Lewicka: Przeżyjmy to jeszcze raz, czyli jak PiS przeniósł nas w ostatnią dekadę PRL-u
Karolina Lewicka
22 sierpnia 2022, 10:23·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 22 sierpnia 2022, 10:23
Śnieg zaczął padać w sylwestrowy wieczór. Padał nieprzerwanie przez kilkadziesiąt godzin, odcinając niektóre miejscowości od świata. Tak zaczynał się rok 1979 i zima stulecia.
Reklama.
Reklama.
Dwa miesiące później, po kolejnych intensywnych opadach, kiedy usiłowało kraj odśnieżyć ponad pół miliona osób, doszło do wybuchu w warszawskiej Rotundzie - wskutek mrozu i ruchów podłoża pękła kopuła zaworu gazu. Zginęło 49 osób.
Michał Ogórek napisze później, że w „w lutym 1979 roku czuło się atmosferę schyłku. Kraj pogrążył się w chaosie zimy stulecia. Tragedia w Rotundzie znakomicie wpisywała się w ten nastrój”. Wtórował mu Tomasz Jastrun, według którego „panowało powszechne oczekiwanie zmian. Przekonanie, że tak dłużej być nie może i coś się zdarzy. Poprzedzały je znaki. Jednym z nich był wybuch w Rotundzie”.
Ekologiczna katastrofa Odry też jest takim znakiem schyłkowej fazy rządów obecnej ekipy Jarosława Kaczyńskiego. Etapem, kiedy już wszystko rozłazi się w rękach lub z tych rąk wypada. Przejęli państwo na własność i zmarnowali. Leży ono i kwiczy. To identycznie, jak u komunistów.
W 1989 roku oddawali narodowi państwo-bankruta, niewydolne i niewypłacalne. Stan gospodarki tamtego państwa dobrze obrazują słowa Jerzego Osiatyńskiego, które padły na drugim posiedzeniu rządu Tadeusza Mazowieckiego: „jakby tutaj było w całym kraju olbrzymie trzęsienie ziemi albo jakby było tuż po wojnie”
PiS zmierza w tym samym kierunku - by w masie spadkowej dla następców było wiele po stronie „winien”, ale zero po stronie „ma”. By potencjalni następcy potknęli się zaraz na początku o wyzwania niewidziane od trzech dekad. Wówczas, kiedy oni będą dźwigać państwo z upadku, do którego PiS je doprowadził, ów PiS będzie się tuczył społecznym niezadowoleniem, które musi zostać wygenerowane na tym trudnym etapie odbudowy.
Postkomuniści też zbudowali się na kosztach, jakie Polacy ponosili po transformacji, za te dekady niewydolnej gospodarki centralnie sterowanej. I w 1993 roku triumfalnie wrócili do
władzy, choć już w zupełnie innym systemie. W rzece jak w lustrze zobaczyć możemy słabość tego państwa, które od siedmiu lat czyniono rzekomo silnym. Jego nieudolność, bezradność, a jeszcze wcześniej brak zainteresowania problemem, kompletną dezynwolturę.
Bo państwo, które nam urządził Kaczyński nie potrafi rozwiązywać problemów, ono je tylko stwarza. To też identycznie jak PRL.
I identycznie, jak w czasach słusznie minionych, zareagowano na tę katastrofę. Udawano, że jej nie ma. Bagatelizowano ją. Nie ostrzeżono ludzi.
Kiedy w 1986 roku doszło do wybuchu w Czarnobylu, a dwa dni później, 28 kwietnia, także w Polsce odnotowano drastyczne podniesienie wskaźników radioaktywności powietrza, ówczesne władze nie poinformowały społeczeństwa, nie przedsięwzięły natychmiastowych środków zapobiegawczych, tylko zachęcały gromko do tłumnego udziału w pochodach
pierwszomajowych.
