
To wymarzona opowieść na Święta. Schorowany biznesmen przed śmiercią przekazuje cały majątek założonej przez siebie fundacji. Teraz organizacją zarządza prezeska, która po 15 latach zrezygnowała z pracy w kancelarii w Warszawie i przeprowadziła się na warmińską wieś. Joanna Bochniarz wierzy, że edukacja jest najważniejsza, ale tylko realizowanie swoich pasji może przynieść człowiekowi prawdziwy sukces.
Prezeska Edukacyjnej Fundacji im. Romana Czerneckiego. Z wykształcenia prawniczka. W liceum zaangażowana w Międzyszkolny Komitet Solidarności, później także w wiele organizacji pozarządowych. Po 15 latach pracy w kancelarii prawniczej zrezygnowała z pracy i przeniosła się na warmińską wieś.
Jego ojciec był humanistą, on skończył fizykę jądrową. Doświadczenia z dzieciństwa były dla niego jednak niezwykle ważne, zapadły w pamięć. Wiedział, że warto robić coś dla innych.
Pomagamy zdolnym uczniom w dalszej edukacji. Ale, w odróżnieniu od innych fundacji, nie dajemy stypendyście ani jednej złotówki, finansujemy wszystko, czego potrzebuje, by uczyć się w najlepszych liceach: wyżywienie, nocleg, podręczniki, ale również pasje.
Bywamy na olimpiadach, współpracujemy z gimnazjami, kuratoriami. Pomagają nam też media lokalne. Żeby dostać się do naszego programu stypendialnego trzeba spełniać trzy kryteria: mieć średnią powyżej 4,75 lub posiadać tytuł laureata konkursu przedmiotowego, mieszkać na wsi i mieć niższy od przeciętnego standard życia. W tym roku granicą był dochód 850 zł na członka rodziny.
Ale odsetki z niego finansują jej działanie. Stypendia pochodzą z funduszy przekazywanych przez rozmaitych darczyńców, a także z 1 procenta podatku. Chodzi o to, by ludzie, którzy przekazują nam pieniądze wiedzieli, że z ich wpłat dotowani są stypendyści, a nie organizacja.
Jestem rodowitą warszawianką, kocham to miasto. Ale nie podoba mi się, jak się rozwija i zdecydowałam się na wyprowadzkę.
Podobnie jak w przypadku pana Andrzeja, duży wpływ mieli na mnie rodzice, którzy działają społecznie od lat. Dla mnie naturalne było, żeby angażować się w działania na rzecz innych. W którymś momencie stwierdziłam, że jest to dla mnie ważniejsze niż praca w kancelarii prawnej, w której spędziłam 15 lat. Więc zrezygnowałam. Poczułam, że należy zamknąć ten etap, bo pewnych rzeczy nie da się pogodzić.
Jestem rodowitą warszawianką, kocham to miasto. Ale nie podoba mi się, jak się rozwija i zdecydowałam się na wyprowadzkę. Moje dzieci poszły do wiejskiej szkoły, a ja pomagałam jako wolontariuszka organizacjom w regionie, gdzie mieszkam.
Wszyscy analizują trendy, a trend jest jeden: ludzie muszą inwestować w swoje pasje, bo tylko wtedy będą lepsi od innych.
Na to cierpi Polska. Ale zdałam sobie sprawę z tego, że to nie jest kwestia tego, kto co powie, ale tego, co ja wiem. A wiem tyle, że organizacje pozarządowe wypracowują w USA 10 proc. PKB. Wiem, że w Polsce to bardzo duża grupa pracodawców – połowa zatrudnia już ludzi na etaty. Że w organizacje pozarządowe angażuje się wiele starszych osób.
Dokładnie. Wszyscy analizują trendy, a trend jest jeden: ludzie muszą inwestować w swoje pasje, bo tylko wtedy będą lepsi od innych.

