Pamiętacie, jak Daniel Olbrychski wybrał się do stołecznej Zachęty z szablą, by pociąć swój portret, wystawiony tam w ramach wystawy „Naziści” Piotra Uklańskiego? Olbrychski pomylił wówczas fakt historyczny z wyobrażeniem. Rzeczywistość z mitem. W identyczną pułapkę wpadli twórcy niesłychanie seksownej kampanii, której celem było nagłośnienie Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu.
Ma błękitne oczy i lubi jajecznicę. Jest Niemcem, więc nazywa się Hans. Tak, jak każda Niemka nosi imię Helga. Hans jest nazistą, więc jest również maszyną do zabijania. Ale przede wszystkim jest piękny.
Hansa wymyślił Wojciech Jeżowski, pomysłodawca akcji społecznej „Pamiętaj o mnie, by to nigdy się nie powtórzyło”. Jeżowski pracował za darmo, dla dobra ludzkości. Podobnie uczynili producenci tej mini-kampanii oraz urodziwy model. W ostatni piątek, 27 stycznia, jego doskonale oświetlona twarz o regularnych rysach zrobiła furorę na Facebooku, a potem zaroiło się od niej w całej Sieci. Hans został weekendowym celebrytą. Plakaty z apetycznym Niemcem stały się dla internautów punktem wyjścia do zbiorowej dyskusji na temat dopuszczalności estetyzacji Holokaustu. Tak, jakby dopiero Jeżowski z kolegami wpadli na to, że naziści mogli być seksowni. Jakby nie było „Bękartów wojny” Quentina Tarantino, instalacji-obozu z klocków lego Zbigniewa Libery, komiksu Spiegelmana, ani setek książek i publikacji naukowych, poświęconych banalizacji zła oraz fetyszyzacji nazizmu.
– Obawiam się, że projektowaniem plakatów z Hansem zajęła się osoba, która wyszła z założenia, że w nowatorski sposób podchodzi do tematu Holokaustu i chciała się swoimi odkryciami podzielić z gawiedzią – mówi Karolina Sulej, dziennikarka, autorka pracy o modzie w warszawskim getcie, która aktualnie pisze w Instytucie Kultury Polskiej UW doktorat poświęcony modzie w obozie zagłady Auschwitz-Birkenau. – Rzeczywiście, u nas wciąż jest to temat delikatny, koturnowy i warto dekonstruować przekłamany, czarno-biały dyskurs na temat Zagłady. Autor sesji z Hansem nie dostrzegł jednak różnicy pomiędzy Holokaustem jako wydarzeniem historycznym a obrazami, które od tego wydarzenia dawno się oderwały. To, jak przechowujemy pamięć o Holokauście, jego wizerunek, nie należy do przestrzeni faktów. Holokaust, w tym ujęciu, staje się pewną metaforą, kostiumem współczesnej mentalności i seksualności. Nasza fantazja zostaje uporządkowana za pomocą mitów. Tym są „Bękarty wojny” Tarantino. Tym są inne pop-kulturowe nawiązania do Zagłady. Hans mnie nie szokuje, on mnie martwi, bo tekst towarzyszący plakatom z Hansem jest śmiertelnie poważny. Hans nie jest ironistą, tylko awatarem z pseudo naukową tożsamością.
Być może wystylizowane plakaty nie wzbudziłyby takich kontrowersji, gdyby nie towarzyszył im nadęty tekst. Pomieszanie faktów i wyobrażeń, o którym świadczy dołączony do posterów scenariusz, zaciemnia przekaz całej kampanii. Taką oto historyjkę o Hansie można przeczytać na fun page’u projektu: „Nie lubił wcześnie wstawać. Tego dnia jednak musiał. Czekało na niego 40 osób. W pośpiechu wypił kawę, zjadł jajecznicę i wyszedł. Godzinę później zamordował 40 osób. Zajęło mu to niecałe 10 minut. W tym miesiącu to był jego najlepszy wynik (przez 6 lat on i jego koledzy zabili 6 000 000 osób)”. Twórcy Hansomanii usiłują wtłoczyć nas w nazistowskie oficerki, nakłaniając, byśmy postawili się w sytuacji mordującego wojaka. „Wyobraź sobie taką sytuację – dziś to Ty po zjedzeniu śniadania masz „w ramach swoich obowiązków” zamordować 40 osób. Ile osób było w Twojej klasie? 20, 30? No więc Twoje zadanie na dziś to zabić 1,5 klasy w Twojej szkole. Czy ruszysz do „pracy” i spełnisz swoją powinność?” – pytają dramatycznie wrażliwi społecznie copywriterzy. Pytanie o treści – „Czy po zjedzeniu śniadania zamordowałbyś 40 osób?” – to już czysta demagogia.
Profesor Paweł Śpiewak opowiadał niedawno na łamach polskiej prasy, że robienie jakichkolwiek filmów o Holokauście nie ma sensu. To miał być argument przeciw gloryfikowaniu „W ciemności” Agnieszki Holland. Dość radykalna, jak na mój gust, teza. Śpiewak uważa, że przekuwanie wojennej traumy i ludobójstwa w atrakcyjne narracje jest swoistym kalaniem świętości. Sęk w tym, że nazizm nie jest już tylko upiorem z przeszłości, smutną kartą XX-wiecznej historii, hasłem z pamiątkowej tablicy. Nazizm jest również konstruktem kulturowym, pojęciem w procesie, którym można demaskować współczesne choroby. Nazizm działa na naszą wyobraźnię, podnieca nas, jest cool. Nazi-szyk atakuje nas z wybiegów mody, galeryjnych przestrzeni, teledysków.
Młodzi ludzie, zainteresowani tematyką Holokaustu, mówią nieraz prześmiewczo, że dzisiaj wypada interesować się „Holo”. Jak mniemam, interesuje się nim także przystojniak, który zdecydował się wcielić w postać Hansa. Ciekawe, czy przywdzianie munduru podziałało na niego, jak afrodyzjak. Czy pozując z wydętymi wargami, miał przed oczami kadry z „Nocnego portiera”. Czy widział film „Berek”, autorstwa polskiego artysty Artura Żmijewskiego, usunięty niedawno z berlińskiej wystawy, mającej upamiętnić tysiąc lat polsko-niemieckiej historii. Praca wideo Żmijewskiego przedstawia grupę ludzi, którzy nadzy bawią się w berka we wnętrzu komory gazowej. Czy Hans z plakatu zdaje sobie sprawę ze znaczeń, którym obciążone jest jego istnienie? Szkoda, że na plakatach, zamiast pretensjonalnej opowieści, nie pojawiło się choćby logo Hugo Bossa. Modowej marki, która w przeszłości szyła mundury dla esesmanów, a dzisiaj reklamuje się za pomocą kampanii łudząco podobnych do tej z Hansem. I to jest dopiero chichot losu, i to jest temat.