Z jego książek uczyły się tysiące młodych ludzi, polecali je nauczyciele w szkołach i wykładowcy na uczelniach. Roszkowski to było coś, historyczna i podręcznikowa "firma", zwłaszcza gdy po upadku PRL-u nic innego nie było. Aż żal patrzeć, co dzieje się z nim teraz. Ci, co kiedyś bardzo cenili profesora i szanowali jego dorobek naukowy, nie mogą uwierzyć.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Grzegorz Jeziorski studiował historię w latach 90. i jak wszyscy wtedy korzystał z podręcznika prof. Wojciecha Roszkowskiego. Do dziś ma w domu jego książki – również te pisane pod pseudonimem jako "Andrzej Albert", które były dostępne w latach 80. w tzw. "drugim obiegu".
– Jego "Historia Polski" była wtedy jednym z najbardziej polecanych na studiach podręczników nowej generacji. Mimo pewnych przejaskrawień uważam, że była obiektywna – wspomina.
Potem sam, jako nauczyciel historii i WOS, polecał książki Roszkowskiego swoim uczniom. Jednak zastrzega, że tak było jeszcze kilka lat temu. – Nawet udostępniałem swoje podręczniki, przynosiłem je na lekcję, polecałem je, jak uczniowie pisali referat na jakiś temat. Czasem czytaliśmy fragmenty na lekcji. W tej chwili już się to nie zdarza – opowiada.
Dziś czuje rozczarowanie, zawód, zniesmaczenie. Najnowszego podręcznika Roszkowskiego absolutnie nie wybrał. – Nie spodziewałem się, że osoba, która ma określony dorobek naukowy i zasłużyła na szacunek swoimi dokonaniami, potrafi to wszystko zepsuć. W imię czego? Ideologii? Bieżących korzyści? Nie wiem – zastanawia się.
Grzegorz Jeziorski już miał tak z prof. Ryszardem Terleckim, historykiem, wicemarszałkiem Sejmu, którego dorobek naukowy kiedyś cenił.
– Wszystko pękło. Już pierwsze jego działania zachwiały moim szacunkiem wobec jego dokonań. W identyczny sposób zaczynam traktować prof. Roszkowskiego. Nie można powiedzieć, że nic nie zrobili. Ich książki nie są złe, na pewnym etapie swojej pracy naukowej zapisali się pozytywnie w naszej historiografii. Ale ich dorobek został przysypany śmieciami – uważa.
"Książka bardzo upolityczniona"
Prof. dr hab. Wojciech Roszkowski – rocznik 1947, historyk i ekonomista, autor licznych publikacji, były prorektor SGH i były dyrektor Instytutu Studiów Politycznych PAN – dziś postrzegany jest głównie przez pryzmat swojego najnowszego, powszechnie krytykowanego podręcznika do przedmiotu Historia i Teraźniejszość, na który spadają gromy.
W kolejnych miastach samorządowcy apelują, by szkoły nie przyjmowały tego podręcznika. Buntują się nauczyciele. Za słowa o "hodowli dzieci" pojawiają się pozwy sądowe. A z drugiej strony na prawicy krzyczą: "Brońmy prof. Wojciecha Roszkowskiego. Nie pozwólmy na cenzurę". W internecie powstała nawet petycja w jego obronie. Cały kraj mówi o nim i jego podręczniku. Wytykane są błędy i jego subiektywne opinie.
Historyk starszej generacji, znajacy prof. Roszkowskiego od okolo 30 lat, który zna całość podręcznika do HiT z internetu, ocenia: – Przede wszystkim ta książka jest bardzo upolityczniona. Nie tyle dlatego, że historia polityczna przeważa w niej, ale jest politycznie "ukierunkowana" i to ekskluzywnie: kto nie z nami ten wróg lub zdrajca. Także ogląd Europy jest jak z aktualnych pisowskich "przekazów dnia".
Według niego przesłanie książki jest radykalnie katolickie, co – jego zdaniem – nie dziwi, gdyż autor był zawsze gorliwym chrześcijaninem. – Ale wątki religijne i wyznaniowe są w niej wszechobecne. Obecność wielu drugorzednych jest raczej zbędna. Roszkowski jak myśli, tak napisał. Ale to nie może być podręcznik szkolny w dzisiejszej Polsce. Zwłaszcza jedyny – tak uważa.
"Uczyłam się na pana podręcznikach"
Przez to dzieło, które wywołało ogólnonarodową burzę, dla niektórych prof. Roszkowski spadł z jakiegoś piedestału. A przynajmniej wywołując niedowierzanie, bo mnóstwo ludzi pamięta czasy, gdy uczyło się z jego książek. "Uczyłam się na Pana podręcznikach historii, był pan autorytetem. Wstyd!" – to jeden ze wpisów internetowych.
