Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
W czasie blisko trzygodzinnego (!) koncertu 80-letniego Paula McCartneya na scenie pojawił się Bruce Springsteen, Dave Grohl z Foo Fighters oraz... John Lennon. Jakim cudem? Legendarny muzyk Beatlesów nie puścił piosenki "I've Got A Feeling" nagranej w 1969 roku, ale poprosił o pomoc Petera Jacksona. Reżyser trylogii "Władca Pierścieni" ma też na koncie dokument "Get Back" o Beatlesach.
Jackson korzystał z najnowszych zdobyczy techniki (a konkretnie uczenia maszynowego). Dzięki temu udało się wyodrębnić głos Lennona z archiwalnego nagrania. - W rzeczywistości nauczyliśmy komputer, jak brzmi John i jak brzmi Paul - przyznał reżyser. Nieżyjący muzyk "zaśpiewał" wraz z zespołem na żywo. W tle na telebimie puszczono wideo z legendarnego koncertu na dachu Apple Corps w Londynie, który też został odrestaurowany na potrzeby dokumentu "Get Back". Możemy go obejrzeć na Disney+.
Nowoczesna technologia daje sporo możliwości, ale ich wykorzystywanie jest czasem mało etyczne. Sztuczna inteligencja może posłużyć do np. nagrania pośmiertnych płyt (nawet powstała taka piosenka Beatlesów) czy holograficznych występów (np. Whitney Huston) i budzić niesmak.
Raczej wszyscy się zgodzimy, że akurat Paul McCartney nie miał złych intencji, ale chciał uczynić koncert wyjątkowym i oddać hołd zmarłemu koledze z zespołu. Sam zresztą to mówił w czasie festiwalu. - To dla mnie wyjątkowa chwila. Wiem, że to wirtualne, ale daj spokój – to John! Jesteśmy znowu razem - przyznał poruszony.
Julian Lennon miał zaledwie 17 lat, gdy jego ojciec został zamordowany. Niecodzienny koncert zszokował go, o czym powiedział w niedawnym wywiadzie dla magazynu "Mojo". - Obejrzałem go na YouTube – i pomyślałem: "Nie wiem, czy czuję się z tym komfortowo. Zszokowało mnie to".
Dodał, że trudno od początku trudno mu patrzeć na to, jak jego ojciec zostaje "przywrócony do życia", by zagrać ze swoim starym kolegą zespołu. To nie był bowiem jedyny występ w tej formule. Paul McCartney pierwsze koncerty z wirtualnym Johnem Lennonem zaczął grać w kwietniu.
Julian Lennon nie był się w stanie zmusić do oglądania pierwszego występu z trasy. Nie wiedział, jak sobie poradzi z oglądaniem zmarłego ojca na ogromnym ekranie i słuchaniem jego niesamowicie realistycznie odtworzonego głosu. Jednak po dwóch miesiącach, kiedy o koncercie zrobiło się głośno, przełamał się. - Właściwie to mi się podobało - przyznał.