- Gdyby chcieć iść dalej w proponowaną przez te środowiska retorykę, to ja nie będę wahał się mówić, że partyjny aparatczyk Leszek Miller jest nowym Stalinem, a wywrotowy ideolog Janusz Palikot - nowym Trockim - mówi Artur Zawisza w rozmowie z portalem Fronda o porównywaniu dzisiejszej skrajnej prawicy z Eligiuszem Niewiadomskim, mordercą prezydenta Gabriela Narutowicza. Jednocześnie polityk sugeruje, że endecki zamachowiec nie powinien być oceniany jednoznacznie.
W najbliższą niedzielę polska lewica łączy się kolejny raz pod hasłem sprzeciwu wobec faszyzowaniu się skrajnej prawicy. Przewodniczący SLD Leszek Miller i Janusz Palikot ze swoim Ruchem uznali, iż najlepszą okazją ku temu będą obchody rocznicy zamachu na pierwszego prezydenta II RP Gabriela Narutowicza. Ma być to swego rodzaju lewicowa odpowiedź na Marsz Niepodległości, który środowiska konserwatywne zorganizowały w Święto Niepodległości. A zdaniem nowego lidera prawej strony polskiej sceny politycznej Artura Zawiszy, to dowodzi, iż SLD i Ruch Palikota zrównują jego środowisko z mordercą Narutowicza, Eligiusza Niewiadomskiego.
W rozmowie z portalem Fronda.pl Artur Zawisza przytakuje słowom dziennikarki, która sugeruje, iż lewicy "nie chodzi o uczczenie pamięci prezydenta Narutowicza, ale pokazanie, że narodowcy mogą się kiedyś posunąć do tego, że pójdą strzelać do Tuska albo Komorowskiego". - Gdyby chcieć iść dalej w proponowaną przez te środowiska retorykę, to ja nie będę wahał się mówić, że partyjny aparatczyk Leszek Miller jest nowym Stalinem, a wywrotowy ideolog Janusz Palikot - nowym Trockim - mówi lider narodowców.
Pytany o ocenę czynu Eligiusza Niewiadomskiego, który 16 grudnia 1922 roku w warszawskiej Zachęcie zastrzelił Gabriela Narutowicza, Zawisza daleki jest jednak od potępiania szalonego nacjonalisty z lat 20-tych.
- Sam Eligiusz Niewiadomski powinien być, i poniekąd już jest, przedmiotem dociekań historycznych. Są rzeczywiście tacy, którzy patrzą na niego z wielką życzliwością. Są także tacy, jak Leszek Miller i Janusz Palikot, którzy nie prowadząc dywagacji historycznych, potępiają go w czambuł. Są wreszcie tacy, którzy stawiają tezę o chorobie psychicznej Eligiusza Niewiadomskiego. Ja nie chcę tej trzeciej tezy wspierać, ale warto także zauważyć, że rzeczywistość historyczna bywa skomplikowana, a upraszczanie jej przez starych komunistów oraz neokomunistów nie jest dobrym sposobem debaty publicznej - tłumaczy.
Artur Zawisza w rozmowie z portalem Fronda podkreśla także, iż Narutowicza jako głowę państwa krytykowało przecież wówczas wielu Polaków. - Niewątpliwie, wybór Narutowicza był negatywnie oceniony przez polską większość w ówczesnej Rzeczypospolitej. [...] Głosy mniejszości narodowych zdecydowały o wyborze Narutowicza i to stało się kamieniem obrazy. Ówczesna narodowa prawica traktowała Gabriela Narutowicza, mutatis mutandis, jak dzisiaj środowiska Prawa i Sprawiedliwości traktują Bronisława Komorowskiego - ocenia polityk. Popularny konserwatysta dodaje jednak, że "czyn Eligiusza Niewiadomskiego był działaniem całkowicie indywidualnym" a endecy nigdy się pod nim nie podpisali.