Celem pilota samolotu była niemiecka Kolonia. Na pokładzie była prawdopodobnie małżeństwo z córką. Maszyna wpadła do Bałtyku, nieopodal Łotwy. Właścicielem Cessny 551jest niemiecki biznesmen Georg Griesemann – podała agencja Reutera.
Reklama.
Reklama.
Samolot miał lecieć do Kolonii jednak, zamiast obrać kurs na lotnisko, niespodziewanie poleciał prosto
Pilot nie reagował na wezwania kontrolerów lotniczych, dlatego ci wysłali kontrolnie myśliwce
Wojskowi piloci nie dostrzegli nikogo w kokpicie maszyny
Na pokładzie samolotu prawdopodobnie było małżeństwo, w tym pilot oraz ich córka. Odrzutowcem Cessna 551 z 1979 roku planowali lecieć do niemieckiej Kolonii. Samolot wystartował z południa Hiszpanii tuż przed godziną 15:00.
Właścicielem zarejestrowanej w Austrii maszyny jest niemiecki biznesmen Georg Griesemann – podała agencja Reutera, powołując się na oświadczenie jego firmy Quick Air.
Co się stało z odrzutowcem?
Niemiecki tabloid "Bild" podał, że pilot zgłaszał problemy z ciśnieniem w kabinie. Kiedy kontrolerzy lotu dostrzegli, że samolot, zamiast zejść do lądowania, poleciał dalej prosto, wysłali za nim pilotów myśliwców. Ci poinformowali, że nie dostrzegli nikogo w kabinie odrzutowca.
Jak podaje dziennik "Der Spiegel", według wstępnych ustaleń pilot mógł stracić przytomność.
Samolot przeleciał nad gęsto zaludnionym obszarem, według FlightRadar24 minął nawet przestrzeń powietrzną docelowego lotniska Kolonia/Bonn, zanim poleciał w kierunku Morza Bałtyckiego przez Hanower i Rugię.
Do katastrofy doszło przed godziną 20. Maszyna zaczęła spadać, najpierw tracąc wysokość, później również się kołysząc. Samolot przez chwilę miał także zniknąć z radarów.
Z informacji opublikowanych przez portal FlyRadar wynika, że sygnały z samolotu przestały być wysyłane dopiero na krótko przed 20.00, czyli w momencie, w którym samolot wpadł do wody. Jak podaje portal, końcowa wysokość samolotu wynosiła 2100 stóp przy spadku -8000 stóp na minutę.
Samolot najpierw zaczął tracić wysokość, jak i prędkość, a później zaczął się także kołysać. Wrak udało się zlokalizować nieopodal łotewskiego miasta Windawa.
Okrycia dokonała szwedzka ekipa helikoptera ratunkowego. Na powierzchni morza miała także unosić się plama oleju. Zdaniem służb, nie ma możliwości, że ktoś z pasażerów przeżył.