Kto bogatemu zabroni palić w kominku studolarówkami? Jeśli taką ma fantazję, niech puszcza z dymem swój majątek. Gorzej, gdy majątek - nasz, narodowy - przepuszcza władza. Marnotrawi go głupio lub zagarnia tak łapczywie, że na horyzoncie rysuje się widmo bankructwa. Naszego, nie ich.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
To złodziejstwo ma charakter systemowy i zorganizowany - Ewa Siedlecka opisała w tygodniku "Polityka" jak działa jedna z takich przepompowni publicznych pieniędzy, czyli tzw. "jednostki pozabudżetowe": wszelkiej maści instytuty i fundusze, powołane do życia przez PiS, zasiedlone przez działaczy, ich krewnych czy znajomych, zasilone milionowymi dotacjami z budżetu. Weźmy jeden przykład.
Pod koniec ubiegłego roku odbyło się pierwsze czytanie projektu ustawy o stworzeniu Polskiego Instytutu Rodziny i Demografii, którego roczny budżet ma opiewać na 30 milionów (a prezes tego ciała może liczyć na pensję w wysokości 14 tys. zł).
– To projekt oczekiwany przez wiele środowisk prorodzinnych - przekonywał z sejmowej mównicy poseł PiS Bartłomiej Wróblewski, będący przedstawicielem wnioskodawców, ale i znanym obrońcą życia poczętego.
Zapewne, gdy Instytut w końcu powstanie (na razie ustawa utknęła w sejmowej komisji spraw społecznych i rodziny), to kilka rodzin w Polsce serdecznie się ucieszy. Tych, które będą mieć tam swych bliskich z prawem do miesięcznej diety (nie wyższej niż 9 tys. zł) "z tytułu wykonywanych zadań".
Na wszelki wypadek zadania te opisano na tyle ogólnie - np. "formułowanie wniosków dotyczących polityki prorodzinnej" lub "monitorowanie szans i zagrożeń dla rozwoju demograficznego Polski" - by na pewno nikogo nie było można rozliczyć z efektów.
Prawdziwi fachowcy od demografii nie zostawili na Instytucie suchej nitki. Nie spodziewają się, by od tego przybyło Polaków. Za to mamy zagwarantowane, że 30 mln wyleci kominem. Ale kto bogatemu zabroni!Tyle, że Polska nigdy nie była bogatym krajem. Nie stać nas na złodziejską władzę.
Nie stać nas też na władzę, która bezprecedensowo nas zadłuża.
Tymczasem od 2015 roku zadłużenie Polski, według unijnej metodologii, wzrosło o około 500 miliardów złotych, a tym samym zwiększył się - ponad dwukrotnie - roczny koszt obsługi tegoż długu: z 30 do 70 mld zł.
Nie stać nas na władzę, która blokuje nam dopływ gigantycznej gotówki.
Tymczasem PiS machnął ręką na pieniądze z Funduszu Odbudowy: 58 mld euro w bezzwrotnych dotacjach i niskooprocentowanych pożyczkach. Najpierw przepadła zaliczka (wypłacana krajom pod koniec 2021 roku), a teraz od roku pieniądze, które jako państwo żyrujemy, leżą na kontach KE i nie pracują na rzecz naszej gospodarki.
Nie stać nas na władzę, która marnuje choćby złotówkę.
Tymczasem od 3 listopada 2021 roku (wkrótce pierwsza rocznica!) płacimy milion euro kary dziennie za niewykonanie tymczasowego zarządzenia TSUE o systemie dyscyplinarnym sędziów. Czyli za pomysł Zbigniewa Ziobry na "reformę" polskiego wymiaru sprawiedliwości, upór prezesa Kaczyńskiego w sporze z Brukselą i niechęć ich obu do idei niezawisłego sędziego i niezależnego od widzimisię władzy sądu.
Nie stać nas na władzę, która nie potrafi obronić naszej waluty.
Tymczasem złoty słabnie. Kurs dolara pierwszy raz w historii przekroczył granicę 5 zł. Coraz więcej płacimy za euro i franka, a ma być jeszcze drożej. Kilka miesięcy temu Adam Glapiński mówił, że "Narodowy Bank Polski musi dbać o siłę polskiego złotego, ale w granicach rozsądku". Widać złoty nie osłabł na tyle, by prezes NBP zaczął w końcu wykonywać swoje konstytucyjne obowiązki.
Nie stać nas na bezmyślne komunikaty władzy.
Tymczasem Jacek Sasin ogłasza - opublikowany w sobotę wieczór tweet - że rząd wprowadzi tzw. podatek od nadzwyczajnych zysków dla spółek Skarbu Państwa i przedsiębiorstw prywatnych. Nie podaje żadnych innych szczegółów, bo projekt ma być gotowy dopiero za dwa-trzy tygodnie. W poniedziałek notowania warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych spadają do poziomów z marca 2020 roku, kiedy to uderzyła w nas pandemia COVID-19. Z giełdy wyparowuje kilkadziesiąt miliardów zł.
Nie stać nas na władzę, która nie broni swoich obywateli przed pauperyzacją.
Tymczasem coraz wyższa inflacja czyni nas coraz biedniejszymi. A widmo stagflacji, które już nad nami krąży, gwarantuje dalsze obsuwanie się w biedę. Nie zubożejemy jakoś nagle, z poniedziałku na wtorek, to proces, który jednak już się rozpoczął. Dopiero za jakiś czas zorientujemy się, że to już się dokonało i tak, jesteśmy biedni. A w każdym razie biedniejsi lub mniej zamożni niż byliśmy wcześniej.
Nie stać nas na to. Za to PiS stać na wszystko. Dosłownie i w przenośni.
Ludzi tej formacji stać będzie na godne i wygodne życie nawet po utracie władzy, bo nawet jeśli nie każdy zbił w ciągu ostatnich lat gigantyczny majątek, to niemal każdy ma odpowiednią poduszkę finansową. Ludzi tej formacji stać na każdą głupotę i każdy błąd, którego koszty poniesie cały naród. Stać ich na brak odpowiedzialności.
– Polska ma przed sobą piękną przyszłość - rzekł we Wrocławiu Kaczyński. Kłamał. Na razie czekają nas trudne czasy i niepewna przyszłość, czemu PiS w ostatnich latach wydatnie dopomógł.