Jarosław Marek Rymkiewicz to główny duchowy przewodnik tych Polaków, którzy mówią dziś o sobie "prawdziwi", "niepokorni", "solidarni". Dla nich jest osobą nieskazitelną, wzorem moralnym i jednym z tych, którzy nigdy nie uginają się w najważniejszych sprawach. Nieco inny portret poety kreśli jednak w najnowszym "Newsweeku" Rafał Kalukin...
Ulubiony poeta dzisiejszych narodowców nie od zawsze był przekonany do prawicowych ideałów, którym dziś hołduje. Choć w dzieciństwie rodzice karmili go patriotyczną twórczością m.in. Juliusza Słowackiego, jako dorosły człowiek bardzo mocno dał się porwać ideom socjalizmu. Rafał Kalukin w "Newsweeku" przypomina, że w 1956 roku, 21-letni Jarosław Marek Rymkiewicz opublikował artykuł o "zblazowanym szakalu". Takim mianem określał inteligentów wrogich komunistycznej rewolucji.
Rymkiewicz orędownikiem socjalizmu? Nic dziwnego, skoro jego matka tuż po wojnie dołączyła do partii, a ojciec pisał wychwalające nowy powojenny ustrój reportaże. Jednak także i dalsze losy poety mogą głęboko zdziwić jego obecnych fanów. Dla dzisiejszych narodowców, Czesław Miłosz to w świecie kultury taki sam zdrajca Polski, jak Lech Wałęsa w polityce. Tymczasem dojrzały już Jarosław M. Rymkiewicz pisał o nobliście prawdziwe laurki.
W książce z lat 80. "Hańba domowa" Rymkiewicz wyznaje, że Miłoszem zafascynował się, gdy w domowej bibliotece znalazł "Ocalenie". "I natychmiast zdałem sobie sprawę, że mam do czynienia z wielkim poetą. [...] Byłem całkowicie zafascynowany tą poezją i ta fascynacja przenosiła się w wymiar moralny" – twierdził. Przekonując, że uznał wówczas, iż "wszystko, co robi wielki poeta, jest słuszne. Jest moralnie godne. Wobec tego niegodni są ci, co mówią, że on jest zdrajcą”.
W wolnej Polsce zmienił jednak zdanie i nie pozwolił, by jego słowa na temat Czesława Miłosza znalazły się w antologii wierszy o nobliście. Ale to nie jedyny utwór, którego Rymkiewicz wstydzi się przed obecnymi czytelnikami. Kalukin przypomina, że podobnie jest książką "Umschlagplatz”, w której poeta próbował zmierzyć się z tematyką antysemityzmu. I to wcale nie w taki sposób, jak dzisiaj, gdy głoszenie antysemickich poglądów nie jest dla niego problemem.
Choć z tym miał już problem i przed laty. W czasach PRL-u, gdy przyjechał do stolicy, obracał się w kulturalnej śmietance towarzyskiej Warszawy. Był przyjacielem Julii Hartwig i Artura Międzyrzeckiego, zasiadał przy słynnym stoliku w "Czytelniku" obok Gustawa Holoubka, Tadeusza Konwickiego i Ireny Szymańskiej. Znał się też z Andrzejem Kijowskim. Ale ten w swoim "Dzienniku" opisał go słowami "mały intrygant, rzemieślnik i groszorób". Wcześniej wspominając, że Rymkiewicz "zaczepił się" do Artura Międzyrzeckiego, by "wejść w warszawskie środowisko i zyskać dla siebie alibi, potrzebne mu ze względu na oskarżenia o antysemityzm, jakie przeciw niemu wytoczono w Łodzi".
Kijowski kwestionował też to, że Jarosław M. Rymkiewicz podpisał list w sprawie "Dziadów". Gdy bowiem chciano uzyskać jego podpis, poeta stwierdził, że raz już list podpisał. W Warszawie pamiętano mu jednak, że wcześniej podpisał też inny list, tzw. "sześciuset".
Tłumacząc, jak to możliwe, by taki człowiek nagle stał się idolem prawicy, a nawet skrajnej prawicy, "Newsweek" cytuje Lidię Burską, która z Rymkiewiczem pracowała w Instytucie Badań Literackich. "Znalazł się w pułapce intelektualnej, którą sam na siebie zastawił” – stwierdziła już 20 lat temu. Poeta po prostu non-stop zmieniał sobie wroga. Najpierw byli to inteligenci wrodzy rewolucji, potem ZSRR, a później kapitalizm.
Dobrze było mu tylko w krótkich czasach IV RP. „W Polsce, przynajmniej od 70 lat, nigdy nie żyło się tak dobrze i tak przyjemnie jak teraz” – twierdził, gdy krajem rządził Jarosław Kaczyński. Rymkiewicz podkreślał, że "dostał na starość wielką nagrodę", ponieważ udało mu się "kątem oka, przez małą chwilę, popatrzeć na Polskę, która będzie szczęśliwa”.
Wszystko dzięki jego imiennikowi, Jarosławowi Kaczyńskiemu. „Wszystko, co robi Jarosław Kaczyński, jest dobre dla Polski. To zdanie obejmuje także jego błędy, jego pomyłki, jego niepowodzenia, jego nieudane przedsięwzięcia” – przypomina słowa poety najnowszy "Newsweek".
Szakal „w pierwszych latach po wyzwoleniu ukuł mit Sybiru. Później, kiedy jednak nie wywożono, mit o krwawym Urzędzie Bezpieczeństwa. Te splajtowały szybko, jako że ich bezsensowność nie gwarantowała przekonania samego siebie”. Produkuje więc szakal kolejne mity. „O tępocie i prostactwie umysłowym” partyjnych agitatorów. O „nudnej i wtórnej” literaturze socrealistycznej. Posuwa się nawet do ataków na Związek Radziecki, „twierdząc, że nasza kultura narodowa ginie, zalewana przez potop tandety” ze Wschodu. Szakale, czyli „młodzi w muszkach, godzinami wysiadujący w kawiarniach, przy brydżu, wódce”. Drwią z „etyki ofiarniczej” i „postawy człowieka pracującego ku pełnej szczęśliwości przyszłych pokoleń”. CZYTAJ WIĘCEJ
Rafał Kalukin o przeszłości Jarosława M. Rymkiewicza
Zbrzydzenie PRL-em z pewnością czuli też sygnatariusze „Listu 34”, którzy w 1964 roku zaprotestowali przeciw represyjnej polityce kulturalnej. Wielkie nazwiska polskiej kultury: Antoni Słonimski, Maria Dąbrowska, Maria Ossowska, Stefan Kisielewski. Gdy treść listu nadano w Wolnej Europie, organizacja partyjna w Związku Literatów Polskich rozesłała do członków wezwania, aby stawili się celem podpisania kontrlistu „w obronie dobrego imienia Polski Ludowej”. Kto chciał, poszedł. Kto nie chciał, został w domu – i żadne represje nie spadały. Poeta – jako jeden z sześciuset – poszedł. CZYTAJ WIĘCEJ