– Nie macie starówki i zabytków, za to dużo kompleksów – oskarża Gdańsk. – Jesteście niemieckim miastem, a obecni mieszkańcy to ludność napływowa. Niesłusznie zadzieracie nosa – ripostuje Gdynia. Jakie są powody wzajemnej niechęci mieszkańców Trójmiasta?
Po co jest Sopot? Żeby w Gdyni Gdańskiem nie śmierdziało. CZYTAJ WIĘCEJ
Gdańsk nie jest polski.To Szwedzko-niemieckie miasto gdzie mieszkają Ukraińcy przywiezieni z wiosek pod Lwowem. CZYTAJ WIĘCEJ
To tylko kilka pierwszych z brzegu wypowiedzi, którymi raczyli się nawzajem mieszkańcy Gdyni i Gdańska pod całkiem niewinnym tekstem opublikowanym na stronie Trojmiasto.pl. Krótki artykuł przypominał, że herb Gdyni, czyli “waleczne ryby”, ma już 33 lata.
Ta lakoniczna informacja wystarczyła jednak, aby internauci rozpętali dyskusję pełną złośliwości, epitetów i żarcików, w których mieszała się polityka, historia, demografia, i ekonomia. Pojawiały się “argumenty” o dziadku w Wehrmachcie, śledziach, bosych Antkach zza Bugu, rolmopsach i wiele innych.
"Burłacy ciągnący na linie samolot Plichty"
– Jeśli to pana dziwi, to chyba rzadko bywa pan na trójmiejskich portalach – mówi mi Joanna Grajter z gdyńskiego Urzędu Miasta. – Antagonizmy są w Trójmieście od bardzo dawna. Niektórzy mówią, że to spadek z czasów przedwojnia, gdy Gdańsk był niemiecki, a Gdynia polska, inni z kolei, że to efekt czarnego PR-u antygdyńskiego. Ale tak naprawdę to po prostu dziecinada i takie podszczypywanie się po łydkach, jak to na forach – mówi Grajter.
Dr Lesław Michałowski, socjolog z UG twierdzi, że antagonizmy pomiędzy miastami w ostatnim czasie zdają się być wyraźniejsze, niż choćby 10 lat temu. – Mam wrażenie, że wzajemna niechęć z dużą siłą ujawniła się wraz z rozprzestrzenianiem się dostępu do Internetu i wykorzystywaniem go jako lokalnego forum do wyrażania opinii. Wcześniej również była obecna choć zdecydowanie na mniejszą skalę, przede wszystkim jednak nie była tak jawna. Dziś fora internetowe i lokalne serwisy informacyjne są pełne złośliwych, niechętnych wpisów gdańszczan i gdynian. To podsyca konflikt – mówi dr Michałowski.
"Plebs i gomora.Taka prawda."
Co zarzucają sobie nawzajem mieszkańcy obu miast? Wielopokoleniowa Gdynia naśmiewa się z faktu, że gdańszczanie to ludność napływowa, na co Gdańsk ripostuje: “nie macie starówki i wasze miasto liczy sobie kilkadziesiąt lat”. Niektórzy komentatorzy podkreślają też, że Gdynia tęskni za swoją wyjątkową pozycją, jaką miała przed wojną jako najważniejsze polskie miasto portowe – dziś żyje nieco w cieniu Gdańska.
Wydaje się więc, że sprawa jest nieco poważniejsza i nie można jej sprowadzać tylko do złośliwości, które ujawniają się forach. Wzajemna niechęć między mieszkańcami Gdyni i Gdańska często przybiera bardzo konkretne kształty: od zadym z udziałem kiboli Arki i Lechii po konflikty lokalnych władz w takich sprawach, jak kolej metropolitalna lub port lotniczy w Gdyni.
