- Polaku, nie marudź - apeluje słynny psycholog, prof. Philip Zimbardo. Przekonuje, że przez bycie pesymistami sami sobie wyrządzamy krzywdę. Powodów do narzekania mamy bowiem coraz mniej. Mało się uśmiechamy i wiecznie jesteśmy z czegoś niezadowoleni.
- Zauważyłem, że wy, Polacy, często jesteście pesymistami. Przywołujecie straszne duchy z przeszłości - komunistycznego reżimu, nazistowskiej okupacji, a nawet z jeszcze wcześniejszych czasów. Wasze ''teraz'' jest skażone całym tym złem, które was kiedyś spotkało. Mówicie: jesteśmy przeklęci, nasz kraj, nasza ziemia jest przeklęta. Tak jakbyście zbiorowo zachorowali na zespół stresu pourazowego. Nazywam to negatywną przeszłością, to z niej rodzi się wasz obecny fatalizm - powiedział prof. Philip Zimbardo w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej".
Faktycznie jest w naturze Polaków coś, co sprawia, że w światowych rankingach ponuractwa zajmują zwykle czołowe pozycje. W badaniu opublikowanym przez brytyjski dziennik "Telegraph" Polacy zajęli zaszczytne 7 miejsce na liście największych smutasów świata. Wyprzedzili nas Niemcy, Rosjanie i Brytyjczycy.
W wiecznej depresji
Polskie ponuractwo zostało nawet opisane w popularnym przewodniku turystycznym Lonely Planet. Ostrzega on turystów, że mieszkańcy kraju nad Wisłą bardzo rzadko się uśmiechają i a na ulicy nigdy nie odpowiadają obcym na pozdrowienia.
Czyżby uśmiech, życzliwość i optymizm nie leżały w polskiej naturze? - Może nie jesteśmy ponurzy, ale na pewno nie jesteśmy radośni - tłumaczy psychoterapeutka Tatiana Ostaszewska-Mosak. Przyznaje, że dla człowieka przyjeżdżającego z zagranicy może wyglądać to tak, jakby Polacy byli w wiecznej depresji. Nie mają oni zwyczaju uśmiechać się do osób, które nie znają. Nie okazują serdeczności ludziom w banku czy urzędzie. W sytuacjach społecznych uśmiechu brakuje po obu stronach. Naburmuszony petent napotyka zwykle na mrukliwego urzędnika.
Wszystkiemu winna komuna?
Nieco lepiej jest, jeśli wchodzimy w bliższe relacje. Kiedy już zdążymy się poznać, nasze relacje się ocieplają. Potrafimy między sobą żartować, zaczynamy rozmawiać. Okazuje się wtedy, że nie jesteśmy wcale tak ponurzy, za jakich zwykliśmy się uważać.
Ostaszewska-Mosak przypomina, że wciąż brak nam dystansu do siebie i umiejętności żartowania z własnych słabości. - Jak już się dzieje coś złego, to zamiast obrócić to w żart zaczynamy dramatyzować i pokazywać, jak bardzo jesteśmy doświadczeni przez los - mówi.
Swoje wytłumaczenie daje Kazik w piosence "Cztery pokoje". Jedna ze zwrotek dosyć dobrze opisuje naturę Polaków. Kazik śpiewa, że "Polacy są tak agresywni dlatego, że nie ma słońca".
Trudno stwierdzić, czy zła pogoda wpływa na naszą depresyjną naturę. Z podobnymi warunkami atmosferycznymi muszą się bowiem zmagać narody, których o wieczny pesymizm nikt nie posądza. Może to trudna historia, przeżyte wojny i reżim, który przez 60 lat trzymał Polaków pod ciężkim butem?
Psychoterapeutka Ostaszewska-Mosak przyznaje, że czasu komunizmu miały niebagatelny wpływ na nasze narodowe usposobienie. - Cały czas musimy sobie coś udowadniać, przekonywać, że nie jesteśmy słabi i umiemy walczyć o swoje - mówi. Wszystkiego komunizmem usprawiedliwić się jednak nie da. Ten ustrój przyszedł bowiem na jakiś grunt. - Już tacy byliśmy, ten system tylko utrwalił pewne cechy - przyznaje Ostaszewska-Mosak.
Jak już się śmiać, to z kogoś
Czy rzeczywiście z polskim poczuciem humoru jest tak źle? Nie da się zaprzeczyć, że lubimy żartować. Wystarczy zajrzeć chociażby do portali społecznościowych, które aż kipią od żartów na każdy temat. Każda wpadka polityka prawie natychmiast inspiruje internautów do tworzenia prześmiewczych memów, czy dowcipnych filmików.
Takie zjawisko paradoksalnie też łączy się z ponurą Polaków. Łatwiej jest nam bowiem wyśmiewać się, najchętniej z cudzych błędów, niż zwyczajnie radośnie się uśmiechać. - Nasze poczucie humoru zwykle łączy się z tym, co najgorsze, co nas wkurza lub martwi - mówi Michał Sufin, założyciel warszawskiego klubu komediowego "Chłodna 25".
Zauważa, że komicy wygłaszający na scenie swe monologi najczęściej odwołują się do przykrych anegdot ze swojego życia. Żartują z niepowodzeń, swoich lub ludzi im znajomych. Polskie ponuractwo jest jednym z głównych tematów do żartów opowiadanych przez stand-uperów. Czasy względnej stabilizacji i dobrobytu nie inspirują Polaków do wymyślania wysublimowanych dowcipów. Zdaniem Sufina trudniej jest nam śmiać się, kiedy jest dobrze i kiedy są proste powody do śmiechu. - Amerykanie mają takie powiedzenie, że kiepski dzień, to dobry dowcip. U nas to chyba też tak działa - tłumaczy.