A podobnych wspomnień jest dużo więcej: "Z książek prof. Roszkowskiego uczyłem się w czwartej, piątej i bodajże szóstej klasie podstawówki oraz później na studiach w czasie ćwiczeń z historii Polski – bardzo dobre podręczniki", "Sam w liceum się uczyłem do olimpiady historycznej z podręcznika Roszkowskiego, który polecali mi wszyscy, łącznie z innymi profesorami", itp.
– Przez wiele lat największym atutem jego podręcznika o historii Polski od 1914 roku było to, że był wtedy jedynym, który radykalnie zrywał z gloryfikacją PRL. Także jedynym, który obejmował całość najnowszej historii, od Legionów poczynając. Pod względem, jeśli można tak powiedzieć, literackim był to dosyć monotonny, szczegółowy wykład faktograficzny. Trochę jak połączenie książki telefonicznej z rocznikiem statystycznym. Było to jednak nowe, świeże, choć bynajmniej nie nowatorskie metodologicznie czy warsztatowo – ocenia historyk, który zna prof. Roszkowskiego.
Ale, jak dodaje, książka cieszyła się uznaniem jako pierwsza historia Polski w normalnym obiegu, która nie była skomunizowana: – Samo to było świeżym oddechem, nowym światem dla wielu osób, które po raz pierwszy mogły obcować z nieskomunizowaną historią. Ci, którzy z tej książki dowiadywali się o II Rzeczypospolitej, o AK, o 1956 roku, którzy się z niej uczyli, dobrze ją zapamiętali.
To zderzenie z tym, co było kiedyś, a jak jest dziś, jest chyba dla wielu najbardziej nieprzyjemnym i zdumiewającym zgrzytem.
Ostro podsumował to m.in. Marek Migalski:
"Uważałem go za wielki autorytet"
Artur Sierawski, historyk z Warszawy, wielokrotnie korzystał z publikacji prof. Roszkowskiego. W szkole średniej, gdy sam był uczniem. I na studiach historycznych, gdy często po nie sięgał, bo Roszkowski zajmował się XX wiekiem, a on pisał z tego okresu pracę magisterską.
– Ceniłem jego publikacje, one zawsze były bardzo merytoryczne. Do tej pory uważałem prof. Roszkowskiego za wielki autorytet w dziedzinie historii i publikacji. Zajmował głos w różnych dyskusjach historycznych, był dobrym merytorycznym głosem, ale przede wszystkim był też wykładowcą, który jednak stronił od politycznych kwestii. W jego wypowiedziach nie spotkałem się z silnym ukierunkowaniem politycznym. I nagle taka zmiana? Nie mam pojęcia, co się stało. Dla mnie, jako dla historyka, był to wielki szok i zaskoczenie, że zgodził się coś takiego napisać i napisał taki gniot – mówi.
Zaznacza, że nie ma takiej opcji, by korzystał z podręcznika Roszkowskiego do HiT.
"Doceniałem jego rzetelność"
Prof. Tomasz Nałęcz, historyk, wykładowca uniwersytecki, były wicemarszałek Sejmu i doradca prezydenta RP przyznaje, że sam go cenił.
– Był jednym z najważniejszych edukatorów historycznych młodego pokolenia. Nie znałem go do lat 90. Choć oczywiście też pozostawałem pod urokiem profesjonalizmu i kompetencji jego publikacji. Doceniałem jego rzetelność, szacunek dla źródeł, profesjonalność i bezstronność wywodu, dystans do opisywanych wydarzeń. Czyli wszystkie te cechy, które w obecnym jego pisarstwie są całkowicie nieobecne – mówi.
Prof. Nałęcz wspomina, że na historii XX-wiecznej Polski prof. Roszkowskiego rzeczywiście wychowało się całe pokolenie studentów – w latach 90. i w latach 80., kiedy książka ukazywała się w drugim obiegu, zwalczanym przez komunistyczne władze i tylko wtajemniczeni wiedzieli, że Andrzej Albert to on.
– To była lektura obowiązkowa dla każdego bardziej ambitnego studenta. Sam ją polecałem moim studentom na uniwersytecie. Młodzież szkół średnich miała wtedy utrudniony dostęp do tej lektury i to nie formatowało tej generacji. Natomiast taki rząd dusz – w dobrym tego słowa znaczeniu – prof. Roszkowski sprawował, poczynając od początku lat 90., kiedy w szkołach średnich masowo używany był jego podręcznik napisany wspólnie z Anną Radziwiłł, zalecany przez władze nowej Polski jako pomoc dydaktyczna – mówi.
