Gdańsk już nie pozwala mieszkańcom jeździć po centrum szybciej, niż z prędkością 30 km/h, od 1 października takie ograniczenia wprowadzi też Sopot. Tego samego domagają się też mieszkańcy Gdyni. Wkrótce największe metropolie czeka spowolnienie? – Wprowadzenie takiego ograniczenia może jedynie zwiększyć liczbę mandatów – uważają eksperci, którzy monitorują korki.
Strefa "Tempo 30" to nowy pomysł na poprawę bezpieczeństwa w miastach. Władze metropolii wyznaczają kwartał ulic w śródmieściu i ustanawiają tam ograniczenie prędkości do 30 kilometrów na godzinę. Taka strefa już funkcjonuje w Gdańsku, od 1 października zamierza wprowadzić ją też Sopot, a o podobnych rozwiązaniach myślą również inne miasta. To upragnione panaceum na problemy miejskiej komunikacji, czy kolejne bezsensowne ograniczenie?
W Gdańsku 20 proc. dróg
Gdańska strefa spowolnionego ruchu funkcjonuje już półtora roku i obejmuje 340 km dróg, czyli ok. 20 proc. wszystkich w mieście. Strefa obejmuje Główne, Stare i Dolne Miasto, ograniczenia obowiązują też dla ulic Nowe Ogrody i Wyspy Spichrzów. A urząd planuje poszerzyć strefę o kolejne obszary. Strefa ma objąć 80 proc. obszaru Gdańska.
Zdaniem Remigiusza Kitlińskiego, gdańskiego oficera rowerowego, którego cytuje serwis trojmiasto.pl, strefy ograniczonej prędkości nie tylko udrożniają ruch, ale także gwarantują większe bezpieczeństwo.
– Chodzi o ochronę potencjalnych ofiar wypadków drogowych. I tak w przypadku możliwej bezpośredniej kolizji niechronionego uczestnika ruchu drogowego z pojazdem bezpieczna prędkość nie powinna przekraczać 30 km/h – tłumaczy Mikołaj Krupiński z Instytutu Transportu Samochodowego.
Mieszkańcy chcą, urzędnicy wątpią
– Nasze plany dotyczą kwartału ścisłego centrum. Sopot jest bardzo specyficznym miastem, w śródmieściu jest zwarta zabudowa, wiele ulic jest jednokierunkowych. Niemal cały rok jest tam duży ruch pieszych i rowerzystów – wyjaśnia Magdalena Jachim z sopockiego ratusza.
Miasto już przeprowadziło pilotaż projektu – ograniczenie dopuszczalnej prędkości wprowadził w pasie nad morzem. – Żeby kierowcy mieli świadomość, że to nie jest droga ekspresowa, ale deptak pełen turystów, dzieci – mówi Magdalena Jachim.
Urzędniczka przekonuje, że w strefie nie zostaną zainstalowane fotoradary, a miasto postawi na wyrywkowe kontrole i akcję edukacyjną kierowców. Ograniczenia w centrum Sopotu mogą zostać wprowadzone już od 1 października. W tej chwili trwają w tej sprawie konsultacje.
Tego samego domagają się także rowerzyści z Gdyni. Póki co w ratuszu nie ma nawet takiego projektu, ale władze miasta zapewniają, że jeśli się pojawi, zostanie poddany pod konsultacje.
Zdaniem Joanny Grajter z gdyńskiego ratusza, takie rozwiązania mają niewielkie szanse. – Nie jesteśmy zwolennikami wydzielania całego śródmieścia. My w mieście mamy już w osiedlach odcinki ulic ze znacznym ograniczeniem prędkości. Robiliśmy to na wniosek mieszkańców, albo po tragicznych zdarzeniach drogowych. To poniekąd naturalne i wynikające z potrzeby – przekonuje.
Podobnie jest też w innych miastach. Do niedawna ograniczenie do 30 km/h było nałożone jedynie na pojedyncze ulice. Gdzie takie znaki stoją, można sprawdzać to na bieżąco, na przykład TUTAJ.
I tak ledwo przekraczamy 30 km/h
Czy kierowcy miast, w który strefy są wprowadzane, odczują różnicę? Według serwisu korkowo.pl, średnia prędkość w metropoliach ledwo przekracza 30 km na godzinę. Np. o 11:26 w Pile jeździło się z prędkością 27 km/h, o 12:44 w Katowicach średnia prędkość wyniosła 28 km/h, a o 13:56 w Krakowie – 34 km/h.
– Na początek powinniśmy zadać sobie pytanie o celowość takich zmian. Z naszych badań wynika, że średnie prędkości w centrach największych polskich miast ledwo przekraczają 30 km/h – mówi Kinga Przybysz z serwisu korkowo.pl. – Mimo tego, że w ostatnim roku ruch na ulicach miast nieznacznie przyspieszył, to kierowcy nadal stoją w korkach i póki co nic nie wskazuje na to aby ta sytuacja uległa zmianie. Dlatego wprowadzenie takiego ograniczenia prawdopodobnie niczego nie zmieni – może jedynie zwiększyć liczbę mandatów dla kierowców, którym jakimś trafem uda się pojechać trochę szybciej niż 30 km/h – przekonuje.
Mikołaj Krupiński z ITS dodaje do tego jeszcze jeden mankament ograniczenia prędkości do 30 km/h. – Poruszanie się pojazdami spalinowymi z taką prędkością sprawi, że auta będą zużywały znacznie więcej paliwa - taka jazda jest nieekonomiczna – mówi.
A jak, Waszym zdaniem, sprawdzi się ograniczenie? Chcielibyście zobaczyć je także w Warszawie, Poznaniu, albo Wrocławiu?