Marzenie z dzieciństwa?
Zdecydowanie. Latać chciałem już jako mały chłopiec. Nie było mi to dane od razu, ale to nie jest też tak, że nagle rzucam kamerę i w cudowny sposób zostaję pilotem. Z lotnictwem jestem związany do lat. Zaczynałem latać na szybowcach, później zrobiłem licencję PPL, loty nocne, licencję zawodową, latanie według przyrządów i tak stopniowo dochodziłem do tak zwanej licencji liniowej zamrożonej. To zajęło kilka lat i wymagało sporo wysiłku, bo praca reportera jest bardzo wymagająca czasowo. Nie pozwala siedzieć na lotnisku i czekać na dobrą pogodę.
To jak udało Ci się pogodzić pracę reportera z lataniem?
Uczyłem się do egzaminów i latałem, kiedy brałem urlop. To wymagało czasu i pieniędzy, bo kiedy nie ma się majętnych rodziców, trzeba na to latanie po prostu zapracować.
I to nie mało. Mówi się, że w Polsce szkolenie otwierające pilotom karierę w liniach lotniczych, może pochłonąć lekko ponad 200 tys. zł.
Faktycznie jest to wyjątkowo kosztowana nauka, ale w sumie nigdy nie policzyłem, ile w to wpakowałem. Starałem się robić nalot na różne sposoby, na przykład zrzucałem szczepionki na lisy z pokładu dwupłatowego AN-2, choć oczywiście wydałem na to dużo pieniędzy.
Co Cię skłoniło do zmiany branży?
To nie jest tak, że ja się na dziennikarstwo obrażam. Dziennikarzem nie jestem z przypadku. To również moja ogromna pasja, która zaczęła się jeszcze w liceum. Mam nadzieję, że nadal będę miał z nim styczność. Ale latanie wciąga jak bagno. To jest jak narkotyk. Jak jesteś na ziemi, myślisz o tym, żeby być w górze. Pierwsze loty były ogromnie emocjonujące. Później to mija, bo człowiek jest coraz pewniejszy. Ta praca wymaga ogromnej konsekwencji i odpowiedzialności. Poza tym daje też wolność. To wszystko razem jest ogromnie wciągające. Przecież nigdzie nie ma takich widoków, jak z kokpitu samolotu. Jak zaczynałem latanie jeden z pilotów ostrzegł mnie, żebym uważał, bo jak się złapie bakcyla do latania, to ten bakcyl nie opuści już do śmierci (śmiech). I ze mną tak jest. Miłość do latania jest dla mnie w tej chwili najważniejsza.
Czyli praca spadła Ci dosłownie z nieba.
Trochę tak. Będę latał Boeingiem 737 w liniach Air Poland. W stosunku do firmy mam ogromny dług wdzięczności za kredyt zaufania. Od początku traktują mnie, nowego pilota, jak członka rodziny. Z pewnością nie zawiodę. Najważniejsze, aby robić to, co się kocha (śmiech).