– My zawsze wychodzimy z propozycjami wspólnych inicjatyw, a Gdynia zawsze woli osobno – twierdzi Antoni Pawlak, rzecznik prasowy prezydenta Gdańska. – Tak właśnie było np. w przypadku kilku międzynarodowych imprez targowych przed 2 laty – dodaje. Tłumaczy, że gdynianie nie chcą wchodzić z silniejszym Gdańskiem w alianse, bo boją się utraty swojej tożsamości. Pawlak dodaje też, że sprawy nie można sprowadzać jedynie do samorządowych potyczek. – Są animozje, jest też pewna odrębność . Ja w czasach studenckich w Gdyni byłem może ze 3 razy. Nie miałem interesu, żeby tam jeździć. Nie mam tam rodziny, nie ma tam też chociażby zabytków, które chciałbym oglądać. Ale nie ma we mnie niechęci – zastrzega pospiesznie.
Joanna Grajter z gdyńskiego ratusza również stara się bagatelizować problem. – My się tu bardzo lubimy, realizujemy razem wiele ważnych projektów – od współpracy w zakresie gospodarki odpadami po ścieżki rowerowe i system inteligentnego zarządzania ruchem – opowiada rzeczniczka. W miarę rozmowy okazuje się jednak, że w relacjach między samorządowcami jest co najmniej kilka punktów zapalnych.
"Centrum Gdyni wygląda jak Stalingrad"
– Gdy kilka lat temu powstał projekt kolei metropolitalnej, która miała połączyć oba miasta z Kaszubami, Gdańsk zdecydowanie potępił ten pomysł – podkreśla Joanna Grajter. Podkreśla też, że władze gdańska nie mogą pogodzić się z ideą nowego gdyńskiego lotniska. – Odkąd zostało ono zamienione z wojskowego na cywilne, ciągle wzbudza emocje. Tymczasem jest trzy razy większe od lotniska w Gdańsku, a także lepiej od niego położone. Znajduje się nad samym morzem, podczas gdy gdańskie leży w naturalnej niecce, w której często gromadzą się mgły – podkreśla.
Dr Michałowski twierdzi, że ogólnie konflikty pomiędzy miastami nie są czymś osobliwym, najczęściej zdarzają się, gdy sąsiadujące ze sobą miasta o porównywalnym potencjale zaczynają konkurować o zasoby, wpływy czy znaczenie. W przypadku konfliktu pomiędzy Gdańskiem a Gdynią wygląda to trochę inaczej – ma on bardziej charakter konfliktu słabszego z silniejszym. – Gdańsk – powiada dr Michałowski – jako ten "silniejszy", funkcjonuje w świecie swoich własnych problemów, nie ogląda się za bardzo na innych – mówi.
Czytaj też:Wakacje z psem? On wybrałby plażę w Gdyni
Socjolog dodaje też, że część mieszkańców Gdyni ma natomiast poczucie życia w cieniu "większego brata", w związku z czym nieustannie się z Gdańskiem porównuje i na wynikach tego porównania (szczególnie tych korzystnych dla nich) buduje swoje pozytywne nastroje.
"Zwykłe śledzie"
Owe pozytywne nastroje znajdują swoje potwierdzenie także w poważnych, socjologicznych analizach. Joanna Grajter cytuje badania prof. Czapińskiego, z których wynika, że aż 41% mieszkańców Gdyni jest zadowolona ze swojego miejsca zamieszkania. To jeden z najwyższych wyników w kraju.
Komentując wyniki badania Joanna Grajter mówi: – Ze względu na nasz herb gdańszczanie nazywają nas śledziami, a na Gdynię mówią śledziowo. Jeśli już ma tak być, to muszę dodać, że jesteśmy “dumnymi śledziami”. O drapieżnych zębach – śmieje się rzeczniczka.
*Śródtytuły w tekście pochodzą z komentarzy internautów pod artykułem na stronie trojmiasto.pl
My zawsze wychodzimy z propozycjami wspólnych inicjatyw, a Gdynia zawsze woli osobno.
Joanna Grajter
Rzeczniczka gdyńskiego Urzędu Miasta
Ze względu na nasz herb gdańszczanie nazywają nas śledziami, a na Gdynię mówią śledziowo. Jeśli już ma tak być, to muszę dodać, że jesteśmy “dumnymi śledziami”. O drapieżnych zębach.