomen Simsów wziął się stąd, że gra sprawnie bawiła się motywem deus ex machiny. Chciałeś udekorować dom, to dekorowałeś dom. Chciałeś, żeby Sim był niewierny, to aranżowałeś jego zdradę. Tytuł firmy Maxis dawał dowolność, którą inne gry nie mogły się pochwalić, choć sam także miał parę barier nie do pokonania.

Mogłeś grać fair i wysyłać Simów do pracy, żeby potem było ich stać na wybudowanie basenu z tyłu domu, ale mogłeś też zrobić z nich bezrobotnych bogaczy dzięki kombinacji klawiszy CTRL+SHIFT+C i kodowi na Simleony. Po The Sims 2 kod "motherlode" stał się najpopularniejszym cheatem w grze.

Jeśli oryginałom, a raczej grom podstawowym każdej części (mamy ich obecnie cztery, a piąta jest w planach) czegoś brakowało, to twórcy od początku łatali dziury dodatkami. Chciałeś stać się czarodziejem? Czary-mary, wyszedł dodatek "Abrakadabra". Chciałeś iść na uniwerek, ale dopiero zaczynałeś liceum? W dodatku "Na studiach" twój Sim mógł uczyć się na ostatnią chwilę do egzaminu (tego osobiście nikomu nie polecam).

Jasna i ciemna strona modów do The Sims - co się zmieniło?

Ze społeczności fanów The Sims (według wyliczeń Electronic Arts około 60 proc. graczy to kobiety) wyłoniła się dość spora grupa osób tworzących na boku mody do gry. Dzięki modom jesteśmy w stanie zrobić z naszej Simki Hermionę Granger, nadać jej twarzy realistyczną, porowatą teksturę i ubrać w różową sukienkę z "Harry'ego Pottera i Czary Ognia". To tylko przykład tzw. customizacji postaci (dostosowania wyglądu do naszego bohatera).

Mody, poprzez ingerencję w kod źródłowy gry, są na przykład zdolne zamienić Simów w żądnych krwi seryjnych morderców i okultystów, tnących sąsiadów piłą łańcuchową lub ostrzeliwujących przyjaciela karabinem maszynowym.

Gracze używają takich rozszerzeń choćby do streamowania w internecie rozgrywki zatytułowanej "Igrzyska śmierci". W jednym z takich filmików wśród Simów widać było m.in. Teda Bundy'ego i Jeffreya Dahmera. Pozostawię to bez komentarza.

Chcąc upodobnić grę do prawdziwego życia moderatorzy stworzyli nawet dodatek, który nie tylko wywołuje u Simów miesiączkę, ale może też doprowadzić bohaterów do poronienia. Wśród materiałów dostępnych do pobrania za darmo znajdziemy m.in. mod z aborcją, wszami łonowymi, one night standami, Tinderem i chorobami wenerycznymi.

Seria The Sims rozwija się nieprzerwanie od 22 lat. Dopiero po premierze czwartej części tytułu pojawiły się głosy krytyczne wobec twórców gry, a zwłaszcza wydawnictwa Electronic Arts słynącego z dodawania mikropłatności wszędzie tam, gdzie się tylko da. Płatne dodatki do czwórki (jest ich łącznie 34 - niedawno wyszło DLC "Licealne lata") zdaniem większości "konsumentów" nie są warte swojej ceny.

Jeżeli wpierw spojrzymy na dodatki proponowane przez twórców modów, które przenoszą do gry m.in. modne ubrania faktycznie noszone przez dzieciaki z pokolenia Z, a później zerkniemy na ofertę Maxisa, pełną brzydkich i nieestetycznych ciuchów rodem z sitcomu "Hannah Montana", przeżyjemy dysonans. Czy warto płacić prawie 200 złotych za coś, co jest gorsze jakościowo od darmowego kontentu stworzonego przez (najpewniej) amatora, samouka?

Część dodatków ma dużą zawartość, a część nie. Mechanika i bonusowe interakcje w stylu "idź na lekcje do szkoły" lub "bij się poduszką z Simem o imieniu XYZ" nie czynią z DLC The Sims 4 produktu, za który zapłaciłabym premierową cenę. Raczej poczekałabym na sezonową promocję, o ile w ogóle miałabym zamiar je kupować.

The Sims 4 - ceny i tęczowy kapitalizm

Wysokie ceny mogą wynikać z faktu, że The Sims nie doczekało się jak dotąd żadnej konkurencji w swojej lidze. Gracze (tutaj warto ponownie nazwać ich konsumentami), kupujący bez namysłu dodatki w dniu premiery też pokazują EA Games, że są gotowi ot tak pozbyć się z portfela paru stówek.

Amerykańskiego producenta, który od lat kojarzył się z inkluzywnością, oskarżono także o tzw. tęczowy kapitalizm i "obudzony marketing" (woke marketing). Zanim jednak do tego dojdziemy, dla niewtajemniczonych - w grze możemy stworzyć osobę transpłciową i niebinarną (poprzez zmianę zaimków w edytorze postaci).

Oprócz reprezentowania mniejszości seksualnych i płciowych widać, że Maxis wzięło sobie do serca także opinie m.in. osób czarnoskórych. Gdy wypuszczono czwartą część The Sims, w generatorze postaci dostępnych było zaledwie kilka odcieni ciemnej skóry. Z czasem to się zmieniło.

Reprezentacja ma znaczenie, ale — dla niektórych graczy — wszystko ma swoją cenę w kapitalizmie. EA zarzucono zarabianie na środowisku LGBTQ+ oraz Afroamerykanach. "Coś, co powinno być dodane od razu w chwili wyjścia The Sims 4, teraz jest traktowane jako reklama i dodatek"; "Nie powinieneś płacić, żeby czuć się reprezentowany w tej grze"; "Powinniśmy mieć podstawowy poziom reprezentacji kulturowej BEZ płacenia za niego. Cieszę się, że w ogóle istnieje, ale paywall jest obrzydliwy" – czytamy na Reddicie.

Fenomen The Sims 4 napędzany jest teraz przez twórców modów (jak "Skyrim"), a nie materiały dodatkowe wypuszczane pod znakiem EA. Role się odwróciły. Ciekawe, czy EA wyciągnie z tego jakieś wnioski. Może tryb multiplayer odświeżyłby formułę.