Prof. Roszkowski jako europoseł
A potem zaczęła się polityka. – Prof. Roszkowski związał się z PiS. Myślę, że z jak najbardziej ideowych pobudek uznał, że to, co robią PiS i Jarosław Kaczyński, to rzecz najlepsza dla Polski. Stał się jednym z heroldów tej formacji, w skrajnym, radykalnym wydaniu – mówi prof. Nałęcz.
W 2004 roku Roszkowski został europosłem. Była to pierwsza kadencja polskich europarlamentarzystów.
"Głównym celem wystąpień Profesora Roszkowskiego w Parlamencie Europejskim była walka o życie nienarodzonych. Wielokrotnie ścierał się na jego forum w tej sprawie, wykazując hipokryzję i niekonsekwencję środowisk wspierających prawo do zabijania dzieci, nieraz w sposób drastyczny" – można przeczytać w treści laudacji wygłoszonej 5 czerwca 2018 roku zebraniu TN KUL z okazji wręczenia prof. Roszkowskiemu Nagrody im. Księdza Idziego Radziszewskiego.
Jej autor, historyk Paweł Ukielski, przytoczył w niej wiele wypowiedzi profesora z forum PE. Na przykład taką: – Mówi się o bezpłodności, a nie mówi się o tym, że głównym powodem spadku liczby ludności w Europie jest aborcja. W ostatnim półwieczu dokonano w 27 krajach członkowskich około 75 milionów aborcji. Gdyby nie to, ludność Unii Europejskiej byłaby o 15 proc. wyższa i nie mielibyśmy kryzysu.
"Ceniłem prof. Roszkowskiego"
W ostatnich latach dużo był obecny w mediach. Prof. Nałęcz przez lata często spotykał się z prof. Roszkowskim podczas wspólnych debat, do których obaj byli zapraszani przez media. Zna go osobiście, choć nigdy nie należał do kręgu jego znajomych.
– Zawsze ceniłem sobie te dyskusje. Nigdy nie myśleliśmy identycznie, bo – zwłaszcza po latach 90. – należeliśmy do innego środowiska. Ale zawsze ceniłem prof. Roszkowskiego i wręcz cieszyłem się na spotkania z nim. Jak to się zmieniło, nich najlepiej świadczy fakt, że dzisiaj pewnie nie przyjąłbym zaproszenia do debaty z nim, a pewnie i on ze mną. To pokazuje, jak dramatycznie zmieniła się dzisiejsza Polska – mówi naTemat.
Co by mu powiedział, gdyby jednak doszło do takiego spotkania?
– Jestem historykiem II Rzeczypospolitej, wtedy ogromną popularnością cieszyło się pisarstwo Zofii Nałkowskiej, która była mistrzynią w opisywaniu ludzi zdradzających swój wcześniejszy życiorys. Do opisania drogi życiowej Roszkowskiego Nałkowska świetnie by się nadawała. Powiedziałbym mu: Panie profesorze, może warto, by do poduszki sięgnął Pan po powieści Nałkowskiej i zastanowił się, czy podobnych zachowań nie może Pan odnaleźć w swojej drodze życiowej – mówi prof. Nałęcz
Po tym wszystkim człowiek już inaczej patrzy na takiego naukowca. Rodzą się dystans i niesmak. Nie chcę mu umniejszać tego, co dokonał przed publikacją nieszczęsnego podręcznika. Nie można tego przekreślać. Natomiast myślę, że w oczach wielu naukowców, historyków, publicystów, profesor bardzo mocno stracił. Spadła jego wiarygodność, autentyczność jako badacza i profesora niezależnego. Pisząc taki podręcznik ewidentnie określił się po jednej ze stron.
Artur Sierawski
nauczyciel historii
Sam jestem historykiem. Wiem, jak ludzie potrafią się zmieniać pod wpływem czasu, okoliczności, zmian osobowościowych. Trudno nie dostrzec tego procesu, wręcz rewolucyjnego, w zachowaniach i publikacjach prof. Roszkowskiego.
prof. Tomasz Nałęcz
Historyk
Prof. Roszkowski wniósł do niego gruntowną, solidną i rzetelną znajomość epoki, natomiast Anna Radziwiłł – świetna nauczycielka historii, wiceminister edukacji narodowej w pierwszej połowie lat 90. – dopełniła wywody Roszkowskiego niezbędną fachowością dydaktyka. Rzadkością są uczeni, którzy potrafią napisać dobry podręcznik szkolny i moim zdaniem prof. Roszkowski do tego grona nie należał. Celność i klasę podręcznika z lat 90. gwarantowała Anna Radziwiłł.