Teraz wiceminister infrastruktury Grzegorz Witkowski deklarował, że rzeka jest bezpieczna i że sam się w niej wykąpie. Władze twierdziły, że nic złego się nie dzieje, alerty zostały wysłane z mocnym opóźnieniem. „Po co babcię denerwować, niech się babcia cieszy” - to, co Wojciech Młynarski stworzył i pierwszy raz zaśpiewał w latach sześćdziesiątych, pasuje jak ulał i dziś.
Było też coś symbolicznego w kilkudziesięciosekundowym wystąpieniu prezesa PiS w szczycie tego rzecznego kryzysu, absorbującego masową wyobraźnię wyborców we wszystkich partyjnych bańkach, podczas którego do Odry nie odniósł się ani słowem i zachęcił do głosowania na Marka Wesołego, kandydata na prezydenta Rudy Śląskiej.
Pytano, czy Jarosław Kaczyńskistracił słuch społeczny, ale przecież prezes zawsze mówi wyłącznie o tym, co go interesuje, czyli o władzy, choćby chodziło zaledwie o jedno stutysięczne miasto.
Wojciech Jaruzelski też w latach 80. mówił o tym, co go obchodziło, a nie o palących problemach Polski. Po powrocie ze spotkania z Leonidem Breżniewem na Krymie, opowiadał rodakom, pogrążonym w mroku stanu wojennego i gospodarczego kryzysu, że „we wszystkich zasadniczych dziedzinach umacniają się więzi polsko-radzieckie”.
To było dla tej władzy ważne, bo Moskwa była gwarantem ich trwania. Dla PiS-u najważniejszy jest wyborczy wynik, każdy. Więc nie ma się co dziwić Kaczyńskiemu. Jego Polska nie interesuje, jego obchodzi tylko władza nad nią.
Odra wykazała też, jak niewydolny jest system obsadzony przez kumotrów, którzy ani nie potrafili katastrofie zapobiec, ani odpowiednio na nią zareagować, zajmując się wówczas szukaniem winnych w Berlinie i wśród opozycji.
Jak ulał pasuje do nich opinia wyrażona przez Michała Dworczyka pod adresem Andrzeja Adamczyka, ministra infrastruktury, o której dowiadujmy się z upublicznianych od ponad roku maili ze skrzynki szefa KPRM: „Takiej tępoty, połączonej z niekompetencją, bezinteresownym szkodnictwem lub zawiścią, zakłamaniem i zwykłym łajdactwem dawno nie widziałem”.
Sami rządzący zdają sobie sprawę, jacy są i kim są ludzie wokół nich.
Jest to istna peerelowska nomenklatura - obsadzanie wszelkich kierowniczych stanowisk przez partię, głównie podług jednego kryterium: lojalności nominowanych wobec tejże partii. Kompetencje, doświadczenie - to bez większego znaczenia. Na ten element zwrócił baczną uwagę brytyjski filozof Bertrand Russell, który w 1920 roku ruszył w podróż do Rosji radzieckiej, a nawet spotkał się osobiście z Leninem, by po powrocie, w książce „Teoria i praktyka bolszewizmu”, zanotować, że nowe państwo działa wyłącznie w interesie partii bolszewickiej. Stąd konieczność obsadzenia wszystkich ważnych stanowisk w państwie „swoimi”.
Ów model radziecki był później wzorcem dla wszystkich państw bloku wschodniego. A od 2015 roku także dla Kaczyńskiego. Kaczyński - nieustannie wzorując się na komunistach, bardzo ubolewał, całe lata 90. i później, że III RP nie rozliczyła ich jak należy za ich zgubną dla państwa i narodu działalność.
Pozostaje mieć nadzieję, że jeśli obecna opozycja weźmie władzę, to nie będzie rekonstruować jak prezes PiS przeszłości, tylko pociągnie do odpowiedzialności politycznej i/lub karnej tych, którzy od siedmiu lat niszczą i rozkradają Polskę. Bo brak takich rozliczeń oznacza rychłą recydywę.