Kolejna kuriozalna decyzja federacji. Polska kadra wraca do domu już po jednym meczu MŚ
Kolejna kuriozalna decyzja federacji. Polska kadra wraca do domu już po jednym meczu MŚ Fot. Volleyball World / FIVB

Polskie siatkarki wygrały w Arnhem mecz inaugurujący mistrzostwa świata siatkarek z Chorwatkami (3:1) i już po jednym spotkaniu wracają do kraju z Holandii. To istne kuriozum, bo nie dość, że nasz zespół musiał lecieć tysiąc kilometrów w jedną stronę, to po kilku dniach wraca do kraju i musi czekać na drugi mecz aż cztery dni. FIVB i tym razem nas nie zawiodła i zgodziła się na kuriozalny początek mundialu.

REKLAMA
  • Reprezentacja Polski rozpoczęła udział w MŚ od triumfu z Chorwacją
  • Co najdziwniejsze, na ten jeden mecz nasz zespół musiał lecieć aż 1000 km
  • Zawody rozegraliśmy w Arnhem, a teraz wracamy do rywalizacji w Gdańsku
  • Polskie siatkarki w piątek w Arnhem rozpoczęły rywalizację w mistrzostwach świata siatkarek i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że do Holandii poleciały tylko na jeden mecz. Tak, bo pozostałe starcia fazy grupowej zagrają w Ergo Arenie w Gdańsku, ale na ten jeden jedyny pojedynek musiały lecieć we wtorek aż 1000 kilometrów w jedną stronę. Na miejscu trenowały, spotkały się z rodakami, wzięły udział w prezentacji i otwarciu MŚ.

    A potem wyszły na parkiet, by wygrać pierwszy mecz w turnieju. W piątek w Arnhem zagrały swój pierwszy mecz w finałach mistrzostw świata od 12 lat. Zaczęły świetnie, miały moment poważnego kryzysu, ale na koniec pokazały wielką siłę na parkiecie i wygrały bardzo ważny mecz z Chorwacją 3:1 (25:19, 21:25, 25:23, 25:15). Pierwszy krok w stronę awansu z grupy został wykonany, drugi możemy postawić we wtorek w meczu z Tajlandią.

    Czyli dokładnie za trzy dni. Wszak teraz Biało-Czerwone muszą wrócić do kraju, odpocząć po podróży, potrenować na miejscu i odetchnąć na tyle, by móc wrócić do rywalizacji w finałach MŚ. Do końca pierwszej części mistrzostw rywalizować będziemy już w Ergo Arenie w Gdańsku, więc na jeden mecz zespół Stefano Lavariniego musiał lecieć 2000 km i tracić kilka dni, które można było wykorzystać znacznie lepiej.

    Powód? Decyzja władz FIVB, które zgodziły się na pomysł Holendrów i niecodzienne otwarcie turnieju. Miejscowi ściągnęli wszystkoe drużyny do Apeldoorn, gdzie w czwartek na scenie zaprezentowano finalistki MŚ i zorganizowano imprezę. Bawiło się na niej około 4000 ludzi, wszystko nie wyglądało zbyt efektownie i można śmiało powiedzieć, że całą ceremonię śmiało można było odpuścić. Ale FIVB się uparła i trzeba było lecieć.

    Do tego w trakcie prezentacji w przypadku naszej reprezentacji nie obyło się bez zgrzytu. Biało-Czerwone wybiegły na scenę ustawioną w centrum miasta w rytm szlagieru zespołu Weekend "Ona tańczy dla mnie" i nie kryły, że gospodarze mocno je zaskoczyli. – Byłyśmy zaskoczone, a niektóre dziewczyny były zszokowane – mówiła Weronika Szlagowska, nasza skrzydłowa. Siatkarek o zdanie nikt nie zapytał...

    Nasz zespół wrócił na szczęście do kraju i od niedzieli zaczyna spokojną pracę przed wtorkowym meczem z Tajlandią, tymczasem nasze rywalki w sobotę grały w Arnhem na stadionie GelreDome, który zamieniono na trzy boiska do siatkówki na czas MŚ. Na początek rywalizacji w grupie B faworyzowane Turczynki sensacyjnie uległy Tajlandii (2:3), a Dominikana odprawiła Koreę Południową (3:0). Teraz każda z tych ekip również rusza w podróż do Gdańska.

    To nie pierwsza idiotyczna decyzja FIVB, dość wspomnieć niedawne MŚ siatkarzy i decyzję władz siatkarskich - o którą żadna z drużyn nie prosiła - by rozstawić Polskę i Słowenię po fazie grupowej, co paradoksalnie skomplikowało nam drogę po medal. Działacze światowej federacji nie zawodzą i brodzą w oparach absurdu od lat. Dlaczego tak się dzieje? Bo mogą.